Bunt dwulatka po raz drugi

bunt-dwulatka

Myślałam, że bunt dwulatka mi nie straszny. Myślałam, że przecież skoro mam już jedno starsze dziecko, to jestem gotowa na wszystko. Myślałam, że tym razem dam sobie radę śpiewająco. Myliłam się.

Nie odkryję Ameryki pisząc to, co większość rodziców więcej niż jednego dziecka zdążyła już zauważyć – każde dziecko jest inne. Niezależnie czy ma się te same geny od tych samych rodziców i pomimo płci oraz kilku lat różnicy wygląda się prawie tak samo, to… jest się zupełnie innym człowiekiem z kompletnie różnym charakterem.

Dwójka dzieci to nie przelewki

Przy dwójce dzieci, co by tu nie powiedzieć, jest inaczej. Trochę więcej prania, sprzątania i gotowania nie robi wielkiej różnicy. Tak samo dorzucenie dodatkowej bluzki, pieluchy i spodni do torby na spacer jest ledwo zauważalne. Ogromną różnicę robi jednak obecność drugiego dziecka, jego zdolność przemieszczania się i chęć skupienia na sobie uwagi z takim samym uporem i determinacją jak pierwsze dziecko.

Czasy kiedy skupiałam się wyłącznie na jednym dziecku odeszły w niepamięć. Teraz dzielę ją prawie nieustannie na dwoje i próbuję jakoś zapanować na tym co się dzieje.

Bunt pierworodnego

Przeżywając pierwszy okres buntu u pierworodnego mogłam w spokoju przetestować różne techniki radzenia sobie z jego złością. Mogłam podjąć spokojną próbę załagodzenia sytuacji i dogadania się. Oczywiście na ile można się dogadać z dwulatkiem, który nie umie jeszcze wyraźnie mówić.

Mogłam zmusić go siłą do ubrania się albo udać, że nie widzę buciorów, w których paraduje po mieszkaniu – ma nowe buty, to niech się nimi nacieszy. W ostateczności mogłam przeczekać i udawać głuchą na wrzaski dobiegające z pokoju, poczekać w kuchni aż pierwszy atak złości minie i będziemy mogli dojść do porozumienia.

Wszystkie te metody okazują się jednak nic nie warte, gdy buntujący się dwulatek ma rodzeństwo.

Bunt dwulatka a rodzeństwo

Znane mi sposoby wpływania na zbuntowanego dwulatka poległy z kretesem w starciu z dwójką dzieci. Gdy jedno się buntuje, drugie domaga się uwagi, marudzi albo zwyczajnie obserwuje i wyciąga wnioski na przyszłość. Zresztą, przeczytajcie sami:

Nie dam się zdenerwować

Proste słowa, które wielu rodziców przeżywających bunt dwulatka powtarza jak mantrę. Tymczasem spokojna próba załagodzenia sytuacji jest nieustannie przerywana przez domagające się uwagi starsze dziecko. A to chce pić, a to chce rysować albo oglądać bajkę. Oczywiście najlepiej w ciszy, bez tych WRZASKÓW!!! Tak, tak… niebywałe, ale starszakowi również zaczynają one przeszkadzać.

Im dłużej ignoruję starszaka i im więcej uwagi poświęcam zbuntowanej dwulatce, tym bardziej sama czuję się wyprowadzona z równowagi. Nie daj Boże, żebym jeszcze gotowała przy tym wszystkim obiad albo spieszyła się do wyjścia, bo taka sytuacja grozi wybuchem matki niczym z Rodzinki.pl.

Za wszelką cenę postawię na swoim

Rozwiązanie siłowe nie wchodzi w grę. Przynajmniej nie z naszym osobnikiem, bo Gabcia za zmuszenie jej do czegokolwiek odpłaca się kilkugodzinnym fochem i w końcu i tak trzeba jej ustąpić. Klasyczny bunt dwulatka! Przypnę ją szelkami do wózka, to będzie się darła przez cały spacer, choćby i przez godzinę. Uprę się, żeby zapiąć jej kurtkę, to położy się wrzeszcząc na środku chodnika, w czasie gdy jej brat będzie usiłował wpaść pod nadjeżdżający samochód…

Nie ma innego wyjścia, trzeba ustąpić jednemu, aby zapanować nad dwójką. Przegrać bitwę, aby wygrać wojnę.

Zrobię wszystko, byleby się nie darła

Ciągłe ustępowanie, jak wiadomo, to prosta droga donikąd. Tym bardziej, że jestem nieustannie obserwowana przez starszaka, który skrupulatnie zapamiętuje wszystkie odstępstwa poczynione na rzecz uniknięcia buntu. Oczywiście wykorzystuje je później na swoją korzyść mówiąc, że skoro ona może, to on też chce.

W takich sytuacjach słowa „Wielki Brat patrzy” nabierają nowego znaczenia.

Przeczekać i nie zwariować

Postawię na swoim – źle. Ustąpię – jeszcze gorzej… Z listy znanych mi sposobów zostaje więc przeczekanie, które najbardziej daje się starszakowi we znaki. Wrzeszcząca siostra przeszkadza, a na domiar złego chcąc ściągnąć na siebie uwagę zaczyna bić i burzyć wszystko wokół siebie. Armagedon przy naszej szalejącej dwulatce to pikuś.

Przy okazji polecam mój archiwalny post o wymuszaniu płaczem ;)

Dziecko

Wspólny front ze starszakiem

Odkryciem roku było dla mnie utworzenie wspólnego frontu przeciwdziałającego buntowi dwulatka. Nasza dwuosobowa rodzicielska drużyna została poszerzona o nowego członka – Matiego. Opracowanie strategii działania zajęło nam, co prawda, trochę czasu, ale naprawdę było warto. Dzięki temu teraz już możemy działać w spokoju, bez dodatkowych protestów i skarg starszaka.

Oto zasady, jakimi się kierowaliśmy:

Równe zasady

Mati rozumie już, że jako rodzice nie zawsze możemy zrobić to, czego dziecko chce. Widzi jednak, że te same zasady dotyczą zarówno jego jak i Gabrysi, a żadne z dzieci nie jest wyróżniane. Gdy mówimy „Nie”, to dzięki naszej konsekwencji Mati wie, że nie ma odwrotu.

Trzymam się raz obranej strategii

Są jednak takie sytuacje, kiedy bardziej opłaca się ustąpić i dla świętego spokoju zrezygnować z walki o to, w których butach Gabrysia pójdzie na spacer. W takich sytuacjach, zamiast wdawać się w awantury, unikamy mówienia „Nie” i po wspólnym uzgodnieniu działania ustępujemy i zmieniamy buty, a nawet kurtkę.

Dla jasności: my nie zmieniamy zdania! Ustępujemy już na samym początku, nie dopuszczamy do eskalacji buntu i robimy to tylko wtedy, gdy cel (=szybsze wyjście z domu) jest ważniejszy niż środki (=nie ma większego znaczenia w której kurtce czy butach wyjdzie).

Ustalamy wspólnie plan działania

Początkowo musieliśmy również zmieniać to i owo w wyglądzie Matiego – patrz punkt „Równe zasady”.  Na szczęście coraz częściej udaje się nam tego uniknąć, właśnie dzięki wcześniejszym ustaleniom.

Zapytanie Matiego czy zgadza się pójść w zwykłych butach, podczas gdy Gabi pójdzie na podwórko w gumiakach (mimo ładnej pogody), sprawia, że unikamy kolejnej serii fochów ze strony starszaka. W ekstremalnych sytuacjach, gdy na przykład nagli nas czas, taka strategia sprawdza się znakomicie.

Zdarzają się też i takie sytuacje, gdy Mati mimo wcześniejszych oporów i fochów rezygnuje z przebierania się w ulubione kalosze w imię szybszego wyjścia. W takich chwilach jestem z niego naprawdę dumna, bo wiem, że potrafi schować własne zachcianki do kieszeni i działać dla osiągnięcia wspólnego celu. A może po prostu chce wyjść, bo ma już dość tych kobiecych dramatów?

Łatwo nie było, ale wreszcie nauczyliśmy się wspólnymi siłami opanowywać bunt dwulatka.

A Wy jakie macie sposoby?

 

Spodobał Ci się ten wpis i chcesz więcej? Proszę bardzo:

7 zasad rozwiązywania domowych konfliktów

23 comments

  • O matko!!! Mnie to dopiero czeka a już się boję;) Wprawdzie przerabiałam to z dwójką ale było to tak dawno, że wstyd się przyznać ale nie pamiętam :)

    Reply
    • Jakie to pocieszające, że te „buntowe” wspomnienia wypiera się z pamięci… ;) Mam nadzieję, że nie po długim czasie :D :D

      Reply
      • Potwierdzam – te wspomnienia uciekają z głowy! Wczoraj przypominałam mojemu mężowi, jak nam Mati w okresie buntu uciekał na spacerach, a on patrzył na mnie ze zdziwieniem i zapierał się, że Mati zawsze był grzeczny i szedł za rękę :D

  • Moje dziecko się jeszcze nie buntuje, ale wszystko może się zmienić wraz z pojawieniem się siostry. Trochę boję się tych pierwszych dni z dwójką dzieci u boku, ale muszę dać radę, bo kto, jak nie ja :). Gaja ma obecnie trzy i pół roku i jako tako nigdy się nie buntowała. Cięższe dni bywały, i owszem, ale generalnie jest pogodną i radosną dziewczynką, czasem tylko trochę kaprysi. Da się jednak przeżyć :).

    Reply
  • My mamy obecnie nasz pierwszy bunt i mam wrażenie, że bardziej jesteśmy my testowani niż on :P
    I nie wiem czasami, czy ten bunt nie zrodził się we mnie… Ten okres mija – i zdaję sobie z tego sprawę. Ale to nie pierwszy test dla nas rodziców – takich testów będzie jeszcze tysiące :)

    Reply
  • Aż się boję, jak mój roczniak będzie dwulatkiem… ;)
    A tak na poważnie to u nas jest obecnie odwrotnie – to starsza ma bunt czterolatka, a my (rodzice) ciężki czas. Ona sobie coś absurdalnego wymyśla, my stanowczo się nie uginamy, a młodsza córa wszystko elegancko obserwuje i już do perfekcji opanowała (podglądając siostrę) słowo „nie” i tupanie nogą. Na razie próbuje nowych umiejętności tylko okazyjnie, jakby dla zabawy albo gdy trzeba wracać ze spaceru do domu a ona nie chce… Ale co będzie potem, gdy dobrnie do wieku Gabi?? Strach się bać…!!!

    Reply
    • U nas było dokładnie tak samo. Najpierw Mati miał bunt czterolatka, a później Gabi zaczęła swoje popisy lekko podrasowane sposobami brata. Do tego jeszcze doszło przedszkole i ciągłe rzucanie „Czaru Elsy”… Aż dziw bierze, że nie żyjemy w Krainie Lodu ;)

      Reply
      • Już tłumaczę: robisz coś, co nie podoba się Twojemu dziecku, a ono w odwecie wyciąga do Ciebie rękę i robi „csss”. Czasem jeszcze mówi, że rzuca na Ciebie Czar Elsy.

        To z Krainy Lodu – Elsa tak właśnie robiła przypadkiem jak traciła panowanie nad sobą. Myślałam, że to znasz, bo przecież Twoje dziewczyny uwielbiają Elsę ;)

      • Aaaaaaaa! :)
        No uwielbiają, ale – dzięki ci o losie!! – czarów nie próbują. U nas w grę wchodzi zwyczajny foch ;) ;) ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.