STOP terrorowi laktacyjnemu!

Terror laktacyjny – sytuacja, w której zaczynasz odczuwać presję związaną z karmieniem piersią. Masz z nim do czynienia zawsze wtedy, gdy ktoś próbuje Ci wmówić, że mleko matki jest jedynym właściwym pożywieniem dla niemowlęcia i powinnaś dawać mu je jak najdłużej (nawet kilka lat).

Jeśli podczas takiej rozmowy zaczynasz odczuwać wyrzuty sumienia (niezależnie od tego, czy i jak długo karmiłaś dziecko piersią), to weź głęboki oddech i po prostu przerwij rozmowę. Terrorystki laktacyjnej do swoich racji nie przekonasz.

terror-laktacyjny-karmienie-piersiaW czasach, kiedy wiele mówi się o rodzicielstwie bliskości, indywidualnym podejściu do dzieci i wsłuchiwaniu się w ich potrzeby, regularnie trafiam na teksty siejące terror laktacyjny, które przekonują młode matki do traktowania siebie i swoich nowo narodzonych dzieci w sposób jak najbardziej szablonowy. I wiecie co? Mam tego dość!

Zalecenia odnośnie żywienia niemowląt od kilku lat są proste i zrozumiałe: karmienie wyłącznie piersią na żądanie przez pierwsze pół roku życia, żadnego dopajania wodą nawet w największe upały. Po tym okresie BLW (Bobas Lubi Wybór) i ciągnięcie cyca do momentu aż dziecko samo nie powie ci, że to obciach. Jasne?

Tylko wiecie co? Ta cała współczesna filozofia rodzicielstwa rozjeżdża się w różne strony.

Terror laktacyjny a dziecko i jego potrzeby

Czy nikt z tych mądrych ludzi, którzy to wymyślili, nie wpadł na pomysł, że każde dziecko jest inne? Że każda matka jest inna? Jedne lubią mleko mamy ponad wszystko, inne jak tylko spróbują owoców i warzyw to zapominają o mleku. Są matki, które czują się spełnione żyjąc zgodnie z rytmem karmienia i bez żenady rozpinają bluzkę w miejscu publicznym, aby nakarmić swoje maleństwa. Rozumiem i podziwiam to, że takie życie im pasuje. Są jednak i takie mamy, które marzą o szybkim powrocie do normalnego życia, bez konieczności wracania do domu na porę karmienia albo po prostu, z przyczyn od nich niezależnych, nie były w stanie nawet podjąć prób naturalnego karmienia.

Szanujmy butelkowe mamy

Moim zdaniem tym wszystkim kobietom, które karmią swoje dzieci butelką, również należy się szacunek. Serio! Przekonałam się o tym, gdy tylko przestałam karmić piersią i głodne niemowlę zmusiło mnie do wstania z łóżka, pójścia do kuchni i przygotowania mleka. A potem jeszcze, na dokładkę, siedzenia i przytrzymywania mu tej nieszczęsnej butelki… O ileż prościej było się obudzić, sięgnąć po dziecko i wepchnąć mu cyca, a samej odpłynąć w objęcia Morfeusza!

Mom-shaming. Słowo nowe, a zjawisko stare jak świat

Laktacyjna terrorystka radzi: Karm jak najdłużej!

Mój syn uwielbiał normalne jedzenie i po ośmiu miesiącach karmienia piersią bez żalu porzucił moje mleko. Chciał się przytulać, chciał się zaciągnąć mlekiem, ale jak tylko poczuł smak mleka przestawał ciągnąć. W tym czasie byłam bardzo osłabiona i mój organizm, pomimo zażywania witamin, dawał mi coraz śmielej znać, że potrzebuje odpoczynku, więc bez żalu zakończyłam karmienie piersią w dogodnym dla nas obojga momencie.

Terror laktacyjny pomija indywidualne potrzeby kobiet i dzieci. Sprawia, że nawet kobiety karmiące piersią czują się zniechęcone. Rozumiem zachęcanie, uświadamianie i informowanie o tym jak wspaniałym darem matki dla dziecka jest jej naturalny pokarm. Nie rozumiem jednak sytuacji, kiedy kobieta taka jak ja, która z ogromnym poświęceniem i komplikacjami karmiła swoje dzieci piersią przez 8 i 14 miesięcy, czuje się chwilami wyrodną matką. Tak, wyrodną! Bo powinna dłużej, bo za mało karmiła, bo przerwała z własnej wygody itp.

Wiem, że moja decyzja o przerwaniu karmienia była słuszna. Nikomu nie pozwolę powiedzieć, że byłam/jestem złą matką, bo za krótko karmiłam. Co więcej, głośno zaprotestuję, gdy ktoś powie: „Szkoda, że nie karmiłaś go dłużej…”.

Wiecie dlaczego? Bo w nosie mam terrorystki laktacyjne i cytowane przez nie zalecenia specjalistów, które zmieniają się co kilka lat jak w kalejdoskopie. Poprawność polityczna i przepisy, które nakazują podczas reklamy mleka modyfikowanego wyświetlać informację, że mleko matki jest najlepszym pokarmem dziecka, również mnie nie interesują. To, co się dla mnie liczy, to opinia mojego lekarza.

Terror laktacyjny – co na to lekarze?

Często zdarza mi się czytać niepochlebne komentarze na temat pediatrów, neonatologów oraz położnych i… włosy mi stają dęba.

Co więcej, jak się ma ta cała wiedza zdobyta przez młode matki na forach i blogach do ogromu wiedzy lekarza? Czy 6 lat studiów medycznych, kilka lat robienia specjalizacji, setki szkoleń i lata praktyki mają dla Ciebie większe znaczenie niż kilka artykułów niewiadomego pochodzenia, które wyszperałaś w sieci? Niestety często okazuje się, że pani po jakimś tam kursie z laktacji, która prowadzi bloga czy grupę na Facebooku, jest dla młodej matki większym autorytetem niż lekarz. Nie ważne, że nigdy w życiu nie widziała na oczy ani mamy ani dziecka. W końcu jest ekspertem i wie najlepiej.

Smutne, ale prawdziwe…

Ekspertka z grupy laktacyjnej nie ma zawsze rację

To nie prawda, że mój pokarm jest słaby i dziecko trzeba dokarmiać. Mleko kobiety to nie woda i jest dla małego dziecka wystarczającym pokarmem. Lekarz się nie zna!

Ileż razy dane mi było przeczytać podobną wypowiedź na blogu czy grupie poświęconej laktacji? Dziesiątki, jeśli nie setki!

To prawda, że w 99% przypadków mleko mamy jest wystarczającym pokarmem dla dziecka. Pozostaje jednak niewielki ułamek matek, których mleko faktycznie nie dostarcza dziecku wystarczającej ilości składników odżywczych i jeśli lekarz tak twierdzi, że tak właśnie jest w Twoim przypadku, to pewnie ma rację. W końcu to lekarz, a nie znajoma z internetu, bada Twoje dziecko. To on ocenia INDYWIDUALNIE Waszą sytuację, stan dziecka i widzi, gdy dzieje się coś złego.

Co prawda nie ma twardych dowodów naukowych na to, że lekarz ma rację, bo nikt nie badał Twojego mleka pod kątem ilości składników odżywczych. A nawet jeśli by zbadał, to jego marne parametry w większej grupie badanych próbek okazałyby się… nieistotne statystycznie. Pewnie nie wiesz, ale odstępstwa od normy się zdarzają i nikt nie pisze o nich w ogólnych wnioskach z badania, bo są mało istotne. Nikt również nie uwzględnia ich w ogólnych zaleceniach. Zastanów się jednak czy Twoje dziecko zasługuje na to, by jako nieistotny statystycznie przypadek, został zignorowany.

Co zrobisz jeśli Twoje dziecko nie będzie przybierało na wadze i pediatra zaleci podawanie mu mleka z dodatkiem kaszki albo dokarmianie butelką? Zaufasz lekarzowi czy będziesz się upierać przy swoim? Ja zaufałam i nie żałuję, bo dzięki temu mój synek lepiej się rozwijał.

Zanim więc ruszysz do internetu obsmarowywać lekarza, zastanów się czy aby przypadkiem nie kwestionujesz jego opinii tylko dlatego, że powiedział coś, czego nie chciałaś usłyszeć. Może powiedział coś, co było niewygodną prawdą, ale jednak prawdą?

Terror laktacyjny dotyka każdej młodej matki

Kilka lat temu byłam świadkiem nieprzyjemnej sytuacji, kiedy młoda mama mająca ogromne problemy z karmieniem stanowczo sprzeciwiała się jednorazowemu dokarmieniu dziecka mlekiem modyfikowanym. To była naprawdę wyjątkowa sytuacja, bo pomimo wielu prób pomocy ze strony położnych i lekarzy podejmowanych przez cały dzień, dziecka do późnych godzin wieczornych nie udało się nakarmić. Personel szpitala, słynącego w okolicy z siania terroru laktacyjnego, stał się ofiarą własnych przekonań, a kobieta rzuciła się z pięściami na położną. Hormony wymieszane z fanatycznym przekonaniem o wyższości mleka naturalnego nad modyfikowanym (wyniesione ze szkoły rodzenia) i kotłujące się w głowie przestrogi, że jak raz nakarmi sztucznym, to koniec z laktacją, sprawiły, że zdrowie dziecka stało się zagrożone.

Ta sytuacja na szczęście dobrze się skończyła, ale czy w ogóle musiało do niej dojść???

NIE. Najprawdopodobniej nie doszłoby do niej gdyby ta młoda kobieta, obok informacji o zaletach naturalnego karmienia usłyszała, że najważniejsze jest dobro dziecka i są sytuacje, kiedy to sztuczne, pełne chemii mleko jest lepszym wyjściem z sytuacji niż zagłodzenie dziecka. Albo kroplówka.

Promuj karmienie piersią, a nie terror laktacyjny!

Doskonale pamiętam moje bardzo trudne początki karmienia piersią i ogromne wsparcie, jakie otrzymałam wtedy od mojej mamy. Problemy z karmieniem piersią widziałam również w szpitalu. Niedoświadczone, obolałe i nieludzko zmęczone młode mamy walczyły ze sobą i dzieckiem o to właśnie karmienie. Po kilku nieudanych próbach dopadało je poczucie beznadziei oraz przekonanie, że nie nadają się na matki.

Dobrze się dzieje, że kobiety te otrzymują potrzebne wsparcie również za pośrednictwem internetu. Źle się jednak dzieje, gdy granica pomiędzy życzliwym wsparciem a sianiem terroru laktacyjnego zostaje zatarta. Pomyśl o tym zanim udostępnisz kolejną grafikę siejącą terror laktacyjny wśród matek albo zaczniesz się obnosić na prawo i lewo z karmieniem piersią. Również Facebook ani Instagram nie są od tego, by zasypywać znajomych wszystkim co znajdziesz na temat laktacji. Zdjęcia karmiących kobiet pominę tutaj milczeniem…

Pamiętaj, że nie każda kobieta na początku swojej przygody z macierzyństwem ma wystarczająco dużo siły, by podjąć trud karmienia piersią. Nawet jeśli uważasz, że młoda mama poszła na łatwiznę podając dziecku mleko z butelki, to zachowaj tą opinię dla siebie. Nie masz prawa sugerować jej, że działa na szkodę swojego dziecka.

Każda mama chce dla swojego dziecka jak najlepiej!

terror-laktacyjny-butelka

Jak pokonać kryzys laktacyjny?

66 comments

  • A ja dziękuję Ci za ten ciepły i mądry komentarz. Życzę powodzenia na dalszej ciążowej drodze, szczęśliwego rozwiązania i samych przyjemności z karmienia piersią. Mam nadzieję, że w razie potrzeby trafisz na mądre i ciepłe osoby, które pomogą Ci pokonać problemy z karmieniem i wesprą dobrym słowem, gdy dopadną Cię terrorystki. Niestety nie wiem dlaczego, ale one dopadają nawet mamy karmiące piersią.

    Reply
  • Dziękuję bardzo za ten tekst <3

    Dopiero teraz na niego trafiłam, ponieważ jestem w ciąży i wkręcam się w tematy rodzicielskie. Wcześniej nigdy nie zastanawiałam się nad ideologiami karmienia niemowląt, nie przeszkadzały mi kobiety karmiące piersią przy innych osobach, ale też nie mam pojęcia, w jaki sposób sama byłam karmiona jako niemowlę, bo nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać o to mamę. Krótko mówiąc, temat dla mnie nie istniał.

    Ale teraz, im dłużej wczytuję się w parentingowe internety, tym bardziej włos mi się na głowie jeży. No ludzie! Propagowanie karmienia piersią jest tak niesamowicie nachalne i bez szacunku dla drugiej strony, że aż zaczynam się zastanawiać, jakie kompleksy leczą w ten sposób "laktacyjne terrorystki". Przypomina mi to inne sekty, jak np. biegaczy czy wegan, którzy gardzą każdym, kto śmie mieć słabszą kondycję albo jeść mięso. Co nie zmienia faktu, że są biegacze i weganie, którzy po prostu działają w zgodzie z własnymi przekonaniami i nikogo, kto robi inaczej, nie poniżają.

    Podobnie, z tego, co widzę, jest z modą na karmienie piersią. Mnie teraz wydaje się to przede wszystkim dużą wygodą w porównaniu do butelki, no i oczywiście cenię zalecenia WHO, więc chętnie bym swojego malucha w ten sposób karmiła, jeśli będę miała możliwości. Ale jako osoba z natury przekorna, kiedy słyszę tę laktacyjną propagandę wygłaszaną autorytarnie niczym Słowo Boże bez uwzględnienia indywidualnych potrzeb dziecka i matki, to aż bierze mnie ochota, żeby "na złość babci odmrozić sobie uszy".

    Dziś po raz pierwszy udało mi się trafić w polskich internetach na wyważony tekst o karmieniu. Jeszcze raz dzięki!

    Reply
  • O karmieniu piersią jest wszędzie, na prawdę. Lekarze, szkoly rodzenia, połozne, szpitale, w kazdym artykule (równiez tych o mm), fora. Terror odczułam też na sobie i wiem, że istnieje. Ale artykuł nie potępia ani jednego ani drugiego sposobu karmienia, za to porusza kwestie tych rzadkich przypadków kiedy kp jest niemożliwe a matki którym się nie udało czują się potępiane bo wszyscy myślą tylko o tym jak bardzo się nie starały. O Kp czytałam na długo przed porodem, o pozytywnym podejściu, częstym przystawianiu, odpoczynku, rozmawiałam z kuzynką, która z powodzeniem karmiła piersią swoje dziecko. Wszystko szlo dobrze, po porodzie od razu przystawiony, wszystko ładnie. Syn porządny (4030g) wisiał na piersi i po 2 godziny na raz no ale skoro tak ma byc to niech tak będzie. Przystawianie ciezkie bo na sutkach porobiły mi sie strupy, twarde okropne i bolesne. Położne powiedziały mozna karmić! To karmiłam, łzy mi ciekły, piszczałam z bólu ale sie starałam. Oczekiwałam nawału pokarmu po mniej wiecej 4ech dniach ale nie przyszedł. Przy każdym karmieniu jeszcze cyrk – jedna brodawka bardziej plaska i mały zawsze w ryk bo nie może zlapać. przystawnie czasem 15 minut trwało i obydwoje byliśmy zdenerwowani. Mały wlasciwie caly czas plakał ale co zrobic, to w koncu noworodek, płakac bedzie. Po dwoch tygodniach pojawił sie nawal w jednej piersi, niestety w tej z bardziej plaska brodawką. Synek nie byl w stanie nic wyciągnąć, laktator tez nie dawał rady a ja leżalam 4 dni z gorączką, trzęsąc się, niewyspana, i obolała. I przede wszystkim z okropnym poczuciem winy. Bo tyle czytałam, ze każda kobieta może wiec to w takim razie moja wina. Poszła decyzja – nie jestem w stanie, nic nie leci, ssie i nie słychać jak przełyka, mąż jedzie po mleko. Czekam, nie jestem w stanie wstać, 40 stopni gorączki, ból z piersi promieniując na ręke i plecy, leżąc staram sie drugą ręką utulić synka na swoim brzuchu bo płacze wniebogłosy. Właściwie nie plącze, drze się jak obdzierany. W końcu jest, robimy, karmimy. Ta cisza. Nigdy tego nie zapomne, pierwszy raz synek odłozony po karmieniu nie placze, patrzy sie przed siebie. A potrafiłam trzymac go przy piersi po 3h , zmieniając je, kombinując z pozycjami, nie wiadomo jeszcze z czym. Po nawale starcilam wlasciwie pokarm w tej piersi. To nic, odbuduje! Przeciez sie da, tyle o tym czytałam na forach. Na noc dostawal modyfikowane, ja w tym czasie odciagalam laktatorem. On smacznie spal a ja mialam budziki co 1,5h. Odciągać, odciągać, odciągać. Po karmieniu też odciaglam, pobudzalam. Chodzilam wiecznie niewyspana, kontrolując tylko mililitry. W końcu nie bylam wstanie przez 30min nic wyciągnąć. Przez kilka dni. Koniec tego. i tak juz coraz wiecej dotawal mieszanki bo jedna piersia nie dawalam rady. Połozna wsparla mnie w mojej decyzji, bo widac że ładnie przybiera, zadowolony i uśmiechniety. To moja historia. Moze popełniłam bledy, moze było cos, o czym sie jednak nie dowiedziałam, nie wiem. Staram sie i dalam z siebie wszystko. Tego jestem pewna. Moze tak mam w genach? Moja babcia nie mogla wykarmic córek, mojej mamie tez sie nie udało ze mną i bratem. Mama męza też przeszla na modyfikowane bo to straszny zarłok był (ale z dwiema córkami problemow nie miała). A mój synek jest zdrowy, 4,5 miesiaca, prawie 8kg, 75centyl wzrostu, zaczyna pełzać i smiać sie głosno. A jego mama, gotuje, sprzata i dalej ma siłe się z nim bawić. I wspaniale sie wysypia, ma w ogole energie do zycia. Bo butelka to nie porazka tylko czasem jedyne rozwiązanie aby dziecko nakarmić. Czy butelka jest wygodna? Jest, bo wiem ile mu potrzebne, widze czy zjadl i ile, bo ktos mi moze czasem pomóc. Taka prawda. Czy drugie dziecko bede karmić piersią? Nie wiem, za to wiem ze próbować będe, w koncu mam już troche doświadczenia, wiem czego sie spodziewać. Czy będę się czuła zła, nie dość dobra jeśli sie nie uda? Na pewno juz nigdy.

    Reply
    • Dokładnie tak, ten artykuł dotyczy kobiet, które mimo najlepszych chęci żyją z poczuciem winy, bo nie udało się im karmić piersią tak długo jakby tego chciały. Nareszcie ktoś w pełni zrozumiał jego sens ;)

      Okropnie współczuję Ci zastoju podczas nawału. Ja miałam zastój w obu piersiach, ponad 40 stopni przez cały tydzień i żadne złote rady nie działały. W desperacji obłożyłam się słynną kapustą, po której śmierdziałam jak gar bigosu, a moje mleko przestało synkowi smakować. W efekcie po dwóch tygodniach od porodu ważył mniej niż przy wypisie ze szpitala. Wyłam z bólu, przystawiałam i nic. Laktator nie pomagał, więc masowałam i ściągałam ręcznie z granatowo-sinych piersi mleko, które miało konsystencję śmietany. Dopiero drugi antybiotyk i nagrzewanie się lampą na podczerwień pomogło. Wtedy mleko ciekło samo prosto do butelki. Po pół litra z jednej piersi na raz, ale co z tego skoro dziecko nadal nie chciało jeść i nie rosło. Ile ja się wtedy naczytałam, że nie wolno gnieść zastojów, że nie wolno ściągać mleka ręcznie ani laktatorem… Teraz już wiem, że jak się zaczyna gorączka i ból, to za wszelką cenę muszę ściągnąć każde zgrubienie i pozbyć się zastoju, bo inaczej będzie tylko gorzej.
      Miałam to szczęście, że nie straciłam pokarmu, ale doskonale znam to uczucie bezsilności kiedy nie możesz nakarmić własnego dziecka. Nawet jeśli masz tyle mleka, że mogłabyś nakarmić pół oddziału noworodków, a Twoje dziecko mimo to płacze z głodu.

      Reply
  • Karmic piersia… JAK ?! Pytam. Mialam ogromne checi, niestety ani szkola rodzenia ani polozne w szpitalu ani 3 panie z poradni laktacyjnej nie daly rady… Moje dziecko na sam widok cycka zanosilo sie placzem, chcialo tylko butelke. Wytrzymalam z laktatorem 3 tygodnie, potem powiedzialam dosyc! Ale pozostaly wyrzuty sumienia, ogromne… Nadal mam zal chociaz corka ma 17 miesiecy i juz dawno zjada normalne posilki. A ja nasal mysle ze moze trzeba bylo walczyc. BRAK INFORMACJI, BRAK WSPARCIA LAKTACYJNEGO od poczatku, jeszcze w szputalu na porodowce. Najlepiej „radz se sama:

    Reply
  • Tez bylam wykonczona… Nawet nie mialam isc czasu na toalete a gdzie tu zjesc. Doszlo do tego ze ja karmilam mala piersia a moj maz karmil mnie… Teraz jak tak sobie o tym pomysle to bylo to straszne. I wiem ze jak bede miala drugie dziecko to do takiej sytuacji nie dopuszcze. ☺

    Reply
  • Miałam to szczęście że zarówno w szkole rodzenia jak i w okresie połogu miałam cudowne położne. Zachęcały do karmienia piersią ale nie zmuszały. W szpitalu moja położna ze szkoły rodzenia doradzała i pomagała ale jak zauważyła że po połowie dnia ja już padam z wycieńczenia a mały z głodu płacze i nie śpi tyle czasu sama przyniosła buteleczke z mlekiem. Po wyjściu ze szpitala po miesiącu prób karmienia wymuszania mleka herbatkami na laktacje sama skończyłam w szpitalu z wycieńczeniem. Położna wręcz mnie błagała abym odpuściła bo dziecko potrzebuje bardziej niż mojego mleka mnie żywą. Zaczęliśmy karmić mlekiem modyfikowanym ja odetchnęłam a mały przestał zasypiać tylko ze zmęczenia z powodu płaczu a zaczął z najedzenia. Mimo że miałam dużo wyrzutów sumienia bo ledwo skończył sześć tygodniu bardzo zaczął chorować ale teraz dotarło do mnie że mogłoby się skończyć jeszcze gorzej. Nikt mi przecież nie da gwarancji że jakbym dalej usiłowała go karmić piersią byłby zdrowy. Ale niewiadomo ile ja mogłabym wtedy pożyć.

    Reply
  • Witam. Mam 3 miesieczna corke. Karmie ja piersia a pozniej dostaje z butelki. Bardzo mnie zaciekawil ten artykuł ponieważ mialam bardzo duzy problem z kp. Mala cały dzień siedziala przy piersi a kiedy próbowałam ja odlozyc do łóżeczka wpadala w taki przerazajacy placz ze nie dalo się zniesc. Na początku myślałam że to kolki. Ale pozniej doszło do mnie ze ona po prostu byla glodna. Mam wyrzuty sumienia ze dlaczego nie podalam jej butelki… Nie podawalam ponieważ tak mowila polozna „karmic, karmic i jeszcze raz karmic piersia” „dostawiac dostawiac az do skutku” i tez tak robilam. Az do czasu kiedy polozna przyszla na ostatnia wizyte do malej i zobaczyla jak ona placze po kp. Kazala mi zrobic 90ml butelki jesli wypije wiecej niz 30ml tzn ze jest glodna wypila wszystko. Nie wiedziała co ma powiedziec. Do tej pory karmie i piersią i mlekiem modyfikowanym. Mala ladnie przybiera na wadze i jest zupelnie inna. Drogie mamy nie ma co sie meczyc a szczególnie dziecka glodzic.. I wiem ze moj pokarm jej nie wystarcza. Mowia ze jesli zaczniesz karmic z butelki przestanie pic z piesi w mojej sytuacji to sie nie sprawdza. Wrecz przeciwnie mala zaczela lepiej ciagnac z piersi. Takze jako mamy słuchajmy swojego własnego sumienia i kazda mama dla swojego dziecka zrobi jak najlepiej i podejmie prawidłową decyzje. Na koniec mojej wypowiedzi powiem slowa mojej kochanej mamy ze ty jestes MAMĄ i to ty wiesz najlepiej co jest dobre dla twojego dziecka. I to jest prawda.

    Reply
      • Anna Janda- wiele bym mogla jeszcze pisac… chodzilam z mezem na szkole rodzenia szczerze mowiac nic z niej nie wynioslam a bardziej nic mi sie nie przydalo. W praktyce wszystko wyszlo inaczej. i to jest bardzo przykre. Nawet nikt mi nie potrafil powiedziec (wytlumaczyc, pokazac) jak karmic piersia jak mala dostawiac. tylko potrafily skrytykowac ze ide na latwizne i daje mleko modyfkowane. Kiedy poprosilam w szpitalu o butelke mleka pielegniarka powiedziala ze mam ja dostawiac a nie isc na latwize. Bardzo Pani dziekuje za ten artykul. :)

  • Takie „wzrosty zapotrzebowania” to skoki rozwojowe, zwane też kryzysami laktacyjnymi. Dużo przystawiać i sytuacja po czasie się unormuje. I niech mi ktoś teraz próbuje wmówić, że lekarze mają jakąkolwiek wiedzę o laktacji. Dramat po prostu. Siatki centylowe miał chociaż WHO czy te z książeczek zdrowia? Badania krwi chociaż zalecił jakiekolwiek? Do doradcy laktacyjnego wysłać to mu nie przyszło do głowy. Nawet nie wiem jak to podsumować, żeby nie używać słów powszechnie uważanych za obelżywe. Jeny, jak ja się kontrolnie zważę rano i wieczorem to mi co innego wychodzi, po dwóch dniach to mógł się dzidziuś lepiej wysikać. I potem idzie w świat fama, moje mleko to było za mało, nie najadał się, za mało kaloryczne/chude/jałowe. Chociaż Pani intuicja dobrze podpowiedziała, że dokarmia się po piersi, a nie zamiast.

    Reply
  • Mój synek ważył 4700 g jak się urodził. Mleka miałam całkiem sporo. Ale co z tego skoro syn potrafił w DRUGIM TYGODNIU życia wypijac ponad 200 ml mleka z piersi ( sprawdziłam laktatorem ile mogę wyciągnąć mleka za jednym podejściem) i nie przybieral na wadze. Na cycu wisiał cały czas, wypijal takie duże ilości mleka a cały czas był głodny i waga albo stała w miejscu albo spadała. Meczylismy się obydwoje przez ponad miesiąc. Po miesiącu lekarz stwierdził że nie widzi innej możliwości i trzeba dokarmiac. Do swojego odciagnietego mleka dodawalam mieszanki i po 90 ml synek był najedzony i szczęśliwy. Zaczął przybierać na wadze. KP jest dobre jeśli dziecko się najada i mleko jest odpowiednio kaloryczne żeby dziecko rosło zdrowe i dobrze się rozwijało. Więc teksty w stylu „Twoje mleko napewno mu wystarcza bo moje wystarczało” to można sobie w tylek wsadzić. Zazdroszczę kobietom które KP ale nie uważam że podawanie mm czyni z kobiet wyrodne matki tylko takie które wybrały dobro i szczęście swojego dziecka.

    Reply
  • Moje drugie dziecko nie przybieralo na wadze przez ok. 3 tygodnie. Lekarz neonatolog(międzynarodowy konsultant laktacyjny) powiedział, że nic się złego nie dzieje karmic piersią nie dokarmiać. Tak też zrobilam, syn wkrótce zaczął przybierać na wadze. Bałam sie trochę, ale zaufałam lekarce, bo zapewniła mnie po badaniu ze z dzieckiem nic zLego się nie dzieje, a trzeba czasu żeby laktacji się u mnie rozkrecila. Karmiłam pół roku i zaden terror mnie do tego nie skłonił, t ylko taki sposób karmienia wybralam.

    Reply
  • Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że lekarz ma zawsze rację, bo wykształcony – bo to właśnie lekarze najczęściej chcą wsadzić dziecko w sztywne ramy centyli, centymetrów, cyferek i gramów. W naszym przypadku tak było. Dziecko nam się urodziło z wadą serca, nie przybierało na masie – ciągle słyszałam, że za słabe mleko, że za krótko karmię, że za długo karmię, że źle się odźywiam, że trzeba dokarmiać. Ale ja miałam intuicję i wsparcie męża. Wyłam z bólu, miałam poranione brodawki i nie miałam pojęcia gdzie szukać pomocy (jakoś nie myślałam, że w internecie są jakieś fora/grupy). Walczyliśmy 4 miesiące, zdążyłam też stracić mleko na kilka dni, kilka razy zapalenie piersi i wylądowałam w szpitalu z rotawirusem i odwodnieniem. I nadal wierzyłam, że natura wie co robi dając kobiecie mleko do wykarmienia dziecka. Udało się, zaczęła przybierać na masie. Chcę teraz pomagać tym mamom, które chcą takiej pomocy. Tym, które wierzą, że warto. Bo właśnie takiego wsparcia ja nie znalazłam wśród kobiet/połoznych/lekarzy i rodziny

    Reply
  • Mniej emocji, więcej luzu :) Póki co nikt nikogo nie przywiązuje siłą do fotela, żeby karmić. A że lekarze się nie dokształcają i gadają czasem bzdury (i to niekoniecznie związane z kp) to temat na odrębną dyskusję. Polecam melisę :)

    Reply
  • a ja nie znoszę karmić i nie karmiłam ( max. 2 msc na przemian ). Wolałam aby moje dzieci były nakarmione ze spokojem niż patrzeć na nie z nienawiścią bo ból roznosił ciało a dziecko chciało stale..
    Mam 3 dzieci wykarmionych mm – nie chorują, rosną idealnie, wagowo cacy. Nie przyjmujemy antybiotyków – nie musimy. Ale wy terrorystki dalej wmawiajcie innym ,że dzieci na mm to chorowite słabeusze – może ktoś wam uwierzy – ja wole mieć dziecko szczęśliwe.

    Reply
  • tak tak.. wmawiaj sobie to dalej…najważniejsze są przecież wasze cycki a reszta niech milczy bo wam to przeszkadza… kolejny troll

    Reply
    • Z tego co mi wiadomo kobiety mają piersi. Co takiego niedorzecznego mówi Anna ? Szanujmy siebie nawzajem i swoje wybory. Matki karmiące butelką trafiają na terror laktacyjny, a z kolei matki karmiące piersią trafiają na terror butelkowy. Nic nikomu do tego w jaki sposób matka karmi swoje dziecko, ale jeśli są reklamy MM, to czemu nie ma reklam o KP ? Trochę równowagi by się przydało.

      Reply
  • Bardzo współczuję Pani przeżyć, na pocieszenie jedynie mogę powiedzieć, że każda z nas w jakiś sposób czuje się złą matką, nie musi być to związane z kp. Zgadzam się z jednym, jest to strasznie nie fair, że wszędzie można trafić na informacje o tym jak zdrowo jest kp, a nie ma informacji jak kp, są to informacje ciężkie do zdobycia. Zastanawiała się Pani jaki jest tego powód? A może chodzi o to, że Ci wyuczeni lekarze mają w ciągu 6 lat studiów aż 2 godziny zajęć dotyczacych laktacji? Niestety niewiedza lekarzy i położnych bije po oczach, a doradców laktacyjnych jest jak na lekarstwo. Mamy w Polsce przerażające wskaźniki kp, jest tragicznie i w tym kontekście zabawnie jest czytać o terrorze laktacyjnym. Kolejnym aspektem, z którym się nie zgadzam to wsparcie grup kp, gdyby nie one, tsao sama bym nie kp. Też urodziłam duże dzieci (jedno 4,1 drugie 4,3) pierwsze ciągle plakalo, w szpitalu na każde moje zaniepokojenie jak mantrepodawali mi mieszanke, ja byłam głupia i wierzyłam, myślałam, że to specjaliści, że się na tym znają, że chcą dla nas jak najlepiej… Położna powiedziała, że mam sprawdzić pokarm laktatorem;/ ściągnęłam 10ml… I przerażenie, że mleka nie mam… Teraz już wiem ile błędów popełniłam i wiem też, że do dentysty nie chodzi się z bóle pleców, a do położnej i pediatry, neonatologa, ginekologa nie chodzi się z problemami z lakmtacja-od tego są certyfikowani doradcy laktacyjni. Z drugie dziecko spadło „dużo” z wagi, nikt nie powiedział, że ma prawo, bo poród miałam zabiegowy, tylko jak mantre „dokarmiac, dokarmiac dokarmiac”. Przed porodem byłam 2 tyg. w szpitalu i nie spotkałam ani jednej kobiety, która by nie dokarmiala dziecka z polecenia położnych. Bo mm jest remedium na wszystko, dziecko płacze-mm, nie przesypia nocy-mm, ma żółtaczkę-mm, kolka-mm, zmiany skorne-mm, niski przyrost-mm. Co do niskich przyrostow, również się nie zgadzam, po to są wskaźniki kp, żeby sprawdzać, czy wszystko ok z karmieniem. Sama opisuje Pani problem z przystawieniem, a nie z ilością mleka. I tu jest właśnie pies pogrzebany, bo lekarze i położne nie są zainteresowane powodem problemów, tylko znają jedno rozwiązanie. Nie sprawdzają wędzidelek, nie sprawdzają przystawienia, nie sprawdzają czy nie ma zakażenia, anemii, nie mówią o ryzykach przy smoczku, ogólnie, to niewiele informują. Mamy są zdane na siebie i wiedzę rodziny z prl (tak ja miałam np.) gdyby nie te anioły laktacyjne w internecie zostalabym zupełnie sama. Dlatego, jeśli ktoś czyta ten wpis, pomaga innym mamom w kp, DZIĘKUJĘ ŻE JESTEŚ! Bo gdyby nie te osoby, to wskaźniki byłyby jeszcze tragiczniejsze. Ostatnia sprawa, mam w głębokim poważaniu, kto czym karmi i gdzie, każda z nas chce to co dla dziecka najlepsze. A poczucie winy w macierzyństwo to niestety odczucie nieodłączne. Mówię to ja, matka tandemujaca, badacz, naukowiec.

    Reply
  • Pediatra to dla mnie osoba, która kontroluje rozwój dziecka, przyrost jego wagi i jeśli słyszę podczas wizyty, że dziecko za wolno rośnie, to nie dyskutuję. Na szczęście ufam naszemu pediatrze w 100% i wiele razy się przekonałam, że zna się na dzieciach lepiej niż ja.

    Osobiście nie przepadam za blogiem hafiji, bo oprócz wspierania zdarza się jej głosić dość kontrowersyjne opinie, ośmieszać i stosować ironię, która sprzyja po części tworzeniu niezdrowej atmosfery wokół karmienia. Jej wpisy często bywają pożywką dla laktywistek z facebookowych grup o których wspomniałaś.

    Reply
    • Hafija ma cięty język nie można powiedzieć, ale w kwestii karmienia robi dobrą robotę, ile matek dzięki niej karmi piersią (w tym ja) to masakra. A niezdrowa atmosfera wokół karmienia i ten sławetny „terror laktacyjny”, o którym piszesz? Wystarczy nie czytać stron/blogów itd. które zawierają treści dotyczące kp i problem od razu znika, przynajmniej w 90%. Ja się tam nigdy sterroryzowana nie czułam, ani kp, ani cc, ani blw :-)
      Co do pediatry, to ujmę to tak. Nie chodzi o to, żeby negować z definicji zdanie lekarza. Tylko co robi przeciętny pediatra gdy podejrzewa u dziecka wadę wzroku? Mówi „pani mu jakieś okulary kupi bo coś słabo widzi, do widzenia”? Raczej nie, wysyła do okulisty. Podobnie jest w przypadku wady słuchu, problemów z rozwojem motorycznym, napięciem mięśniowym itd. Jedynie w przypadku kp w większości przypadków pojawia się zalecenie „dokarmiać”, zamiast skierowania do specjalisty (+ oczywiście podstawowe badania, by ocenić czy słabe przyrosty nie biorą się np. z infekcji), który oceni czy rzeczywiście jest potrzeba dokarmiania, jeśli tak to w jakich dawkach, jak często, co zrobić by karmić mieszanie, a co by pobudzić laktację tak by dokarmianie nie było za jakiś czas już potrzebne itd.
      Co zaś do słabych przyrostów to był czas że moje dziecię bujało się w okolicach 40 centyla (spadło z 75 po urodzeniu), nie całe 2 miesiące później, bez dokarmiania mm, wróciło do 75, a dwa kolejne później w okolice 90. Koleżanka za to, ma po prostu drobne dzieci. Z pierworodnym bujali się po lekarzach, specjalistach, cuda wianki, wszystko było ok, dziecko rozwija się prawidłowo, tylko że jest małe i chude, mimo że je za dwóch. Przy drugorodnym odpuścili. Także zmierzam do tego, że siatka centylowa nie jest jedynym wyznacznikiem rozwoju dziecka, bo dziecko to nie układ pokarmowy.

      Reply
  • Dziękuję Ci za ten post. Całą ciążę wyobrażałam sobie mój poród, macierzyństwo w różowych barwach – miało być naturalnie, dzieciątko przy cycu leżące w bambusowych pieluszkach. Urodziłam wcześniaka i różowe barwy szlag trafił, jedną z najgorszych rzeczy jakie mi się wtedy przytrafiły był właśnie terror laktacyjny. Zewsząd słyszałam, że muszę, muszę, muszę mieć mleko – bo wcześniak, bo przeciwciała. Pewnie, że chciałam mu je dać, mam świadomość, że to najlepszy dla malucha lek, zwłaszcza dla urodzonego przed czasem. Przez sześć tygodni maltretowałam te cycki dzień i noc co trzy godziny laktatorem by wyłuskać ledwie 20 ml z obu piersi. Im dalej w las tym było gorzej, doradca laktacyjny na urlopie, a pielęgniarki wilkiem patrząc na te ochłapy mówiły „Tylko tyle?”. No tak, inne mamy znosiły mleko praktycznie wiadrami. Dostałam na tym punkcie ogromnych kompleksów, że nie mogę wykarmić mojego malucha i przede wszystkim przestałam widzieć w karmieniu piersią coś pięknego, teraz widzę to jako horror. Po sześciu 6 tygodniach przystawiłam synka do piersi, popijał mleko „na deser”, pomiędzy konsultacjami u lekarzy i rehabilitacją nie miałam nawet czasu by pomyśleć o wyciągnięciu cyca i rozłożeniu się w fotelu. Mogłam wtedy poprawić laktację, próbować więcej, ale już nie chciałam, brzydko i egoistycznie powiem – nie miałam już na to ochoty. Synek jest karmiony butelką, na modyfikowanym przeżył, jest zdrowy i ma się dobrze, trafiłam w międzyczasie na miłą panią, która uświadomiła mnie, że w ten sposób narażam dziecko na cukrzycę/miażdżycę/zawał serca/ otyłość w przyszłości, już nie zrobiło to na mnie wrażenia, bo nie o to chodzi w karmieniu piersią, by myśleć tak zadaniowo. Może przy kolejnym dziecku zdecyduję się na pierś, może. Póki co jestem zwolenniczką butelki, taką mamą gorszego sortu, bo bez mleka. Powinno się więcej pisać o tym, że od mleka modyfikowanego mniej zdrowa jest nadgorliwość.

    Reply
  • Świetny wpis. Fanatyzm a z drugiej strony „olewactwo ” jest na równi szkodliwy nie tylko w kwestii karmienia piersią ale i każdej sytuacji życiowej.
    Jak lezalam w szpitalu z Córką po porodzie ze wszad łypały na mnie matki że jak ja mogłam DWA (!)RAZY zaniesc dziecko na dokarmianie z własnej woli!? Czy miałam takiemu maleństwo pozwolic glodowac? Trzeba się pogodzic z tym co los nam przynosi ale bezpieczeństwo i zdrowie i matki i dziecka to priorytet.

    Reply
    • Tak, serio. Uważam, ze kp powinno być przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem, przez który nie można pozwolić sobie na chwile szaleństwa, czytaj wypicie dwoch piw ze znajomymi. Małej sie krzywda nie stała, a moj relaks i dobre samopoczucie po spotkaniu z przyjaciółmi wzmogły tylko produkcje mleka (tak, było go megaaa dużo).

      Reply
      • Jakież to ludzie potrafią mieć różne podejście. Na etapie 10 tygodni córka była absolutnym, absolutnym priorytetem, nadal jest. Jakby mi ktoś zaproponowała piwo i dodał, że przecież jak coś dasz mm to szczerze nie wiedziałabym co powiedzieć, na tak niedorzeczną propozycję. Karmienie karmieniem (ale po co dawać gorący kubek jak samemu produkuje się aromatyczny rosołek? bez sensu), ale a jak będzie płakać za mamą to co? Przytulę ja z alkoholowym chuchem?
        Ciężko będzie pani pewnie zostawić takie maleństwo, prawda? Ja też od listopada wracam do pracy (córka będzie miała rok) i nie wiem jak my to przeżyjemy. Jedno jest pewne – będę ryczeć ;-)

  • Nie wierzyłam już, że znajdę taki tekst w polskiej blogosferze parentingowej <3 Dziękuję najserdeczniej – tak strasznie brakuje głosu rozsądku. W Polsce ten ruch laktywistek jest stosunkowo młody i gorliwość wczesnych wyznawczyń przekracza wszelkie rozumne granice, żadne badania, na które tak chętnie się wszyscy wokół powołują, nie uzasadniają tak histerycznego nacisku na karmienie piersią bez względu na cokolwiek, choćby istniały naprawdę dobre powody, żeby przestać. Osobiście od jakiegoś czasu śledzę wypowiedzi polskich laktywistek z niepokojem, w komentarzach już idee mleka na receptę, ciekawe jakie pomysły będą wkrótce…
    W każdym razie jeszcze raz bardzo dziękuję.

    Reply
  • Niestety bzdury to są, ale w tym komentarzu. Jest wystarczająco dużo matek, które się o tym przekonały i mogą to potwierdzić. Cieszę się, że Ty, droga Patrycjo, nie musiałaś się przekonać na własnej skórze ile jest prawdy w tych „bzdurach”. Niestety nie oznacza to, że o problemach z karmieniem piersią wiesz wszystko.

    Reply
    • no jak to… ona jest matka idealna bo cycka daje więc nie ma siły – wie wszystko i każdą sytuację już przeszła.. a jak ktoś ma inne doświadczenia to jest debil i ma siedzieć cicho.

      Reply
  • Co za bzdury. Większego kretynstwa nigdy nie czytałam!!!!! Hahaha i nie mówię tu rzekomym laktoterrorowi ale p ediatrzy nie mają wiedzy natemat karmienia piersią. Nie raz czytałam co radzą młodym matkom i przeraża mnie ich niewiedza. Nie spotkałam się również z opinią, ze matka karmiaca butelka jest zła matka. To bzdura i nagonka by podbić bloga lub post. Dziewczyny czytacie i bierzecie sobie wszystko do serca zamiast ufać zdrowemu rozsadkowi. Smutne to bardzo :-/

    Reply
  • Jakie ma znaczenie ilość godzin jeśli ta osoba nie widzi ani mamy ani dziecka i nie jest w stanie ocenić ich sytuacji w sposób „obiektywny”, a jedynie bazując na subiektywnej relacji kobiety?
    W tekście nie było ani jednego złego słowa o specjalistach od laktacji, którzy mają REALNY (a nie wirtualny) kontakt z młodą mamą i często są dla niej wielkim, nieocenionym wsparciem.

    Reply
  • Jeden z nielicznycb artykulow ktory podnosi na duchu. Mam coreczke 5,5 miesiąca, jak na razie karmie ja piersia ale caly czas z przebojami, malutka ma dni ze drze sie jak opetana przy kazdej probie przystawienia jej do piersi… Na szczescie rodzilam w szpitalu gdzie nie bylo super nagonki na karmienie piersia, bez problemu mozna bylo dostac butelke jak maluszek byl glodny, ale po powrocie do domu sama przez wszystkie artykuly na temat kp tak zwariowala ze stawalam na glowie i non stop tylko o karmieniu myslalam. Teraz juz troszke wyluzowalam, mala ma rozszerzana diete i powiem szczerze ze zastanawiam sie nad powolnym odstawieniem jej od piersi bo nie wiem jak dlugo nerwowo zniose jeszcze jej szalenstwa i moze dzieki temu co przeczytalam teraz bede sie czula choc troszke mniej wyrodna matka ;)

    Reply
  • Ty wiesz i ja wiem, że Ty wiesz, że w tym temacie to mam tylko jedną opinię – nikomu nic do tego, jak ja karmię moje dziecko! Byle było najedzone, zdrowe i szczęśliwe! Różnie to u nas było – zastoje, szpitale, OIOM, kroplówki, antybiotykoterapie, o sterydach (mocno wpływających na apetyt) nie wspomnę… I każde pytanie: „jak pani karmi?” od razu podnosiło mi ciśnienie. Niestety – najwięcej „złotych rad” otrzymałam właśnie w szpitalu. Ale na szczęście obecnie mamy super pediatrę, która od początku mocno podtrzymuje mnie na duchu i nigdy – ale to nigdy! – nie dała mi odczuć, że jestem złą matką, bo mam ogromną awersję do karmienia piersią. Miła Anno – popieram Cię całym sercem!!!

    Reply
    • Ja karmiłam piersią oboje i nie obyło się bez duszności, antybiotyków i sterydów, a co dziecko to lepsze przeboje. Zawsze to powtarzam koleżankom, które mówią, że gdyby karmiły piersią, to ich dzieci byłyby zdrowe. Może by były, może nie… Nie wiadomo. Ale co to teraz zmieni jak się będą obwiniały?

      Reply
  • Czytając komentarze że niektóre matki traktują dziecko jak gadżet, że karmią butelką bo nie chcą rezygnować z wolnego czasu, bo to wygodne to aż płakać mi się chcę. Do dziś, pomimo że minęło prawie dwa lata od urodzenia dziecka wzbudza to we mnie wyrzuty sumienia, bo widocznie jestem wyrodną matką bo wcale nie karmiłam piersią. A wcale to nie było moim planem. Po porodzie, który był powikłanym kilka dni byłam nieprzytomna, lekarze walczyli o każdy dzień mojego życia, chociaż małe szanse na przeżycie mi dawali, gdy tylko odzyskałam jako taką świadomość od razu jedynym tematem było zmuszanie mnie do karmienia piersią. Ja nawet nie miałam świadomości jaki jest dzień tygodnia czy ile dni minęło a tu od razu takie bombardowanie nie zastanawiając się w jakiej jestem kondycji fizycznej i psychicznej. Liczne komentarze ze strony położnych że piersi mi szkoda zniechęcały mnie jeszcze bardziej. Jak tylko odzyskałam przytomność zostawili mnie samą z dzieckiem i sobie poradź. Nikt mi nawet nie wytłumaczył jak je trzymać kąpać przewijać, tylko co chwile nagonka na moje piersi że mam karmić i już bo chyba nie zamierzam w dalszym ciągu karmić mm. A ja płakałam godzinami z bezradności. Starałam się jak mogłam i nadal się staram by moje dziecko było zdrowe i szczęśliwe. Pomimo że karmione wyłącznie mm jest zdrowe i silne i to jest dla mnie najważniejsze. Chociaż moja kondycja psychiczną jest nadal w kiepskim stanie bo po tych wszystkich komentarzach że tylko egoistyczne i samolubne matki rezygnują z karmienia piersią uświadamia mi że już na samym starcie nie sprawdziłam się jako matka. I nigdy w to nie uwierzę że terror laktacyjny to przesadne określenie bo sama go doświadczyłam na własnej skórze i zamiast mnie wspierać w niezliczonych próbach skutecznie mnie zniechęciło aż powiedziałam dość.

    Reply
    • Dziękuję! Mimo, że sama nie byłam w takiej sytuacji, to znam podobne historie i wiem jak bardzo krzywdzące są tego rodzaju komentarze. Szkoda, że osoby je piszące nie mają za grosz empatii :( A może po prostu brakuje im doświadczenia życiowego…
      Pozdrawiam Cię serdecznie! Nie daj się!

      Reply
      • Dziękuję bardzo za ten głos wsparcia. Zrobię wszystko by nie dać sobie wmówić że przez to jestem gorszą mamą. Ja również pozdrawiam.

      • Przepraszam że powtórzyłam historie ale wcześniej dodałam historie jako gość ale przez dłuższy czas się nie pojawiła wiec po zalogowaniu napisałam ją jeszcze raz.

  • Od dawna czekałam na taki głos, od miesiąca moja 9 miesięczna córka popija mieszankę z butli i dobrze jej z tym :)

    Reply
  • A ja mysle ze w dzisiejszych czasach ludzie traktuja dziecko jak gadzet i problem pojawia sie wtedy gdy gadzet nie spelnia wyobrazen. Bo
    wydaje sie ze dziecko to bedzie slodki bobasek z reklamy pampersow lub mleka modyfikowanego. A rzeczywistos okazuje sie brutalna. I nikt nie chce sie poswiecac i rezygnowac z wolnego czasu wiec przestawia na butle i wali tekst o depresji. Znam conajmniej 4 takie osoby.

    Reply
    • Szkoda, że nie udało mi się trafić tym tekstem do Pani wrażliwości. Bardzo przykro czyta się takie okrutne komentarze. Pozdrawiam i życzę, aby życie nigdy nie zweryfikowało Pani poglądów.

      Reply
      • Ja nie namawiam nikogo do karmienia piersia i doskonale wiem ze sa kobiety ktore nie mogo tego robic bo nie maja brodawek mleka czy biora leki itd. Ja stwierdzam tylko ze sa kobiety ktore robia dzieci pod wplywem impulsu a potem jak nie jest tak jak im sie wydawalo bo noe mogaisc ma impreze czy wyjsc ze znajimymi to przestawiaja na modyfikowane i nie ma to nic wspolnego z dobrem dziecka tylko z wlasna wygoda bo dzieciaka na butelce zostawi kazdemu nawet obcemu.

  • Czekalam na taki artykul. Internet od ciazy co chwile podrzuca mi jakies blogi o dzieciach i na kazdym czytam wlasnie o karmieniu mlekiem mamy i ze nie mamy sobie wmowic ze nasze mleko jest niewystarczajace.. Akurat tak sie zlozylo ze urodzilam kawal chlopa (4250) z duzym apetytem. W szpitalu chcial do piersi ciagle a i ciagle plakal. Ciezko bylo mu zlapac moja brodawke, ja kwiczalam z bolu ale sie nie poddawalam. Gdy przyszedl czas wypisu okazalo ze ze spadl ponad 500 g z wagi i ze do domu nie wracam. Zalalam sie lzami. Mialam dosc szpitala, czulam ze zawiodlam jako matka itp. Polecono mi dokarmienie butelka.. Nie zawahalam sie ani chwili. Moje dziecko bylo glodne i zadne czary mary nad moimi piersiami by nic nie zmienily. Zaczelam dokarmiac tez butla. Mam to szczescie ze chetnie chwyta po dzis dzien i piers i butle. Rosnie, przybiera ale najwazniejsze ze jest szczesliwy bo najedzony;) ma dwa miesiace i wazy ponad 6 kg;) wiec musialabym miec mleczarnie zeby go wykarmic;) przeplakalam z tydzien przez wlasnie blogi o karmieniu piersia. Moj syn chyba nie byl wtedy najszczesliwszy;) teraz mamy swoja bliskosc przy karmieniu piersia ale tez ja mam pewnosc ze brzuszek pelny dzieki butli:) rzadko cos komentuje ale tu uznalam ze trzeba:)

    Reply
    • Basiu, bardzo Ci dziękuję za ten komentarz!

      Jesteś wspaniałą, mądrą mamą i doskonałym przykładem, że czasem trzeba połączyć dwa sposoby karmienia i się to udaje. Przykro mi tylko, że Twoja historia potwierdza to, co napisałam w tekście.

      Trzymaj się dzielnie i niech maluch rośnie zdrowo!

      Reply
    • Moja Zuzia ma 4 tygodnie. Bez dokarmiania też nie wyszłybyśmy że szpitala. Urodziła się duża, od początku miała duży apetyt, a ja zero pokarmu. W szpitalu jedyne wsparcie to była wypowiedź położnej, że najpóźniej w 3 dobie mleko się pojawi… Nie pojawiło się, ani w 3, ani w następnych… Walczyłam z dzieckiem, które z płaczem odpychało pierś, z laktatorem, który nie wycisnął z moich piersi ani kropli mleka przez te 4 tygodnie. I tak – w tym czasie moja córka jadła mm, bo w ogóle nie przybierała na wadze. Byłam w 2 poradniach laktacyjnych, bo w tej pierwszej, kiedy pani usłyszała, że w momencie kiedy moja córka skończy dwa miesiące, ja muszę wrócić do pracy, a dziecko zostanie na pół dnia z mężem, to stwierdziła, że nie mamy o czym rozmawiać… Te 4 tygodnie to był ciągły płacz, mój i córki. Tydzień temu zemdlalam z laktatorem w ręku. I wtedy mój mąż powiedział pas. Karmienie piersią jest super, ale jeszcze bardziej niż mleka mamy dziecko potrzebuje jej obecności i czułości. Powoli zaczyna to do mnie docierać, chociaż nadal czuję się złą matką…

      Reply
  • Rodzę dopiero za 4 miesiące, ale przyznam szczerze, że tego terroru boję się chyba najbardziej. Choruję na depresję, na czas ciąży oczywiście musiałam przerwać leczenie, ale chcę jak najszybciej do tego wrócić i już dzisiaj wiem, że dłuższe karmienie piersią nie wchodzi w grę. Myślę jednak, że dla dziecka ważniejsza jest zdrowa, spokojna mama niż mleko. Boję się jednak reakcji otoczenia.

    Reply
    • Oczywiście, że ważniejsza jest zdrowa mama! Nie przejmuj się zdaniem innych i pamiętaj, że ich krzywdzące opinie biorą się z… głupoty i szablonowego podejścia do karmienia piersią.
      Odpowiedzialne macierzyństwo wymaga rozsądku, a nie fanatyzmu.

      Życzę Ci szczęśliwego rozwiązania i radości z macierzyństwa. Powodzenia!

      Reply
    • Dla dziecka najważniejsza jest mama! Mama, a nie rodzaj mleka – i nich nikt Ci nie wmówi, że jest inaczej. A otoczenie niech się – za przeproszeniem – ugryzie tam, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, bo to nie jest ich życie, ich dziecko, ani ich sprawa. Trzymam za Was kciuki.

      Reply
    • Coś w tym jest, bo jeszcze do niedawna nikt z moich znajomych nie czytał blogów parentingowych, a teraz ciągle coś lajkują i udostępniają ;)

      Ale blogi to i tak pikuś w porównaniu z zamkniętymi grupami dla matek karmiących. Na szczęście szybko stamtąd uciekłam ;)

      Reply
  • U mnie tak było prawie 4 lata temu, gdy urodziła się Gaja. Dostałam taki nacisk na karmienie piersią, że omal nie wpadłam w paranoję. Pech chciał, że nie dałam rady karmić bezpośrednio z piersi, tylko musiałam użyć laktatora, co dla niektórych było prawie jak zbrodnia. Ile się napłakałam, nastresowałam z tego powodu, wiem tylko ja. Dzisiaj jestem mądrzejsza w doświadczenia i nie dam już sobie wmówić, że źle robię. Znowu odciągam mleko, ale tym razem robię to bez wyrzutów sumienia. Mogłabym pójść na łatwiznę, kupić mm i mieć na wszystko wyjechane, lecz dla dobra mojej Sary będę odciągała mleko aż do końca. A innym nic do tego.

    Reply
    • Dziękuję Ci bardzo za ten komentarz. Właśnie to miałam na myśli, że niezdrowa nagonka na karmienie piersią powoduje stres i płacz u takich siłaczek jak Ty :)

      Dla mnie jesteś bohaterką! Znam kilka kobiet, które podobnie jak Ty ściagają mleko laktatorem, aby nakarmić nim swoje dzieci i szczerze je podziwiam za trud, poświęcony czas i samozaparcie, bo przecież mogłyby kupić w sklepie mm.

      Reply
      • A ja Tobie dziękuję za miłe słowa, ale szczerze mówiąc, żadna ze mnie bohaterka. Nie wyobrażasz sobie, ile razy miałam już dosyć tego odciągania, zwłaszcza w nocy. Robię to jednak i będę robić dla dobra mojego dziecka, niemniej całego etapu karmienia nie wspominam mile. Nie jest to dla mnie mistyczne przeżycie ani przyjemność, ale no cóż, nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Najważniejsze, że Sara rośnie jak na drożdżach i ma wilczy apetyt :).

  • Wariatki matki sa wszedzie. Podstawa podstaw jest piers przez pierwsze pol roku zycia. Z tym argumentem nie dyskutuje i uwazam,ze pol roku mozna sie poswiecic,przemeczyc,zmierzyc itd.dla dobra dziecka. Sama odstawilam w 10msc. z dwoch powodow: ciaza i poczucia,ze to juz czas. Odstawienie bylo bezproblemowe dla mnie i cory. Dzis juz wiem,ze z kolejna cora tez maks do 10msc.bede prowadzic mleczna przygode. A te wszystkie chore gadki matek terrorystek wkladam sobie w tylek,ze tak powiem :-) ja tam nikogo nie namawiam ale wiem,ze wiele kobiet po prostu traktuje bycie mama jako dodatkowa rzecz do odchaczenia,ja mam inne zdanie i mimo to terroryzowac nikogo nie zamierzam :-)

    Reply
  • Mam alergię na zwrot „terror laktacyjny” ;)
    Ale ogólnie rozumiem, o co ci chodzi. Sama, mimo że karmię piersią bez problemu, czasem mam ochotę w kogoś rzucić butelką. Bo na przykład starsze panie na spacerze chwalą mnie, że karmię piersią. A we mnie się wtedy budzi przekora i wcale nie czuję się wyjątkowo. Raczej z żalem myślę, że pewnie skrytykowały by mamę butelkową :(
    Dla prawdziwej fanatyczki to ja pewnie piersią nie karmię, bo raz na dwa tygodnie młoda dostaje mm (jak wychodzę bez niej; kompletnie nie załapałam laktatora).
    Swoją drogą ja dziś planowałam też wpis o kp vs mm, ale trochę z innej beczki ;)

    Reply
    • U mnie to pewnie kwestia nieszczęśliwego doboru znajomych na Fb, bo ostatnio same laktacyjne kwiatki mi się pokazują.

      Ale niedawno się we mnie zagotowało jak usłyszałam opowieść o tym jak matka w szpitalu prosiła o mleko dla dziecka, bo było głodne, a ona miała problem z karmieniem i w zamian usłyszała, że tylko wyrodne matki nie karmią piersią. W efekcie na następny dzień dziecko dostało kroplówkę z glukozą… No i jak to nazwać inaczej niż „terrorem laktacyjnym”?

      Czekam więc na Twój wpis ;)

      Reply
  • Dokładnie tak było u mnie po porodzie Synka: im bardziej położna środowiskowa naciskała – tym efekt był gorszy. Stres działa na mnie niesamowicie hamująco, a nerwowe tłumaczenie dlaczego mam walczyć „bezdyskusyjnie” wykańczało psychicznie gdy nic nie szło w dobrym kierunku.
    Dlatego teraz już wiem, że to spokój jest najlepszym sprzymierzeńcem i jeśli mam kogoś prosić o pomoc, to tylko sprawdzonego doradcę…

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.