Strach przed porodem

strach-przed-porodem

Nie jest dobrze za dużo wiedzieć. W pewnych sytuacjach nawet bywa tak, że niewiedza okazuje się być błogosławieństwem. Szczególnie sprawdza się to w sprawach, których nie możemy w żaden sposób zaplanować ani uniknąć. Do takich wydarzeń z całą pewnością należy poród.

Za każdym razem, kiedy zbliża się mój termin porodu, umieram z niepokoju. Wychowana w środowisku lekarskim, przesiąknięta opowieściami o najróżniejszych przypadkach medycznych i możliwych komplikacjach, wiem na temat tego, co się może wydarzyć podczas porodu, więcej niż bym chciała. W pewnych momentach wiedza ta okazuje się bowiem przekleństwem.

Punkty kontrolne

Od chwili przyjazdu na porodówkę jestem jak celnik na posterunku. W napięciu odhaczam kolejne punkty kontrolne:

  • KTG – tętno płodu jest.
  • USG – dziecko dobrze ułożone. Na tę chwilę wszystko gra.
  • Przebijanie pęcherza płodowego – zamieram modląc się, aby nie dziabnęli mi przy tym dziecka.
  • Wody płodowe – nic nie mówią o kolorze, więc chyba ok.

Strach paraliżuje mnie przed zadawaniem pytań. Wolę nie wiedzieć co się dzieje i co mnie za chwilę czeka. Skupiam się na wykonywaniu poleceń i nie dyskutuję.

Pierwszy krzyk to nie koniec nerwów

Słyszę pierwszy krzyk dziecka, po którym następuje chwilowa ulga. Już po wszystkim! Teoretycznie mogłabym odetchnąć, ale nie ze mną te numery. Już po chwili w napięciu czekam na wynik badania neonatologa.

Nie pytam nawet, ile punktów dostało moje dziecko. Boję się. Punkt może stracić za kolor skóry i inne przejściowe problemy, a ja będę się niepotrzebnie zamartwiać. W tej chwili interesują mnie jedynie konkrety: czy jest całe, zdrowe i czy oddycha. Apgarem zajmę się później.

Nadchodzi ostatni etap porodu, czyli urodzenie łożyska. Najmniej bolesny, ale to jego właśnie boję się najbardziej. Zamykam oczy i wstrzymuję oddech, gdy lekarz ogląda ten obrzydliwy kawałek mięsa. Boże, spraw, żeby było łożysko całe!

Potem jest czas na mycie, ocenę spustoszenia w wiadomym miejscu. Teraz dopiero dowiem się jak bardzo ucierpiałam. Nieśmiało pytam czy jest dużo do szycia. Kolejny raz zamieram obawiając się wyroku, równocześnie bojąc się nazwać rzeczy po imieniu.

Myślicie, że już po wszystkim? Że leżąc na sali z dzieckiem jestem spokojna? A gdzie tam!

Umieram z nerwów za każdym razem, gdy przychodzi lekarz, szczególnie podczas wizyty ginekologicznej. Moment, w którym sprawdzają czy macica obkurcza się prawidłowo przyprawia mnie prawie o zawał. Powtarzam sobie, że to absurdalne, bo gdyby się nie obkurczała, to dostałabym krwotoku, ale strach nie odpuszcza.

Kolejny poród to jeszcze większy strach

Kiedy oczekiwałam pierwszego dziecka, myślałam naiwnie, że kobiety rodzące kolejny raz mają lepiej. Wiedzą, co je czeka i czego mogą się spodziewać. Akurat! Nieświadomość przy pierwszym porodzie była błogosławieństwem. Po dwóch porodach wiem, że akcja może się potoczyć zupełnie inaczej niż poprzednim razem i nie mam na nią żadnego wpływu. Wiem, jak bardzo może boleć, że nagle może być za późno na znieczulenie.

Szykując się do urodzenia kolejnego dziecka nie ma strachu przed nieznanym. Pojawia się za to strach przed tym, co znane. Przed nagłym i bardzo szybkim porodem albo przed długim, ciągnącym się wiele godzin cierpieniem. Jest strach przed bólem, który za każdym razem był zupełnie inny.

W objęciach niepewności

Im bliżej końca ciąży, tym bardziej dręczy mnie niepewność, jak to będzie tym razem. Czy znowu usłyszę podczas wizyty u ginekologa, że jak tylko zacznie boleć, to mam natychmiast jechać do szpitala, bo mogę nie zdążyć? Czy i tym razem będę niczym tykająca bomba chodzić z kilkucentymetrowym rozwarciem przez kilka tygodni, nie odczuwając absolutnie żadnego bólu i skurczy?

Najbardziej boję się, że wody odejdą mi w domu. Jeśli się tak stanie, to wpadnę w panikę. Do tej pory wody odchodziły mi zawsze w szpitalu, dopiero po przebiciu pęcherza płodowego, i w przeciągu kilku-kilkunastu minut maluszek był już na świecie. Mam nadzieję, że tak samo będzie i tym razem, a ja uniknę szaleńczego pościgu do szpitala niczym z amerykańskiej komedii.

W takiej chwili nie mogę przeklinać chwili, gdy wiedziona ciekawością naczytałam się o możliwych komplikacjach. Te opowieści po prostu we mnie są, stanowią część mojego życia. To wszystko siedzi we mnie głęboko i w stosownej chwili wypływa na powierzchnię świadomości. Jak bumerang wracają do mnie najróżniejsze opowieści o komplikacjach okołoporodowych znajomych i nieznajomych kobiet.

Nawet nie chcę ich tutaj przytaczać, żeby o tym nie myśleć. Taka wiedza jest prawdziwym przekleństwem.

Wcale się nie dziwię, że położna i lekarz nie wpuścili mojej mamy-lekarza, jak rodziłam pierwsze dziecko. Celowo, po znajomości, jej nie wpuścili. Wiedzieli, że ona nie byłaby wtedy dla mnie żadnym wsparciem, a jedynie by się denerwowała i odhaczała nerwowo kolejne punkty kontrolne.

Moja rada dla pierworódek

Jeśli masz jeszcze wybór, to nie czytaj i nie słuchaj opowieści o skomplikowanych porodach. Zrób to dla własnego komfortu i zdrowia psychicznego.

Zamiast tego zaaplikuj sobie fachowe artykuły o tym, jak wygląda poród. Dzięki nim dowiesz się więcej na temat tego, co Cię czeka. Opowieści innych mam o traumatycznych porodach również możesz sobie darować, bo co ma być, to i tak będzie.

A Ty, najbardziej ze wszystkiego potrzebujesz teraz spokoju.

Właśnie te słowa powtarzam sobie codziennie jak mantrę od kilku tygodni ;)

 

Oto więcej historii Z pamiętnika brzuchatki:

Ciąża? Nie, dziękuję! – subiektywna lista dolegliwości, których można spodziewać się w ciąży
Przesądy w ciąży – nie daj się zaskoczyć!
Zaniedbane dzieci i chora mama – trudne początki ciąży to moja specjalność. Poznaj moją historię!
Radośnie rosnę w obwodzie – drugi trymestr ciąży i czego się po nim spodziewać
Trzeci trymestr ciąży – bezsenne noce, płaczliwość i inne opisane przypadki z życia brzuchatki.

Czy ten artykuł był pomocny?

Przepraszamy.

Jak możemy poprawić artykuł?

Dziękujemy za przesłanie opinii.