Jeszcze wczoraj rano narzekałam na zimno, ale w południe już zrobiło się cieplutko i przyszła do nas wiosna. Taka prawdziwa, bo z pyłkami i alergią…
Długo wyczekiwana wiosna przyszła w najgorszym z możliwych momentów. Tak się bowiem składa, że Mati w oczekiwaniu na wizytę u alergologa ma odstawione leki przeciwalergiczne. Mądra pani doktor wyznaczyła nam wizytę w czasie, gdy największe pylenie roślin miało się skończyć, a antyhistaminowy odwyk miał przejść niezauważony. Tymczasem pogoda spłatała nam figla i prawdziwa wiosna zaczęła się dopiero w połowie maja. Wystarczyła zaledwie krótka chwila, żeby ze względnie zdrowego dziecka stał się bardzo chorym dzieckiem.
Spokojnie, to tylko alergia
Aktualny stan Matiego określam jako mocno pociągający nosem królik – katar leci mu z nosa strumieniami, a dzieć kaszle i ledwo patrzy na oczy. Aż podskoczyłam z wrażenia, kiedy podszedł do mnie mówiąc, że go oczy pieką. Powieki miał zapuchnięte tak bardzo, że oczy były w połowie zamknięte i ledwo dojrzałam mocno przekrwione białka. Czerwonooki stwór wyglądał jak przegrany bokser schodzący z ringu. Straszył wyglądem i cierpiał nie na żarty.
W ruch błyskawicznie poszły krople przeciwalergiczne do oczu, inhalator ze sterydem i wapno. Z przerażeniem zaczęłam się zastanawiać, co jeszcze nas czeka zanim dotrzemy na wizytę u alergologa. Nasz domowy lekarz rodzinny uświadomił mi jednak, że w takim stanie nie ma mowy o żadnych testach alergicznych, więc spokojnie mogę mu podać wszystkie leki.
Trudno, całe popołudniowe cierpienie z powodu odstawienia pójdzie na marne. Z samego rana pójdą więc w ruch nasze ulubione tabletki, bez których Mati nie może żyć. W weekend zaś czeka nas areszt domowy. Bez wietrzenia, rzecz jasna.
Na tym jednak nie koniec.
Czy ktoś tu ma alergię?
Alergia dopadła także mnie czyli matkę-karmicielkę, która ochoczo wzięła się za grabienie świeżo skoszonej trawy. Odjęło mi rozum z radości, że wreszcie jest ciepło, mam własny kawałek ziemi koło domu i mąż uruchomił wreszcie kosiarkę.
Wystarczyła chwila, żeby niewidzialna ręka odkręciła mi kranik w nosie i zapomniała go zakręcić. Niezrażona przeciwnościami losu pociągałam nosem i grabiłam do momentu, gdy pojawił się ból zatok, pieczenie oczu i zaczęło mi brakować oddechu. Zupełnie jakbym miała astmę i silne uczulenie na wszystkie możliwe pyłki świata. Wróciłam więc do domu i już-już miałam zażyć leki przeciwalergiczne (te same, które odstawiłam Matiemu), gdy przypomniałam sobie, że nie mogę tego zrobić z powodu karmienia piersią. Buuu…
Z rozpaczy i złości, że tego też nie mogę, bo karmię, zjadłam sobie kosteczkę białej czekolady – sam tłuszcz i cukier, bez dodatku kakao. No, ale przynajmniej po tym Nelcia nie ma wysypki na całym ciele.
Wiecie co? Kolejny zimny, deszczowy poranek przyjęłam z wielką radością!
Więcej na temat naszych alergicznych przygód znajdziecie tutaj:
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.