Czyli jak zachowuję spokój, kiedy dziecko (brzydko mówiąc) aż prosi się o awanturę…
Zacznijmy od tego, że zwrot dziecko aż prosi się o awanturę jest daleki od prawdy. To przypisywanie winy za konflikt niewinnej osobie.
Dziecko nie prosi się o awanturę. Ono szuka sposobu na powiedzenie o co mu chodzi, dogadanie się, ale robi to mało skutecznie. Albo to my nie jesteśmy w stanie usłyszeć jego potrzeb, bo noc była ciężka, w pracy naglą terminy, siatka z zakupami pękła na środku ulicy, a dziecko znowu robi wielką aferę o przysłowiowe nic.
Choć brzmi to banalnie, to tylko spokój cię uratuje. Tylko w spokoju będziesz w stanie uniknąć nadciągającej burzy. Jak tego dokonać?
Oto moja wypracowana przez lata strategia unikania awantur. Nie zawsze się udaje ich uniknąć, ale jest zdecydowanie coraz lepiej.
Spis treści
1) Przechodzę do działania
Nie straszę, że coś zrobię, tylko to robię. Nie rzucam gróźb i kar w nerwach. Jeśli naprawdę mam zamiar zabrać dziecku piłkę, odmówić kompotu albo wysadzić je z auta, bo tak będzie lepiej dla wszystkich, to robię to zanim puszczą mi nerwy.
Wkurzony rodzic, który rzuca karami i krzyczy, nie uspokoi dziecka. Co najwyżej je pokona w próbie sił.
2) Uprzedzam o nadchodzącej zmianie
Informuję dziecko, że za pięć minut wyjdziemy z placu zabaw i pójdziemy do domu. Po tym czasie naprawdę wychodzę i nie wdaję się w żadne negocjacje, bo wiem, że wkrótce komuś puszczą nerwy, zaczną się krzyki, szarpania i W takim razie idę do domu bez ciebie.
3) Trzymam się ustaleń, ale nie nie narzucam ich
Pozwalam dziecku negocjować czas zabawy, ale tylko na etapie zawierania umowy. Jeśli dziecko przyjęło do wiadomości, że za 5 minut jest koniec, to nie może już negocjować dodatkowych minut po upływie tego czasu.
4) Pozwalam dziecku decydować o sobie
Nie chce? Niech nie je. Musi jednak siedzieć z nami przy stole (wtedy się zwykle na coś skusi), bo czas posiłków, to również wspólny, rodzinny czas.
Nie chce zakładać kurtki? To niech idzie do przedszkola bez kurtki. Kurtkę niech jednak niesie w rękach. Założy, jak zmarznie.
Kiedyś nasza Gaba uparła się, że nie założy butów do przedszkola. Wyszła więc boso z domu i szła tak kamienistą drogą. Straaaasznie się przy tym darła, ale… butów nie założyła, dopóki nie pokonała najbardziej kamienistego odcinka.
Na szczęście, straż miejska akurat nie jechała naszą ulicą, a żaden z sąsiadów nie wezwał opieki społecznej. Jakby co, to niosłyśmy te buty w rękach, a ja przypominałam jej, że w każdej chwili może je założyć…
5) Pytam o co chodzi
– Dlaczego płaczesz?
– Ktoś cię skrzywdził?
– Co mogę zrobić, żeby ci pomóc?
Podsuwam dziecku propozycje odpowiedzi, włącznie z:
– Nie wiesz, o co mi chodzi? Po prostu chce ci się płakać/jesteś zła i wszystko cię denerwuje?
Czasami dzieci głośnym płaczem (albo napadem furii) resetują swój przeciążony układ nerwowy i niewiele da się na to poradzić. Trzeba po prostu przeczekać.
Jeśli macie do czynienia z częstymi napadami furii, to polecam książkę Stuarta Shankera Self-reg. Dzięki niej lepiej zrozumiecie, jak działa układ nerwowy i szybciej zlokalizujecie przyczyny tych napadów.
6) Nie skupiam się na winie, tylko na eliminowaniu szkód
Nie prowadzę dochodzenia w sprawie kto kogo uderzył i kto zaczął – skupiam się na okładaniu poszkodowanego lodem.
Nie dyskutuję o tym kto rozlał wodę, tylko wręczam ścierkę i wycieramy. Czasem to ja wycieram, ale „winny” stoi i asystuje. Albo tylko patrzy. Dzieje się tak, szczególnie w sytuacji, gdy „winny” wyje z wściekłości i nie jest w stanie sam posprzątać.
Po opanowaniu sytuacji, zastanawiamy się, jak do tego doszło i co zrobić, żeby następnym razem było lepiej.
7) Mówię, że zamieniam się w Mamozaura
Kiedy czuję, że nie wytrzymam i dam się wciągnąć w awanturę, to mówię o tym dzieciom. Nie robię tego wprost, ale uciekam się do metafory i mówię, że zamieniam się we wściekłego Mamozaura. Do tego czasem wydaję z siebie groźny ryk, dla rozładowania atmosfery.
Nazwanie mnie samej Mamozaurem obniża moje napięcie, równocześnie wyjaśniając im, dlaczego już nie jestem taka cierpliwa i mogę być niesprawiedliwa. Na hasło „Mamozaur” moje dzieci odpuszczają walkę o sprawiedliwość i jak najlepsze traktowanie. W złości nie jestem do końca sobą, więc lepiej odpuścić i wrócić, kiedy mama się uspokoi.
Domowe konflikty nie są niczym złym
Dzięki nim dzieci uczą się podejmowania dialogu w stresujących sytuacjach, negocjowania i reagowania na emocje innych osób. To dzięki nim wiedzą, gdzie są granice, których przekroczenie sprawia, że ludzie się złoszczą, wybuchają i tracą kontrolę nad sobą.
Pamiętajmy, że kłótnia dziecka z rodzicem nie burzy trwałej relacji między nimi i nie powinna na nią wpływać. Jeśli jednak jest ich dużo (jak w przypadku słynnego buntu dwu- cztero- i pięciolatka), to trudno nam będzie budować pozytywną, bliską relację.
Pierwszym krokiem do odbudowania tej relacji jest właśnie nauczenie się, jak nie dać się wciągnąć w awanturę z własnym dzieckiem.
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.