Mówienie otwarcie o swoich uczuciach to jedna z zasad jakie wprowadziłam w naszym domu jakiś czas temu i… bardzo szybko spotkałam się z jej konsekwencjami.
Najpierw sama mówiłam o swoich emocjach. Gdy Mati marudził, pytałam go co się stało. Chcąc mu pomóc w określeniu jego uczuć pytałam: Jesteś zmęczony? Boli? Chcesz pić? Chcesz jeść? Chcesz do domu? Jesteś smutny? Jesteś zły?
Najpierw w odpowiedzi tylko kiwał głową. A potem zaczęło się: Jestem zły!
Śniadanie. Mati chce kanapkę z pasztetem. Robię więc zgodnie z życzeniem kanapkę z pasztetem, on zjada dwa kęsy i mówi, że dość. Że teraz chce płatki z mlekiem. Mówię, że nie dostanie płatków, bo chciał pasztet i nie zjadł. Odpowiedź: Jestem zły!
Mati siedzi i ogląda już trzecią bajkę, a miała być jedna. Przychodzę, mówię, że umawialiśmy się inaczej i wyłączam. W odpowiedzi słyszę: Jestem zły!
Spacer. Wracamy do domu obładowani zakupami, a Mati chce na plac zabaw. Zgoda, ale najpierw trzeba zanieść do domu zakupy. Mistrz ciętej riposty odpowiada: Jestem zły!
I tak do wieczora… a potem następny dzień i jeszcze następny.
Myślę sobie, że nie wytrzymam tego dłużej. Mówienie o uczuciach miało go rozwijać, otwierać na świat. A tymczasem moje dziecko okazało się wyjątkowym nerwusem. Wiecznie złym bąkiem. Takim złym Bobkiem z Muminków. Mam dość.
I wtedy w telewizji pojawia się program Mama kontra mama. Jakie nie byłyby o nim opinie i jak często nie zarzucano by mu, że propaguje rywalizację między matkami, a przecież nie o to w wychowywaniu dzieci i macierzyństwie chodzi, to właśnie ten program uratował mój święty spokój. A tak przy okazji, to nie wiem czemu się czepiają tego programu. Przecież to świetna rozrywka dla matek. Kto jest matką, ten wie, że obgadywanie innych matek i ich nieudolnych prób zapanowania nad dzieckiem to ulubiona rozrywka matek z placu zabaw i już!
Siedzę więc na kanapie, bawię się z dziećmi, jednym uchem słucham co tam leci w tv i nagle BACH! Synek jednej z uczestniczek też powiedział, że jest zły. Aż mnie wmurowało jak to usłyszałam. Tak bardzo, że nagle zdecydowałam się obejrzeć cały odcinek. Koniecznie chciałam się dowiedzieć co radzą w takiej sytuacji inne matki.
I co powiedziały? Ku mojemu bezgranicznemu zdziwieniu pochwaliły matkę, że nauczyła synka mówić o swoich emocjach! Od tej pory, zawsze gdy mam dość użerania się z fochami mojego czterolatka i słyszę kolejny już raz owo nieśmiertelne „Jestem zły!”… biorę głęboki oddech, myślę o tamtym programie i mówię sobie: „To dobrze, że umie nazywać swoje uczucia„.
Na szczęście Mateusz w kwestii nazywania uczuć ostatnio się rozwinął.
Podczas ostatniego długiego spaceru zaczął marudzić i domagać się wzięcia na ręce. W końcu tak biadolił, że jest zły i nie pójdzie dalej, że skapitulowałam i uległam „prośbom”. Po jakichś 10 minutach byłam ledwo żywa ze zmęczenia, ale Mateuszowi humor się wyraźnie poprawił.
– Wiesz mama dlaczego byłem zły? Bo byłem głodny i zmęczony. Bo jak człowiek jest głodny i zmęczony, to jest zły. A teraz już nie jestem taki zmęczony. Cmok!
No proszę! Głodny i zmęczony! A myślałam, że już do końca życia będzie mówił tylko: „Jestem zły!”.
Jak sądzicie? Czy warto uczyć dziecko żeby mówiło otwarcie o swoich uczuciach?
Wszystko przed nami. Oli jeszcze nie mówi. Uważam, że na pewno warto uczyć dziecko wyrażania emocji. Ułatwi to życie nie tylko jemu ale i nam. :)
W takim razie powodzenia i czekam na relacje na blogu :)
Widze, ze ciezkie przeprawy mialas. Wszystko to dopiero przed nami i juz widze, ze bedzie ciezko.
Czasami faktycznie jest ciężko. Szczególnie gdy czuję, że sytuacja zaraz mnie przerośnie, a tu „jestem zły”. Ale zdradzę Ci mój tajny sposób na takie sytuacje. Skoro uczę dziecko nazywania uczuć, to sama się do tego zastosowałam i ze zdziwieniem odkryłam, że „jestem zła” momentalnie przywołuje Mateusza do porządku. Przynajmniej wie dlaczego mama nagle staje się mniej ugodowa.
Uważam, że dziecko powinno umieć mówić o swoich emocjach i uczę moją małą aby tak robiła. Teraz, tak jak Ty wcześniej, pytam czy jest zła, czy jest zmęczona? Przecież to ułatwi mi komunikację w przyszłości. Krótka informacja, nawet ta, że dziecko jest złe może dać do myślenia i wiemy jak się zachować w stosunku do malucha. Rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa! :) pozdrawiam!
Rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa…
Czasami aż żałuję, że zdecydowałam się na taki partnerski sposób wychowywania dzieci – o ile prościej byłoby krzyknąć: „tak ma być, bo tak powiedziałam i już”. Jak się przyzwyczaiło dziecko do tłumaczenia, rozmów i nie-karania, to nie ma odwrotu. Trzeba zawsze mieć czas, siłę i cierpliwość na rozmowę, co jest czasami bardzo trudne. Ale jak moja mama dała radę, to ja też dam! Pozdrawiam ;)
Ja też moich chłopaków uczę żeby nazywali swoje uczucia choć z młodszym osiągnęłam mniej więcej taki efekt jak ty :) Może to tylko taki wiek :)
Mam nadzieję, że to wina wieku. Albo płci, bo podobno mężczyźni zawsze mają z tym problem. Zobaczę jak mi pójdzie z córcią jak trochę jeszcze podrośnie ;)