Mój prawie siedmioletni syn należy do mądrych, bystrych dzieci. Nie ma problemów z logicznym myśleniem i zwykle szybko orientuje się kiedy go nabieram. Zwykle, bo dziwnym trafem ani trochę nie podejrzewa, że św. Mikołaj to bujda!
Rok temu spodziewam się, że w głowie mojego syna zaczną się w końcu kłębić jakieś podejrzenia. Nie doczekałam się. W tym roku aż mnie skręca, żeby zasiać w nim ziarno niepewności. Nie mam serca odzierać go z wiary w to, że istnieje na tym świecie ktoś, kto bezinteresownie rozdaje obcym dzieciom prezenty, więc ostatkiem sił się powstrzymuję.
Banda przebierańców i jeden prawdziwy
Mati doskonale wie, że ten święty Mikołaj, którego spotyka w centrum handlowym, na ulicy czy w kościele to zwykły przebieraniec. Zdaje sobie też sprawę z tego, że do przedszkola nie przychodzi prawdziwy święty Mikołaj, ale jedynie jego pomocnik.
Nijak jednak te bandy przebierańców nie przeszkadzają mu wierzyć w to, że święty Mikołaj odbiera jego coroczne listy, a nocą przyjeżdża wielkimi saniami i podrzuca do jego sypialni wymarzone prezenty. Wierzy nawet w to, że brodaty Wielki Brat ma podgląd na każdy dom i widzi, które dzieci są grzeczne!
Mikołaj spełnia marzenia
Za rok prawdopodobnie mój syn nie będzie już wierzył w świętego Mikołaja. Chciałabym jednak bardzo, aby wiedział, że Mikołaj, za pośrednictwem rodziców, i tak spełni każde jego marzenie. Bo święty Mikołaj to nie żaden odziany w czerwony płaszcz starszy pan z indeksem BMI>30, ale symbol spełniających się marzeń. Marzeń o wspaniałej zabawce, na którą się czeka cały rok. To niepokonana karta przetargowa w negocjacjach z rodzicami, którzy za nic w świecie nie chcą się zgodzić na zakup czerwonego Transformersa z telewizyjnej reklamy 😉
Czerwony Transformers to jedyna zabawka, o którą rok temu Mati poprosił świętego Mikołaja. Czerwony – nie żółty, ani nie żaden inny. Zobaczył go w sklepie, kiedy rozbiliśmy przedświąteczny rekonesans na początku listopada. Z zakupem zwlekaliśmy do ostatniej niemalże chwili, mając ciągle nadzieję, że młody zmieni zamówienie i zdecyduje się jednak na coś innego. Zdania jednak nie zmienił, a my dzień przed Mikołajkami pojechaliśmy do sklepu łowić czerwonego Transformersa z morza tych żółtych. Znaleźliśmy go, ale… kosztował połowę drożej niż miesiąc wcześniej, a na dodatek był jedynie 100 złotych droższy niż jego żółty odpowiednik. Grrr…
Pamiętacie magię czekania na świętego Mikołaja i radość na widok pozostawionych przez niego prezentów?
EDIT:
Ten wpis ukazał się na blogu po raz pierwszy w grudniu 2017. Przypominam go co roku, bo mimo upływu lat, jego przesłanie jest nadal aktualne.
Jestem przekonana, że święty Mikołaj to magiczna postać. Jej magiczność (tak, wiem, że nie ma takiego słowa) polega na tym, że spełnia każde marzenie i równocześnie każdy z nas może nim być. Poza tym miło jest znaleźć zaraz prezent po przebudzeniu w szary, grudniowy poranek. Dlatego właśnie co roku szykuję moim nie-wierzącym-już-w-Mikołaja Tygrysiakom prezenty.
Zobacz też:
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.