Dzisiaj wieczorem Mati znowu zażyczył sobie swoje ulubione danie. Czyli co? Nie, nie jest to pasta szpinakowo-jajeczna, o której rzekomo ma być ten wpis. (I będzie. Tyle,że trochę późnej…)
Ulubionym daniem starszego Tygrysiaka jest makaron. Zwykły, ugotowany makaron. Z odrobiną masła (dodawanego po kryjomu żeby lepiej wchodził) ;)
Stojąc nad garnkiem z gotującą się wodą wpadłam na pomysł zrobienia jednak makaronowej kolacji dla całej rodziny – makaronu z sosem szpinakowym. Pomysł po chwili spalił na panewce, bo:
1) poza mną i moją mamą nikt się tym daniem nie zachwyca; a po
2) wizja Gabci całej usmarowanej szpinakiem jakoś mnie zniechęcił…
Niestety było już trochę za późno na zmianę kulinarnych planów, bo szpinak już się rozmrażał. Jak to mawia Mati „wpadłam na świetny plan” i dogotowałam jeszcze kilka jajek tworząc pomysł na własną pastę. Przez chwilę poczułam się nawet jak prawdziwy mistrz kuchni tworzący swoje własne autorskie przepisy ;)
A oto mój przepis na pastę jajeczno-szpinakową:
- 2 ząbki czosnku
- 4-5 brykietów mrożonego szpinaku
- łyżeczka masła
- 3 jajka
- pół łyżki majonezu
- szczypta soli
Czosnek najpierw drobno pokroiłam, a następnie wrzuciłam go na patelnię z rozpuszczonym masłem.
Jak wyczytałam kiedyś na mniammniam.com, czosnek należy dodawać w momencie gdy masło zaczyna się lekko pienić i całość można trzymać na ogniu, stale mieszając tylko do momentu pojawienia się aromatycznego zapachu czosnku. Z doświadczenia wiem, że nie można tego momentu przegapić. Ten zapach roznosi się dosłownie po całym domu i odciąga od komputera nawet Tatę Tygrysiaków.
W tym momencie zwykle dodaję mrożony szpinak, przykrywam pokrywką i zmniejszam ogień, żeby mi się czosnek nie przypalił. Gdy szpinak się już całkowicie rozmrozi, dodaję sól.
Tutaj właśnie dałam się porwać mojemu instynktowi kulinarnemu i ostudzony szpinak wymieszałam z rozdrobnionymi jajkami.
Na koniec, żeby przekonać niedowiarków do spróbowania mojej pasty, dodałam pół łyżki majonezu. Dodam jeszcze tylko, że cała miseczka pasty zniknęła błyskawicznie, a ja rano chyba będę musiała zrobić ją jeszcze raz.
P.S. od Taty Tygrysiaków: może nie wygląda apetycznie, ale jest bardzo dobra.
Smacznego!
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.