Są trzy rzeczy, których powinien nauczyć swoje dziecko każdy rodzic: krytyczne myślenie, szacunek dla innych i posłuszeństwo. Dzisiaj, w ramach cyklu „Mam uparte dziecko!”, zajmę się tym ostatnim. Opowiem Wam dlaczego i jak powinniśmy uczyć dzieci posłuszeństwa.
Dbanie o bliskie więzi z dzieckiem i traktowanie go z szacunkiem to wspaniałe założenia wychowawcze, które popieram całym sercem. Zauważyłam jednak, że w niektórych sytuacjach ulegają one wypaczeniu. Razem z modą na rodzicielstwo bliskości i okazywanie szacunku dzieciom pojawiła się wśród rodziców niepokojąca tendencja do kwestionowania prawa do wymagania od dzieci posłuszeństwa.
Zdarzyło mi się spotkać rodziców, którzy źle rozumiejąc piękne hasła, zbytnio pobłażają swoim dzieciom i tracą nad nimi jakąkolwiek kontrolę. Kiedy dzieci zaczynają rozrabiać jak pijane zające, brak kontroli nad nimi prowadzi do mało przyjemnych upadków i wypadków. Dziecko może wybiec na drogę i wpaść pod jadący samochód albo zacząć wynosić ze sklepu słodycze, oczywiście bez płacenia. Wtedy z kolei rodzice przestają panować nad sobą i usiłują natychmiastowo odzyskać swój autorytet – krzycząc, szarpiąc i grożąc karą. Przykro na to patrzeć.
Spis treści
Posłuszeństwo rodzicom czy szacunek – pozorny konflikt założeń
Wiele takich sytuacji wynika z zagubienia rodziców, którzy posłuszeństwo i szacunek traktują jako rzeczy przeciwstawne. Zamiast wybierać oba, wybierają jedynie to szacunek, rozumiany jako nieograniczanie dziecka w żaden sposób. Rodzice mówiący głośno o tym, że domagają się posłuszeństwa swoich dzieci, wychodzą na tyranów i bezdusznych tłamsicieli dziecięcej osobowości. Tymczasem nie są to wcale wykluczające się pojęcia, o ile głębiej zastanowimy się nad tym, co rozumiemy poprzez posłuszeństwo.
Równoczesne okazywanie posłuszeństwa i szacunku nie jest w ogóle czymś dyskusujnym. Obie te rzeczy są nam (i dzieciom) narzucone przez kodeks rodzinny i opiekuńczy.
Art. 95. Zakres i zasady wykonywania władzy rodzicielskiej
§ 1.Władza rodzicielska obejmuje w szczególności obowiązek i prawo rodziców do wykonywania pieczy nad osobą i majątkiem dziecka oraz do wychowania dziecka, z poszanowaniem jego godności i praw.
§ 2. Dziecko pozostające pod władzą rodzicielską winno rodzicom posłuszeństwo, a w sprawach, w których może samodzielnie podejmować decyzje i składać oświadczenia woli, powinno wysłuchać opinii i zaleceń rodziców formułowanych dla jego dobra.
§ 3. Władza rodzicielska powinna być wykonywana tak, jak tego wymaga dobro dziecka i interes społeczny.
§ 4. Rodzice przed powzięciem decyzji w ważniejszych sprawach dotyczących osoby lub majątku dziecka powinni je wysłuchać, jeżeli rozwój umysłowy, stan zdrowia i stopień dojrzałości dziecka na to pozwala, oraz uwzględnić w miarę możliwości jego rozsądne życzenia.Dz.U.2015.0.2082 t.j. – Ustawa z dnia 25 lutego 1964 r. – Kodeks rodzinny i opiekuńczy
Czy posłuszeństwo oznacza łamanie charakteru?
– Wiem, że powinnam być bardziej stanowcza, ale nie chcę łamać jej charakteru – powiedziała kiedyś do mnie znajoma z placu zabaw, mama 4-letniej Marysi.
Zamarłam. Nagle zdałam sobie sprawę, że te słowa doskonale oddają istotę pułapki, w jaką wpadają rodzice z naszego pokolenia. Ja również!
Od pierwszych dni wspólnego życia karmimy dziecko na żądanie, budujemy bliskość pozwalając mu spać w naszym łóżku i zjawiamy się u jego boku na każde zawołanie. Robimy to, bo tak właśnie należy postępować, aby maleństwo czuło się bezpiecznie i komfortowo. Tak mija pierwszy rok z dzieckiem, a czasem nawet kolejnych kilka lat. To, co na początku sprawdzało się doskonale, z czasem zaczyna szwankować.
Gdzieś w okolicy drugich urodzin większość rodziców orientuje się, że pora zmienić taktykę i zaczyna stawiać swoim dzieciom wyraźne granice.
Są jednak i tacy, którzy w trosce o dobre samopoczucie dziecka, przyzwyczajeni do braku granic, nie reagują gdy maluch zaczyna odbijać piłkę w domu, wylewać wodę z wanny podczas kąpieli, jeść chrupki na kanapie przed telewizorem i chodzić późno spać. Zachowanie dziecka, które daje się wszystkim we znaki, usprawiedliwiają wiekiem, ognistym temperamentem, silną osobowością czy byciem nocnym typem (po tatusiu ). Lampka ostrzegawcza nie zapala się im nawet wtedy, gdy przerywają sobie posiłek, aby poczucie, że dziecko jest mniej ważne od ich pustego żołądka, nie wpłynęło negatywnie na samoocenę ich latorośli.
Tak naprawdę doskonale przecież wiemy, co należy zrobić, aby przywrócić w relacji rodzice-dzieci odpowiednią hierarchię. Chcemy rządzić, ale niekoniecznie silną ręką. Chcemy, by dziecko respektowało również nasze potrzeby i okazywało empatię. Problem w tym, że boimy się to zrobić, bo jesteśmy przekonani, że odzyskując władzę we własnym domu, okażemy dzieciom brak szacunku. Boimy się tego, że wyraźnie zaznaczone granice doprowadzą do buntu i źle się odbiją na naszych przyszłych relacjach z dziećmi.
Wróćmy do mojej znajomej z placu zabaw. O tym, do czego prowadzi pobłażanie, przekonałam się kilka chwil później. Najpierw mama histerycznie wołała córkę, a ta zupełnie ją ignorowała. Mama wypluwała sobie płuca i była coraz bardziej zdenerwowana. Tłumaczyła, że na plac zabaw wstąpiła tylko na chwilę, wracając z przedszkola i pracy. Była zmęczona, głodna i marzyła o jak najszybszym powrocie do domu, gdzie czekało na nią gotowanie, sprzątanie, zabawa z dzieckiem, wieczorna kąpiel, czytanie do snu i cała reszta innych zajęć. Czuła się tym wszystkim przytłoczona, ale przekonanie, że dziecko potrzebuje do szczęścia zabawy na świeżym powietrzu, i tak zwyciężyło nad jej potrzebami.
Jej początkowo miły ton głosu stawał się coraz bardziej nerwowy. Po chwili przypominał bardziej szczekanie wściekłego psa niż łagodne nawoływanie dziecka. W końcu również jej gesty stały się nerwowe i kiedy wreszcie zdecydowała się podejść do córki, była strzępkiem nerwów. Wiedziałam, że ta sytuacja ją przerosła i czułam się naprawdę źle obserwując to wszystko.
Pewnie nie musicie sobie wyobrażać w jaki sposób sprowadziła swoją córkę ze zjeżdżalni na ziemię. Takie sytuacje zdarzają się często i z pewnością byliście kiedyś jej świadkami. Myślę też, że Wam również zdarzyło się zachować podobnie.
Ta sytuacja uzmysłowiła mi, że stawianie potrzeb dziecka ponad własnymi nie jest drogą do zbudowania dobrych relacji z dzieckiem. W ten sposób nie uczymy go szacunku do innych czy empatii. Uczymy je braku poszanowania innych (rodzica, nauczyciela, szefa) i samowoli do czasu, aż opiekun, wściekły jak stado os, nie straci panowania nad sobą i nie wybuchnie. Paradoksalnie uczymy je więc, że to przemoc jest najlepszym sposobem, by ktoś inny spełnił naszą prośbę.
Po co dziecku granice?
Wyznaczenie i konsekwentne pilnowanie granic dopuszczalnego zachowania jest jak stworzenie dziecku bezpiecznej przestrzeni (ale nie klatki!), po której może się poruszać bez szkody dla siebie i innych. Bez naruszania swoich dobrych relacji z otoczeniem. Każde przekroczenie granic wiąże się bowiem z nieprzyjemnymi konsekwencjami, a czasem nawet niebezpieczeństwem:
- Odbijanie piłki w domu może zakończyć się potrąceniem wazonu czy lampki nocnej, a rozbite szkło może kogoś skaleczyć. /Pomijając już nawet straty materialne/
- Rozlana w łazience woda to niebezpieczeństwo poślizgnięcia się i bolesnego upadku.
- Bieganie przy ulicy może się skończyć wbiegnięciem na jezdnię i potrąceniem przez samochód.
- Późne chodzenie spać skutkuje problemami z wstawaniem rano do przedszkola i poranną awanturą wynikającą z pośpiechu.
Przykłady słuszności przestrzegania ustalonych zasad można podawać w nieskończoność, a dziecko i tak będzie się przeciwko nim buntować, bo nie zna tych sytuacji. Nie zapominajmy jednak o tym, że każda taka zasada nie wynika z naszego widzimisię i ma głębszy sens.
Wychowywanie dziecka zgodnie z filozofią ono wie najlepiej, czego mu potrzeba przypomina hodowanie roślin w dzikim ogrodzie. Rośliny też przecież doskonale wiedzą jak mają rosnąć, a nawet potrafią poruszać swoimi płatkami i liśćmi tak, aby ustrzec się przed szkodliwym działaniem słońca. Bez przycinania i odpowiedniej pielęgnacji wyrosną z nich jednak tylko dzikie chaszcze. Podobnie jest z dziećmi, których zachowania nikt nie stara się utrzymać w wyznaczonych granicach.
Posłuszeństwo a porozumienie bez przemocy
Posłuszeństwo, czyli słuchanie poleceń, ostrzeżeń i zakazów danych z góry, powinno być zdaniem niektórych najbardziej słuszną drogą, jaką może podążać dziecko. Drogą, z której wolno mu zboczyć tylko wtedy, gdy są ku temu naprawdę ważne powody. Przestrzeganie zasad nie może być pojmowane jako przejaw dobrej woli, ani coś z czego można bez konsekwencji zrezygnować, gdy tylko przyjdzie na to ochota. Takie rozumienie posłuszeństwa prowadzi do wymuszania na dziecku pewnego działania.
Porozumienie bez przemocy zakłada, że każde nasze działanie ma na celu zaspokojenie konkretnej potrzeby, a rozwiązanie konfliktu znajdzie się samo, kiedy poznamy potrzeby obu stron. Jak to się ma do tego, co nazywamy „posłuszeństwem”? A no tak, że mając na względzie potrzeby nasze i dziecka, możemy znaleźć sposób na zaspokojenie ich obu.
Przykład:
Idziecie chodnikiem przy ruchliwej ulicy, a dziecko nie chce cię trzymać za rękę i wyrywa się. Ty masz potrzebę (i obowiązek) zapewnienia mu bezpieczeństwa, a ono odczuwa niezaspokojone pragnienie wolności. Jak to pogodzić? Wybierając drogę nvc, możesz umówić się z dzieckiem, że będzie szło bezpieczną stroną chodnika, a ty będziesz je osłaniać od strony jezdni. W przypadku 6-latka taka strategia może się udać. W przypadku przebodźcowanego, głodnego dwulatka wracającego ze żłobka nie ma jednak większych szans na powodzenie. W takiej sytuacji musisz się zastanowić jakie potrzeby naprawdę ma dziecko i czy zaniesienie go wierzgającego do domu nie jest najlepszą dostępną opcją.
Nie obawiaj się, że ucząc dziecko posłuszeństwa względem reguł ustalonych przez kochających go rodziców, mających na względzie jego bezpieczeństwo, wychowasz je na zastraszonego konformistę, który zrobi wszystko, co mu się powie. Egzekwując posłuszeństwo z uwzględnieniem jego prawdziwych potrzeb, nie niszczysz jego psychiki. Nie uczysz ślepego słuchania rozkazów. W ten sposób uczysz dziecko, że trzeba znaleźć taki sposób zaspokojenia swoich potrzeb, by nikt na tym nie cierpiał.
Dobrze, gdy rodzic wymaga posłuszeństwa
Zadaniem każdego rodzica jest uświadomienie dziecku tego, że brak przestrzegania pewnych zasad ma swoje konsekwencje.
Posłuszeństwo i przestrzeganie ustalonych reguł wcale nie musi (i nie może!) się wiązać z przemocą (ani fizyczną, ani psychiczną), zawstydzaniem, obrażaniem i… łamaniem charakteru. Można przestrzegać zasad, zachowując spokój i rozwagę oraz stosując konsekwencje zamiast kar. Z szacunkiem. Bez złości i agresji wobec dziecka.
Jeśli interesuje Cię temat autorytetu i konsekwencji, bo warto sprawdzić jeszcze te artykuły:
Jak odzyskałam autorytet w oczach mojej córki?
O naturalnych konsekwencjach w wychowywaniu dzieci
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.