Znasz to nieprzyjemne uczucie, kiedy stajesz pod koniec ciąży na wadze, a jej licznik bezlitośnie wskazuje przekroczenie kolejnej magicznej liczby? Mnie kilka dni temu stuknęło równe 80 kilogramów – mój życiowy, ale i ciążowy rekord, którego obiecałam sobie nigdy nie przekroczyć.
Pobicie życiowego rekordu stojąc na wadze to wyczyn, który rzadko kogo napawa optymizmem. Jeśli dodać jeszcze do tego coraz większe trudności z poruszaniem się i wygląd, który budzi we mnie przerażenie za każdym razem, gdy patrzę w lustro, to ostatnie tygodnie ciąży są uosobieniem największych kobiecych koszmarów.
Spokojnie, to tylko obrzęk
Nie popadam w depresję. Nie panikuję, że w przeciągu niespełna tygodnia przybrałam na wadze ponad 5 kg.
Tłumaczę sobie, że ten nagły skok wagi nie jest wcale winą mojego końskiego apetytu. Po prostu, najzwyczajniej w świecie, moje kostki postanowiły zabawić się ze mną w chowanego! A nadgarstki najwyraźniej mają ochotę podążyć ich śladem… Palce u rąk powoli przypominają pulchne rączki kilkumiesięcznego bobasa. Spuchłam jak balon. Gwałtownie i kompleksowo.
Brzusio już dawno przestał być słodkim, ciążowym brzuszkiem – o ile kiedykolwiek nim był… Teraz mój brzuch jest wielki jak bęben. Biorąc pod uwagę ile razy w ciągu dnia zdarza mi się nim w coś wybębnić, to jest to jak najbardziej trafne określenie tej części mojego ciała.
Jestem wielka jak wieloryb. Idąc bujam się na boki i sapię jak lokomotywa.
Sunę po domu, w wielkich ciążowych namiotach. Zupełnie jak… Buka!
To tylko stan przejściowy
Niedługo urodzę dziecko, a wtedy moja waga gwałtownie spadnie. Wody odejdą same, dziecko przestanie mnie obciążać, łożysko się urodzi… Optymistycznie licząc stracę jakieś 6-7 kg w przeciągu niespełna godziny.
Resztę wody zgromadzonej w organizmie wysikam albo wypocę podczas połogu. Wiem, co mówię, bo powiedzenie pocić się jak ruda mysz w połogu przerobiłam na własnej skórze aż za dobrze (i to dwa razy!). Leżąc i nic nie robiąc byłam spocona jak po całym dniu na siłowni. Efekt również był ten sam, bo dzięki temu moja waga leciała w dół.
Po sześciu tygodniach połogu zgubię więc jakieś 10-12 kg. Bez wysiłku. A potem… Potem zacznie się zabawa w liczenie i oszukiwanie samej siebie, że kiedyś może uda mi się wrócić do wagi sprzed ciąży i zgubić pozostałe kilkanaście kilogramów.
Po co to wszystko piszę? Żeby przekonać samą siebie, że tak właśnie będzie.
Wiecie, jak mądra pani w internetach coś napisze, to nie ma bata – to MUSI być prawda!
PS. Pamiętajcie tylko, że kobiet w ciąży nie wolno denerwować. Niech nikt z Was nie ośmiela się wyprowadzać mnie z błędu, że powrót do wagi sprzed ciąży wcale nie jest taki łatwy i kompletnie nie wymagający wysiłku!
Nu, nu, nu!
Ja to w ciąży wyglądam lepiej niż bez niej :D w obydwóch na początku schudłam z 62 do 55 kg. Obydwie ciążę .. ta sama waga startowa i ta sama waga końcowa :D
Szczęściara z Ciebie! Ja bez ciąży nie mogę schudnąć do 62 :(
Ale teraz nie będąc w ciąży ważę więcej i muszę się napocic, żeby schudnąć :(
Ja to już na samym początku ciąży przybrałam jakieś 10 kilo, potem przyszło następne 10 i ostatecznie pod koniec ciąży ważyłam ponad 20kg więcej niż przed, ale też później bardzo szybko to zrzuciłam.
Ciśnienie to jest akurat mega ważne! U mojej znajomej ciśnienie okazało się być sprawą życia i śmierci. Przez jego zlekceważenie dziecko nie przeżyło, a ją ledwo odratowali :(
Ja w ciąży ważyłam maksymalnie 63 kg, ALE… przy mojej budowie ciała, wyglądałam jak wielki bałwanek ;)
Dobra, teraz to mnie zastrzeliłaś. 63 to było moje przeciążowe marzenie, które spełniło się na chwilę jak leżałam pod kroplówką w pierwszym trymestrze :D
Wiesz, że ja się w ciąży nie ważyłam? Nie sprawdzałam tego, a lekarka też tego nie robiła :) Widziałam tylko po ciuchach i buzi jak bardzo się zmieniłam :)
Co?! To chyba musiałaś mieć większe pustki w karcie ciąży niż ja :D
No ja 2tyg temu przekroczylam 60kg, ale ku mojemu zdziwieniu przez ten czas schudłam 2kg. Więc łączny bilans ciążowy to + 9-10kg.
Ale ciąża dla mnie wyjątkowo łaskawa jest, może dlatego że pierwsza?
A na pocieszenie powiem, że poza tymi 10-12kg które ci zejda bez żadnego wysiłku, to słyszałam że samo zajmowanie się niemowlakiem jest jak fitness ;) dźwiganie ciężarów (w końcu dziecko waży parę kg), sklony po smoczki i inne rzeczy które wylądują na podłodze, więc dasz radę;)
Też w to kiedyś wierzyłam, że od schylania się po smoczek się chudnie. Niestety od tego tylko plecy mnie bolały :(