Niedziela wieczór. Pojechaliśmy na rynek do wielkiego miasta na jarmark bożonarodzeniowy. Był lekki mróz. Wszędzie pełno białego puchu, ale w bardziej uczęszczanych miejscach rozdeptany śnieg zamienił się w jedną wielką breję. W zagłębieniach chodnika utworzyły się już spore kałuże. Była niedziela, więc zamiast nieprzemakalnych spodni i butów, mieliśmy na sobie odświętne stroje. Nie były to oczywiście wypucowane lakierki i białe rajstopki, ale też zdecydowanie nie były one odpowiednie na zabawę w brudnym, mokrym śniegu.
– Nela, nie skacz w tej kałuży, bo przemoczysz buty i będzie ci zimno.
Zatrzymała się na chwilę, ale zaraz skacze dalej. Wpadła właśnie po kostki w mokrą breję. Próbuję więc jeszcze raz.
– Nela, jak będziesz skakać w tym mokrym śniegu, to będziesz mieć mokre buty i będzie ci zimno w stopy.
– Wiem.
– Aha. Czyli wiesz i skaczesz, bo chcesz mieć mokre buty i żeby ci było zimno?
– Nie. Chcę tylko zimno.
I pomknęła przez największą ciapę z wody, błota i śniegu.
A ja stanęłam jak wryta. Bo ona WIE. Zna konsekwencje, wie co się wydarzy i podjęła decyzję.
Czy dzieci z nami nie współpracują, kiedy wbiegają prosto w kałużę i moczą buty?
Niekoniecznie…
Problemem są różne wizje współpracy, a nie brak współpracy
Jesper Juul napisał, że dzieci z nami współpracują nawet wtedy, kiedy tego nie widzimy. Bo dziecko bierze telefon albo komputer i gra, a my się denerwujemy. Dlaczego? No, bo oczywiście znowu sięga po elektronikę. Prosta sprawa.
Nie widzimy jednak tego, że dziecko zajmuje się sobą, schodzi nam z pola widzenia (i słyszenia), żebyśmy mogli odpocząć albo popracować. Nie widzimy, że współpracuje z nami na swój sposób.
Wróćmy do mojej skaczącej w mokrym śniegu Neli.
Nela doskonale wiedziała, co się stanie. Ostrzegłam ją. Albo raczej poinformowałam. Nie zignorowała mojego komunikatu. Ona miała po prostu inny cel – chciała poczuć chłód na stopach.
A to, że jej cel rozjeżdżał się z moim wyobrażeniem o naszej współpracy (czyli: ona ma ciepło w stopy, a ja unikam suszenia butów) to już zupełnie inna sprawa. Przecież nawet jej nie powiedziałam, że tu chodzi o coś więcej niż jej ciepłe nogi.
Czy zgadzam się na współpracę z moim dzieckiem?
Czy mogę zrezygnować z mojej wizji współpracy i pozwolić Neli na realizację jej wizji? Co się stanie, jeśli uszanuję jej decyzję?
Jak bardzo zależy mi na tym, żeby nie czuła zimna? No tak trochę… W sumie i tak idziemy już do auta. Nic się nie stanie, jak trochę zmarznie.
Jak bardzo uciążliwe dla mnie będzie to suszenie butów? Tylko troszkę. Najpierw trzeba będzie je wrzucić do suszarki, a potem położyć na kaloryferze. Do rana jednak powinny być suche.
– Wiesz co, Nela? Skacz sobie, skoro chcesz, żeby ci było zimno. Tylko idź trochę dalej ode mnie, żebyś mnie nie ochlapała, bo ja chcę, żeby mi było ciepło. Ok?
– Ok!
Zdjęcie stare, ale miłość do kałuż ta sama!
Niewiele brakowało…
Niewiele brakowało, żebym wzięła ją mocno za rękę i pociągnęła za sobą. Niewiele brakowało, żebym nieświadomie odebrała jej prawo do decydowania o tym, czy będzie jej ciepło czy zimno. Żebym nakrzyczała na nią, że przez tą swoją głupią zabawę będzie chora. Że obie będziemy chore, bo ochlapała mnie tą zimną, obrzydliwą breją… A w dodatku ochlapała moje nowe, zamszowe kozaki.
Niewiele brakowało, żebym zachowała się zupełnie inaczej.
Pewnie jeszcze niejeden raz się zachowam inaczej, bo nie będę miała sił ani cierpliwości, a perspektywa jej zimnych stóp będzie kroplą, która przeleje czarę goryczy i w mgnieniu oka zamienię się w strasznego Mamozaura. Tego, który krzyczy na dzieci, wcale ich nie słucha i zieje ogniem wściekłości na wszystkich.
Dzisiaj jednak cieszę się, że tego nie zrobiłam, zgodziłam się na inną współpracę i że oddałam mojemu dziecku prawo do decydowania o sobie.
Nela do domu wróciła w mokrych butach, z zimnymi stopami. Ale za to obie miałyśmy dobre humory.
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.