Zauważyliście, że słowo NIE to chyba najczęściej słyszane słowo w życiu dziecka? Zaczyna się zwykle od niewinnego: „Ciii… Nie płacz kochanie.” A potem, im dziecko staje się starsze, tym częściej się ono pojawia:
- Nie ruszaj!
- Nie hałasuj!
- Nie rób bałaganu!
- Nie marudź
- Nie mam czasu
- Nie, teraz nie mogę
- Nie rób krzywdy siostrze
Aż dziw bierze, że dziecko w jakiś dziwny sposób reaguje na własne imię. A może przez jakiś czas myśli, że ma na imię Nie… Kto wie ;)
- Jak masz na imię?
- Nie wiem.
- A jakie słowo najczęściej słyszysz?
- Nie.
- Nie, to nie to. A jakieś inne? ;)
Rozmowa rodem z filmu „Marley i ja„, ale równie dobrze mogłaby mieć ona miejsce między dwójką dzieci (a nie psów).
Mówienie do dziecka w inny sposób wymaga wiele autokrytyki i twórczego myślenia. Jednak ten trud się opłaca.
Przedszkolak i nie
Weźmy na przykład banalną sytuację. Karmię Gabrysię, a Mati chce się napić wody.
- Mamo, dasz mi wody?
Możliwe odpowiedzi:
- Nie, bo karmię Gabrysię. Dam Ci jak skończę.
- Dam jak skończę karmić Gabrysię.
Sens obu wypowiedzi jest pozornie taki sam. Chcę żeby Mati poczekał aż nakarmię Gabrysię. Jednak różnica pomiędzy nimi jest ogromna.
W pierwszym przypadku zaczyna się od NIE. Pierwsze wrażenie: NIE! Nie da mi wody. Nic jej to nie obchodzi, że mnie się chce pić itd…
W drugim przypadku odbiór jest od początku pozytywny: Dostanę pić jak tylko mama skończy karmić Gabrysię. Wystarczy chwilę cierpliwie poczekać.
Na przekorne niemowlę NIEEE! nie działa
Gabrysia uwielbia zwracać na siebie uwagę Taty wyłączając mu w czasie pracy komputer. Właściwie nie musi go nawet wyłączać. Wystarczy, że zbliża z rączką wyciągniętą w stronę wielgachnego czarnego guzika POWER.
Naturalnie, nasza pierwsza reakcja to głośny okrzyk NIEEEE! I co? Guzik! Gaba nakręca się jeszcze bardziej i z głośnym śmiechem dotyka przycisku.
Wymyśliłam jednak na to sposób. Zamiast NIEEEE! biorę szybko do ręki jej ulubioną zabawkę, potrząsam nią i mówię najradośniej jak tylko potrafię: Gabrysia, zobacz co ja tu mam!
Zamiast zakazywać, kieruję jej uwagę na inne tory. Zamiast zniechęcać i karać, staram się pokazać jej ciekawą zabawkę albo robię głupią minę skacząc przy tym na jednej nodze.
Odkąd staram się unikać słowa NIE, to zauważyłam, że Mati jest jakiś bardziej usłuchany, grzeczniejszy i z całą pewnością chętniej godzi się poczekać na swoją kolej.
Gabrysia z kolei traci zainteresowanie komputerem Taty i wraca do zabawy. Tata nie jest potrzebny gdy obok jest Mama, Mati i super-zabawka.
Zaciekawienie dziecka, które ma jasno wytyczony cel, nie jest jednak wcale ani łatwe, ani proste. Wymaga ogromnej elastyczności w działaniu. Nie ma co liczyć, że ta sama sztuczka zadziała kilka razy z rzędu. Tak samo jak pierwsza próba odwrócenia uwagi niekoniecznie musi zakończyć się sukcesem.
Mówienie do dziecka poprzez zaprzeczenie, gdy się nad tym głębiej zastanowić, wydaje się kompletnie bezsensowne. Wyobraź sobie, że stoję obok Ciebie i mówię: „A teraz, pod żadnym pozorem, nie myśl o różowym słoniu„.
Stare jak świat, ale założę się, że różowy słoń pojawił się w Twojej głowie wcześniej niż Twój mózg zdążył mu wydać mu zakaz pokazywania się w niej;)
Mało odkrywcze. Jednak wprowadzenie tego w życie, zrobi w nim prawdziwą rewolucję.
Przeszłam walkę ze slowem nie. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak często go używam, do czasu, gdy nie usłyszalam jak mój synek powtarza w kołko „nie nie nie” (swoją drogą, że to był taki etap, ale mimo wszystko). Teraz jest mi znaczniej łatwiej komunikować się z nim bez słowa nie, na początku zdania:)
Brawo!
Wiesz, zauważyłam, że nawet gdy po okresie pilnowania się wróciłam do starych nawyków, to moje „nie” było przez Matiego inaczej odbierane. Ja mówiłam NIE, a on się nie obrażał tylko mówił: „Ale chodzi mi jak skończysz! Czy wtedy…”. Dla mnie to była największa zapłata za cały trud z niemówieniem NIE ;)
Ograniczenia, które czasem nie wychodzą na dobre … też ich u siebie nie lubię ;-)
„Nie” i „za chwilę” zamiennie z „poczekaj”. Nie lubię tych słów i siebie !;)
Nie jesteś czasem zbyt surowa dla siebie?
Dziecko musi się w końcu nauczyć, że czasem musi poczekać. Najważniejsze żeby dostało to czego chce, żeby wiedziało, że jak słyszy „za chwilę” to się w końcu doczeka tej chwili, a nie słyszało tylko „nie” czyli „nie, mam Cię gdzieś”. ;)
U nas NiEEE to było takie pierwsze ulubione słowo Eryka :) co się go o coś zapytałam to było NIE! a oczywiście miał to stąd, że na początku ciągle je słyszał … :) no cóż, mamą też trzeba się uczyć być i to cały czas :)
Staram się tego unikać, ale nie jest to łatwe i niestety często używam słowa nie. :/
Coś o tym wiem, bo odkąd zaczęłam na to zwracać uwagę, to ciągle słyszę „nie”. Strasznie trudno jest tego unikać, no nie? ;)