Jeszcze kilka lat temu, zanim do naszego kraju zawitały tłumnie wielkie korporacje, śmialiśmy się w głos, gdy ktoś tylko wspomniał o wyścigu szczurów. Dziś, żyjąc w wielkim mieście, gdzie deratyzację przeprowadza się regularnie, żyjemy w mieście korpo-szczurów, którym wydaje się, że w Polsce nikt już nie ma dzieci, bo dla każdego liczy się wyłącznie kariera i nieustanna pogoń za szczęściem.
Chcemy, żeby nasze dzieci były szczęśliwe. Jesteśmy przekonani, że zdrowe nawyki i najlepsze możliwe wykształcenie, o które walczymy w ich imieniu już od urodzenia, zapewnią naszym dzieciom świetlaną przyszłość. Naturalnym jest, że chcemy wyposażyć nasze dzieci najlepiej jak możemy i staramy się im zapewnić wszystko, co najlepsze: naukę pływania dla niemowląt, angielski już w żłobku, profilowane przedszkole i szkołę nauczającą zgodnie z najnowszymi trendami edukacyjnymi.
Dzięki tym wszystkim zajęciom, wyrosną z naszych słodkich maluszków wysportowani, szczupli młodzi ludzie, którzy bez problemu dostaną dobrze płatną pracę w wielkiej firmie i będą się wspinać po szczeblach kariery w tyle pozostawiając konkurentów. Tylko czy na pewno chcemy, żeby nasze dzieci brały udział w tym wyścigu szczurów?
Kariera czy dziecko?
Święte oburzenie i głośny sprzeciw wywołują akcje nawołujące do macierzyństwa, ale jak się ostatnio przekonałam podczas dyskusji w gronie znajomych na temat powodów jakimi kierują się młodzi ludzie przy podejmowaniu decyzji o posiadaniu dziecka, matek nikt o zdanie nie pyta.
Siedziałam nie dalej jak kilka dni temu wśród bezdzietnych znajomych w wieku, statystycznie rzecz ujmując, jak najbardziej reprodukcyjnym i słuchałam jak wygląda ich świat… Kariera, podróże, budowa domu sprawiają, że w dzisiejszych czasach praktycznie nikt nie ma dzieci. Poza tymi, którzy wpadli.
Początkowo czułam się oburzona. Ja, matka dwójki dzieci spędzająca większość czasu na placu zabaw, a na domiar złego jeszcze blogerka parentingowa, siedzę, słucham i nie wierzę. Nikt mnie o zdanie nie pyta! Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że praca wśród bezdzietnych, skoncentrowanych na robieniu kariery ludzi w wieku 30+, sprawia, że mają spaczony obraz świata. Równie spaczony obraz świata mają matki, które obracają się jedynie w świecie innych matek.
Macierzyństwo czyli inny świat
Młoda matka jest jak istota z innego świata. Ani z nią pogadać, ani się spotkać, bo albo ciągnie za sobą bachora albo musi zaraz wracać na karmienie. Dopiero po kilku miesiącach młoda matka zaczyna nawiązywać nowe znajomości w swojej okolicy, odwiedzać place zabaw i wędrować zawsze tą stroną ulicy, po której jest mniej dziurawy chodnik i wygodniejszy dla wózka podjazd.
Jeszcze cztery lata temu byłam kompletnie sama, bo nikt z moich znajomych nie miał dzieci. Dziś niemalże wszyscy moi znajomi mają dzieci. Jak to możliwe? Przecież statystyki mówią, że w pierwszej połowie 2015 roku zanotowano najniższą od kilkunastu lat liczbę urodzeń! Po prostu zmieniłam znajomych. Dziś moi nowi znajomi mają w większości dwójkę dzieci. Zdarzają się nawet tacy, co mają trójkę i sami się śmieją idąc na spacer, że wzbudzają tą „patologią” sensację. Cóż, na placu zabaw nikogo to nie dziwi, a do miejsc obleganych przez korporacjuszy raczej nie zaglądają, bo z dziećmi nie ma po co.
Posiadanie dzieci sprawia, że pierwszą rzeczą, jaka interesuje mnie w nowym miejscu jest plac zabaw dla dzieci. Odwiedzam niemalże wyłącznie restauracje, które oferują krzesełka dla dzieci i mają zorganizowane kąciki zabaw albo chociaż dekorację, którą mogłyby się zająć dzieciaki, gdy my będziemy kończyli jedzenie. Wybór hotelu na wakacje sprowadza się do sprawdzenia głębokości brodzika i obejrzenia zdjęć z miniklubu. Reszta, w obliczu widma znudzonych dzieci, które trzeb będzie pilnować bez przerwy, nie ma kompletnie żadnego znaczenia.
Na wakacjach najważniejsze jest zadowolenie naszych dzieci, które potrzebują bezpiecznej przestrzeni do zabawy. Zadowolenie naszych dzieci jest tym, co zapewnia nam udane wakacje, bo wtedy nie musimy ich bez przerwy pilnować i sami możemy choć trochę odpocząć niezależnie od tego czy jesteśmy aktualnie w czterogwiazdkowym hotelu na Wyspach Kanaryjskich czy pod namiotem na kempingu oddalonym od naszego domu o jakieś 160 kilometrów.
Szczęście odkryte na nowo
Od kilku lat mam w pamięci słowa mojej mamy, które wypowiedziała w Egipcie podczas wycieczki do Karnaku. W trakcie zwiedzania świątyni mieliśmy okazję podziwiać pomnik Skarabeusza, który, aby mieć szczęście w życiu, obchodzi się trzykrotnie. Po obejściu pomnika trzy razy usłyszeliśmy jednak od przewodnika, że należy obejść go kolejne trzy razy żeby mieć dziecko, co poleca szczególnie młodym dziewczynom. Moja mama skwitowała ten żart jednym zdaniem:
– Jak będziesz mieć szczęście, to będziesz mieć i dziecko. Nie ma po co obchodzić go jeszcze kilka razy.
Minęło kilka lat, zanim przekonałam się co moja mama miała na myśli. Posiadanie dziecka przewartościowuje całe życie. Zmieniają się priorytety. Nagle doceniamy jakim skarbem jest przespana noc, możliwość wyjścia na zakupy bez konieczności powrotu na karmienie i zwyczajny spacer. Czujemy się szczęśliwe, gdy ktoś zgodzi się przez chwilę popilnować nam dziecka, żebyśmy w spokoju mogły zrobić najpotrzebniejsze zakupy spożywcze.
Oczywiście, również nie mając dzieci, można dostrzec jaką wartość stanowi nasze codzienne wygodne życie. Wyruszając na samotną wędrówkę po górach czy szlakiem św. Jakuba niosąc cały swój dobytek na plecach, a nawet objeżdżając świat autostopem, możemy znaleźć sens życia i szczęście. Dzięki pozbawieniu się na jakiś czas luksusów, nawet tych najbardziej błahych, jakimi może być używanie pralki, korzystanie z internetu, samochodu czy picie ulubionego napoju, możemy zdystansować się do tego co nas otacza i dostrzec szczęście, jakim jest nasze zwyczajne życie, wschody i zachody słońca, a nawet zapach porannej kawy.
Umiejętność odnajdywania szczęścia w codziennym życiu jest tym, co powinniśmy przekazać naszym dzieciom jako najlepszy kapitał na życie. W życiu najcenniejsze jest szczęście, które nie jest zależne od innych, a jedynie od nas samych i naszego sposobu postrzegania świata.
„Tajemnica szczęścia leży nie w posiadaniu rzeczy,
ale w umiejętności rozkoszowania się nimi.”
Mam 30 lat i trójkę dzieci. Moi znajomi z liceum w większości nie mają dzieci, albo najwyżej jedno. Nie wiem gdzie to wszystko zmierza, ale przeraża mnie propagowany egoizm. Liczenie szczęścia w pieniądzach i podróżach. Nie lubię ostatnio czytać nawet babskich gazet, w których rady i pomysły z pewnością nie są skierowane do kobiet-matek. Nie mogę słuchać, że kobieta „siedzi w domu”. Kobieta nie siedzi, tylko odwala najtrudniejszą robotę, z którą nie poradziłaby sobie niejedna kierowniczka. Kształtowanie nowego człowieka to nie jest „siedzenie w domu”. Pisałam o tym także u siebie na blogu http://panimatka.pl/niska-dzietnosc-czy-na-pewno-tego-chcemy/ i http://panimatka.pl/wiecej-was-matka-nie-miala-wielodzietnosc/. Z drugiej strony jest wiele kobiet, które chciałyby mieć dzieci, ale boją się. Od rodziców słyszymy standardowo „najpierw studia, praca”, a potem jest jak jest.
Nie dalej jak wczoraj rozmawiałam o tym z moim mężem. Cieszę się bardzo, że znalazła się kolejna osoba, która myśli podobnie jak ja :) To prawda, że rodzice mają skłonność do układania życia swoim dzieciom i robią to nawet nieświadomie ciągle powtarzając, że najpierw studia, praca, mieszkanie/dom, a potem rodzina. Tylko, że zdobycie tego wszystkiego pochłania mnóstwo czasu, a związki w które w tym czasie wchodzimy czasem nie wytrzymują próby czasu, bo młodzi mają przyzwolenie rodziców na brak zaangażowania i wieczne randkowanie bez zakładania rodziny.
PS. Bardzo podoba mi się Twój blog. Cieszę się, że mnie odwiedziłaś, bo dzięki temu miałam okazję go poznać :)
Cieszę się również, dzięki :)
Ja nie chcę wyścigu. Wczoraj się załamałam siedząc na zebraniu w przedszkolu, kiedy jedna z mam powiedziała „nie bezie chodził na karate. lepiej niech siedzi w klasie i się uczy (5-latek), bo nie przerobi wszystkiego”… A ja chcę, żeby moja córka miała w przedszkolu frajdę, a nie tylko naukę! Jej frajda z czasu przedszkolnego jest moją frajdą z macierzyństwa :)
Co za… ograniczona szczurzyca z tej matki!
A Twoje słowa chyba sobie wydrukuję i powieszę na ścianie jako moje motto życiowe :)
No kochana dałaś czadu. Piękny i jakże wartościowy wpis. Zgadzam się z każdym jednym zdaniem. A zatrzymując się przy zmianie przyjaciół dopisałabym tylko, jak brak zrozumienia jest bolesny. Bo jest bardzo. Cudny tekst. Aż nie wiem, co napisać. Po prostu: Amen
Z pewnością polecę go dalej
Zatkało mnie… Dzięki! :D
Nie ma za co. Napisałam szczerze. Bardzo mi się podobało
:)
Piękne, ale uważam, że szczęścia nie można uzależniać od innych osób i ich obecności.
Też mam wrażenie, że teraz wszyscy chcą jak najwięcej od tych dzieci. Wszyscy chcą dać lepszy start, wyłapać ewentualne wady, które można naprawić… Wydaje nam się, że możemy tak dziecko wyposażyć, żeby miało wszystko co potrzeba dla dobrego dorosłego życia. Ale myślę, że wszystkiego i tak im nie zapewnimy, bo się zwyczajnie nie da. Może więc zamiast tego warto im dać czas i bezpieczną przestrzeń, żeby poznały siebie, swoje potrzeby i zainteresowania. A jak się okaże, że coś trzeba „nadrabiać” to nadrobią to później, jak się okaże że jest taka potrzeba. Być może będzie to trochę trudniejsze w późniejszym wieku, ale jak będą chciały to nadrobią. Wszystkiego im przecież w życiu nie ułatwimy i nie zrobimy za nich:)