Pewnego niedzielnego popołudnia wybraliśmy się z dziećmi do cyrku. Kolorowy namiot cyrkowy rozstawiony przy parku kusił przywołując moje wspomnienia z dzieciństwa. Cyrk jawił się w nich jako coś magicznego i koniecznie chciałam, aby moje dzieci miały podobne wspomnienia z tego wspaniałego miejsca, w którym dzieją się rzeczy niemożliwe: mężczyźni chodzą po linie, kobiety wiszą na trapezie, a konie i psy tańczą.
Magiczny świat cyrku pełen akrobatów, żonglerów i klaunów kojarzy się wielu rodzicom z wielką atrakcją dla całej rodziny. Mając w pamięci wyjścia do cyrku z własnego dzieciństwa ciągną tam teraz własne dzieci, aby doświadczyły na własne oczy jak wspaniałą rozrywką jest oglądanie artystów występujących na cyrkowej arenie.
Spis treści
Zwierzęta w cyrku – tak czy nie?
Niesamowite popisy akrobatów, żonglerów i linoskoczków to jednak niestety nie jest jedyna atrakcja cyrku. Co kilka występów na arenę wbiegają zwierzęta, które zaskakują widzów zwinnością, inteligencją i sprytem, a przynajmniej na pierwszy rzut oka, tak to właśnie wygląda.
Najpierw koń radośnie powita widzów stając na dwóch nogach, za chwilę wielbłąd pokłoni się uniżenie zginając przednie nogi, a pies obiegnie dookoła arenę przednimi łapami wędrując po zabezpieczeniach dla widowni. Wszyscy się cieszą, uśmiechają, zajadają cukrową watę i rodzinna sielanka trwa…
Będąc chwilowym gościem wielkiego, kolorowego namiotu ani przez chwilę nie zastanawiamy się jak wygląda życie cyrkowych zwierząt wędrujących z nimi z miasta do miasta. Życie w ciasnych klatkach, w ciągle zmieniającym się otoczeniu oraz spędzanie życia w niewoli, a w dodatku w nieustannej podróży, która jest przerywana jedynie w zimie, to tylko część ceny jaką płacą za naszą rozrywkę. Do tego wszystkiego dochodzą zakrawające o okrucieństwo metody tresury i ćwiczeń przed występami.
Cyrk bez zwierząt – pomyśl o tym!
W trakcie występu w cyrkowym bufecie zbierane były podpisy przeciw wprowadzeniu zakazu pokazywania zwierząt na arenie. Wtedy właśnie zaczęłam się zastanawiać nad problemem, który do tej pory był mi całkowicie obcy – nad moją zgodą udział zwierząt w występach. Czy występy zwierząt w cyrku są konieczne? Co tak naprawdę stanowi największą atrakcje w cyrku? Artyści czy tresowane zwierzęta?
Po co w cyrku tresowane zwierzęta?
Pomijając warunki w jakich żyją te zwierzęta, kontrowersyjne sposoby tresury (czy może raczej łamania psychicznego dzikich zwierząt tak, aby stały się posłuszne swoim treserom) oraz kilka innych argumentów przytaczanych przez aktywistów, zaczęłam się zastanawiać po co w ogóle rodzice zabierają dzieci do cyrku ze zwierzętami.
Chociaż cyrk przyjeżdża do naszego miasta kilka raz do roku, my byliśmy tam dopiero pierwszy raz. Koledzy i koleżanki moich dzieci odwiedzają cyrk przy każdej nadarzającej się okazji, więc pociągnęłam za języki ich rodziców, aby się dowiedzieć jaki jest główny powód odwiedzania tego przybytku. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że „kontakt z dziką naturą” również ma dla nich znaczenie.
Poznawanie zwierząt
Kilka razy słyszałam argument, że w cyrku dzieci mogą spotkać prawdziwe zwierzęta, które w zoo mogą zobaczyć tylko na wybiegu za kratami. Z rozpędu niektórzy przekonywali mnie nawet, że w cyrku można zobaczyć zwierzęta na wolności. Jasne, że w cyrku dzieciaki mogą podejść, pogłaskać i dosiąść wielbłąda czy osiołka, ale czy naprawdę na tym właśnie polega poznawanie przyrody? Na głaskaniu tresowanych kucyków wystawionych na pokaz w zatłoczonym namiocie?
Jeśli argumentem za pokazywaniem zwierząt w cyrku ma być tutaj brak pieniędzy na egzotyczne wycieczki, to proponuję przejechać się z dziećmi w ramach wyjazdu wakacyjnego do jednego z polskich parków safari, parku dzikich zwierząt albo na farmę strusi czy żubrów. Wystarczy wyguglać odpowiednie miejsce w swojej okolicy i przekonać się, że choć taka plenerowa wycieczka to nie to samo co prawdziwe safari, to jednak wcale nie musimy iść z dzieckiem do cyrku, by zobaczyło tresowaną fokę. Jeśli chcecie zobaczyć foki, polecam wycieczkę do fokarium na Helu w porze karmienia – również dają spektakularne popisy.
Pokaz tresury dzikich zwierząt
O ile tresowane pieski i kotki wzbudziły mój nikły uśmiech, to osły, konie i (o zgrozo!) zebra już nie. Zebra, która wybiegła na arenę, zrobiła dwa okrążenia i zniknęła.
Do dziś zachodzę w głowę co robiła w tym cyrku zebra, która (powtarzam!) wbiegła na arenę, zrobiła dwa okrążenia i pobiegła za kulisy. Sprawa ta zastanawia mnie również z czysto ekonomicznego punktu widzenia. Czy naprawdę opłaca się właścicielowi cyrku ponosić koszty jej utrzymania tylko po to, aby móc wpisać na ulotce informacyjnej, że występuje tam zebra? Ciekawa jestem ile osób przyszło do cyrku tylko po to, aby zobaczyć zebrę, bo ja na ich miejscu domagałabym się zwrotu pieniędzy ;)
Podobnie wyglądał występ wielbłądów, które chodziły w kółko i chodziły, chodziły… Właściwie pokaz ten nijak miał się do tego co widziałam w Tunezji. Mam tu na myśli wielbłądy służące do wożenia turystów, które zatrzymywały się i klękały na zawołanie. Cóż, te cyrkowe nie umiały nawet tego, a do tego okrutnie śmierdziały.
Największą atrakcją cyrku w moich wspomnieniach z dzieciństwa zostały nie zwierzęta a pokazy akrobatów na linie, trapezie i z hoola hopami. Patrząc na reakcje moich dzieci również na nich te elementy programu zrobiły największe wrażenie, czemu się właściwie nie dziwię.
Show przyjemne dla oka
W czasie „występu” wielbłądów Mati stwierdził, że on tego nie wytrzyma i absolutnie w tej chwili musi wyjść na zewnątrz. Powód? Zapach, a raczej smród.
Cóż, dzieci wychowane w mieście nie znają zapachu krowiej kupy ani końskiego łajna i z tego powodu wielbłądy prezentowane w dusznym namiocie okazały się jednym wielkim niewypałem. Zresztą sam występ również nie robił nawet wizualnego wrażenia, bo wielbłądy nie miały na sobie żadnych ozdób ani udawanych tobołków, które mogłyby sugerować, że idą w karawanie.
Podsumowując:
Największe show w cyrku robią sami artyści, a nie tresowane zwierzęta.
Chociaż nigdy nie byłam przeciwniczką zwierząt w cyrku, to patrząc na występy zwierząt oczami dorosłego, który ma nieco większe pojęcie o świecie niż kilkuletnie dziecko, dostrzegłam rację aktywistów. Oni naprawdę mają rację. Przetrzymywanie zwierząt w cyrku nie powinno mieć miejsca, jest pozbawione jakiegokolwiek sensu, a na dodatek przysparza cierpienia.
Następnym razem wybierzemy się do cyrku, ale będzie to cyrk bez zwierząt.
Obiecałam to mojemu synowi, któremu bardzo nie podobał się zapach wielbłądów i koni w cyrkowym namiocie. Jak widać nie dla wszystkich dzieci tresowane zwierzęta są gwoździem cyrkowego programu.
Zgadzam się na psy w cyrku. One sobie radzą z dziką radością, sztuczek uczy się dziś skutecznie bez używania przemocy. Ale dzikie zwierzęta – nie. Pomijając nawet metody „treningu” one sam częsty transport znoszą BARDZO źle. W moim odczuciu, cyrk wyłącznie ludzki jest fajniejszy, tak zwyczajnie ciekawszy. A psie sztuczki i pokazy można obejrzeć choćby na latających psach albo wystawie, albo innych fajnych pokazach;)
Obawiam się, że jeszcze trochę czasu upłynie zanim cyrk bez zwierząt stanie się powszechnie akceptowalnym standardem, a nie fanaberią.
Odnoszę wrażenie, że puszczenie na arenę zwierząt jest łatwiejsze niż ściągnięcie do cyrku wspaniałych artystów, którzy przyciągnęliby widzów. Poza tym w świadomości wielu dorosłych funkcjonuje bardzo silne skojarzenie cyrk-tresowane lwy i marudzą, że cyrk bez zwierząt to nie cyrk.
Rozumiem postulaty aktywistów.
Z drugiej strony znam cyrk jeszcze z czasów swojego dzieciństwa, a wtedy były tam zwierzęta i nikt się nie zastanawiał czy to humanitarne czy nie.
Nie chce przez to powiedzieć, że mi to obojętne.
Chciałabym zobaczyć cyrk bez zwierząt, żeby zająć stanowisko za czy przeciw.
Ja za cyrkiem nie przepadam.
Dziecko podchodzi do tego jako show – bezkrytycznie. Ale kiedy podrośnie samo zacznie się zastanawiać, czy te zwierzęta też czują i czy nie dzieje im się krzywda. Przecież naturalnym ich domem nie jest żadna klatka. Ciekawe, co by było gdyby tak przed każdym występem w telewizji wkładać aktorów do takich klatek?
Ja jestem bardzo przeciwna zwierzętom w cyrku! Dlatego stoję murem chociażby za Robertem Biedroniem, który nie zgodził się na wjazd cyrkowcom ze zwierzętami do Słupska! :)
Wolałabym, by zwierzęta w cyrku nie występowały. Ludzie moga zabawiać publiczność ;)
Ja lubię zwierzęta, ale cyrku nie szczególnie :) Wole zatem spacer do zoo :)
Myślę, że od najmłodszych warto dzieciom wpajać szacunek do zwierząt. Dlatego jestem za tym, żeby nie zabraniać, tylko tłumaczyć, tłumaczyć, tłumaczyć, podsuwać ciekawe alternatywy (np. cyrk bez zwierząt ♥) i podejmować wspólne decyzje :-).
Popieram! ;)
jako dziecko kilka razy byłam w cyrku i faktycznie zwierzęta interesowały mnie najmniej. najlepsze było chodzenie po linie i akrobacje. klaun też całkiem spoko. gdyby nie było tresowanych słoni czy tygrysów w ogóle bym nie odczuła, że coś straciłam. w sumie wolałabym więcej akrobatów.
Z Melanią byłam cyrku dopiero raz, wybrałyśmy się do Zalewskich i rzeczywiście największe show robili artyści. Nie przeczę, że zwierzątka zrobiły na mojej córze wielkie wrażenie, ale zwierząt było niewiele, a wśród nich … psy, które przecież od stuleci żyją z człowiekiem. Mnie też martwi los cyrkowych zwierząt, ale równie przykry jest los zwierząt w Zoo…
Masz rację. Widzę jednak znaczną poprawę w ogrodach zoologicznych. Zwierzęta coraz rzadziej są trzymane w klatkach, zwykle buduje się im ogromne wybiegi. Poza tym ogrody zoologiczne uczestniczą również w rozmnażaniu zwierząt, odtwarzaniu gatunków i nie stanowią tylko miejsca stworzonego tylko dla rozrywki i zysku.
Ale jakby nie patrzeć Zoo to nie jest ich naturalny habitat i na 100% byłoby im lepiej na wolności. Ogólnie- człowiek rządzi tym światem- decyduje o losie zwierząt: czy pójdzie na kiełbasę, tatara czy na poczet rozrywki dla ludzi. Czasem wolę o tym nie myśleć, bo aż strach co byłoby z nami, gdyby nagle pojawił się gatunek dużo lepiej rozwinięty niż my. Co by było gdybym i ja była taką małpką w cyrku? :( Smutne, ale prawdziwe… Nie wszystko co robimy jest dobre…
ale bez zoo wielu gatunków już dziś by z nami nie było, bo ich naturalne habitaty, przez działania człowieka znacznie się skurczyły. Zoo nie jest czarno-białe, ale dla mnie ma jednak pozytywy, przeciwnie niż cyrk ze zwierzętami.
Rozumiem Twój punkt widzenia- widzę, że masz ten temat ogromną wiedzę. To fakt, nic nie jest czarno- białe. Ja nie interesowałam się nigdy kwestia zoo i jak pozytywny jest jego efekt na świat. Przyznam, że moje zdanie na jego temat mam pewnie dosyć powierzchowne. Muszę chyba zgłębić ta tematykę, bo dla mnie to wciąż bardzo drażliwa kwestia, a Ty zwróciłas uwagę na pozytywny aspekt ich istnienia. Bardzo mnie tym zaciekawiłas. Tak jak napisałam, i tak przeraża mnie to, że człowiek tak mocno ingeruje w naturę i decyduje w bardzo ważnych, trudnych kwestiach. Ja nie byłabym w stanie zamknąć kogoś w klatce, ale widocznie dobrze że są tacy ludzie, skoro jest to ochrona gatunku.
Dziękuję za miłe słowa. Przyznam Ci, że miałam kiedyś podobną opinię jak Ty, głównie ze względu na wrocławskie zoo… Od dawna była tam np. malutka słoniarnia w której żyła słonica z chorobą sierocą… straszny widok! Byłam przekonana, że zoo jest winne, aż trafiłam na informacje o Niej.. Zwierze zostało uratowane z cyrku. Okazuje się, że słonie naturalnie zajmują dość niewielkie terytoria i baaardzo źle znoszą podróże. Choroba sieroca i agresja pojawiły się u samicy ze względu na złe traktowanie i ciągłe zmiany miejsca podczas życia w cyrku, w zoo wreszcie miała możliwość na spokojną emeryturę.
Nie lubię zwierząt w klatkach, nie podoba mi się jeśli są w dużej ilości na małej przestrzeni. Ale jeśli wybiegi są przestrzenne i wygodnie (np. nowy wybieg niedźwiedzi we Wrocławiu, lemury w Opolu albo opolski paw, mający za wybieg cały teren zoo:) ) mam z tym mniejszy problem. Świat byłby cudowny bez zwierząt w klatkach, ale wole świat z zoo i pandą wielką czy panterą śnieżną, niż bez zoo i ze znikającymi kolejno gatunkami.
Widzisz, zupełnie nie miałam o tym pojęcia. Dziękuję Ci, że wspomniałaś o tym, bo wynika z tego że mocno nie docenialam zoo. Teraz już nigdy nie będę narzekać, że w Krakowie ceny biletów takie wysokie :). Pozdrawiam ciepło.