Co słychać u Tygrysiaków? – marzec

 tygrysiaki-marzec

Facebook tnie zasięgi! – żalą się od (nie)dawna blogerzy. A co nas to obchodzi? – pytają się ich czytelnicy. Odpowiadam więc: Bardzo Was to obchodzi! Jeśli polubiliście mój Tygrysiakowy fanpage, to i tak nie wyświetlają się Wam nasze nowe posty. Z tego powodu omija Was niezliczona ilość zabawnych historyjek z naszym udziałem, linków do ciekawych artykułów oraz moich własnych wnikliwych przemyśleń. Na szczęście wymyśliłam już co z tym zrobić.

Postanowiłam nie lamentować nad tym, że Facebook obcina zasięgi postów i przez to najbeczelniej w świecie nie pokazuje Wam naszych rozbrykanych postów. Nie to nie, łaski bez! Postanowiłam, że co miesiąc będę je publikować tutaj, na blogu, w ramach nowego cyklu #CoSłychaćuTygrysiaków.

O czym będzie?

Oprócz Fejsbukowych anegdotek znajdziecie tu również wszystko to, czym żyliśmy przez ostatni miesiąc.

W tym miejscu znajdziecie więc wszystko o czym usłyszałam na placu zabaw albo na spotkaniu przy kawie z inną mamą i co wpadło mi do głowy podczas wyciągania prania z suszarki. Jak wiecie, matkom najlepsze pomysły zwykle wpadają do głowy podczas prasowania. Jednak ja z braku czasu ostatnio używam już tylko suszarki bębnowej, więc to właśnie w jej pobliżu nawiedzają mnie najbardziej odkrywcze przemyślenia

Poza tym będę tu publikowała memy, które nie znalazły szczęścia na Fejsie, a szkoda mi je wyrzucić w otchłań zapomnienia.

Zaczynamy!

Urodziny, urodziny i jeszcze raz urodziny

Co działo się u nas w marcu? Hmm… Najpierw były urodziny Anieli, potem Matiego, a na końcu moje… Tak się jakoś złożyło, że zdecydowana większość Tygrysiakowej rodzinki urodziła się w marcu i jest spod znaku Ryb.

Z okazji urodzinowych imprez na Facebooku pojawiły się krótkie relacje. Oto one:

Weekendowe przyjęcie urodzinowe dla kolegów Matiego udane. Bilans na plus, czyli:
-️ jedna opryskana Colą ściana
-️ jeden rzygający jubilat
– dwie obite głowy
– dwie zagubione pary rękawiczek i jedna para butów
Nawet jeśli to podsumowanie brzmi jakby przez nasz dom przetoczyła się porządna libacja alkoholowa, to dzieci naprawdę bardzo grzecznie się bawiły. Serio, po prostu macie jakieś dziwne skojarzenia

owocowy-tort-urodzinowy

Przy okazji pochwaliłam się własnoręcznie robionym tortem śmietnkowo-owocowym. Musicie wiedzieć, że byłam z niego naprawdę dumna! Wyszedł całkiem nieźle, biorąc pod uwagę to, że był to efekt mojego pierwszego w życiu użycia szprycy do dekorowania tortów. Nieskromnie dodam, że chyba mam talent i po prostu marnuję się pisząc bloga parentingowego.

Tydzień później znowu wzięłam szprycę do ręki i udekorowałam tort, który był zbiorowym ciastem urodzinowym calej naszej trójki. Długo myślałam nad tym jak rozmieścić na nim świeczki, aż w końcu zdecydowałam się na układ 1-7-30. Wielu gości pytało co to za arcyważna data 1730, ale niestety żadne z wydarzeń podanych na Wikipedii nie pasowało do naszego tortu.

Idealnie pasowała do niego natomiast mina Gaby, która z przerażeniem odkryła jaka to jej mama jest już stara

 jaka-mama-stara-tygrysiaki

Zdjęcie made by szwagier. Prosił, żeby go nie oznaczać, więc oznaczam anonimowo ;)

Świąteczna kumulacja

Jeśli już przy datach jesteśmy, to pozwolę sobie wspomnieć to pewnej świątecznej kumulacji, jaka trafiła się nam w tym roku. Najpierw była Środa Popielcowa z okazji Walentynek, a potem Wielkanoc z okazji 1. kwietnia. Wszystko to sprawiło, że naszym Tygrysiakom lekko zakręciło się w datach, świętach i okazjach…

1 kwietnia, niedziela. Wielkanoc

– Mamo, a co to jest dzisiaj za święto, że w Prima Aprilis trzeba iść do kościoła? – zapytał Mati po powrocie z kaplicy.

2 kwietnia, Poniedziałek Wielkanocny

– Mati, dzisiaj jest taki dzień, że trzeba iść do kościoła. Wczoraj był Prima Aprilis, a dzisiaj jest Śmigus Dyngus dlatego się idzie! – tłumaczyła starszemu bratu Gabi (4,5 lat)

Co na blogu piszczy i dlaczego tak tu pusto

Mimo najszczerszych chęci i ogromnego zapału, w marcu udało mi się opublikować na blogu tylko dwa posty. Mogłabym napisać, że dom, dzieci, choroby, urodziny i święta pochłonęły mnie tak bardzo, że nie starczyło już nic na pisanie.

Mogłabym też napisać, że to wszystko wina Anieli.

Aniela chodzi i przy okazji roznosi różne rzeczy po całym domu. W efekcie tych „porządków” pilot od telewizora jest w wannie, foremki do muffinek pod prysznicem, a mój ulubiony deodorant znalazł się pod jej łóżeczkiem…
Jakbym zniknęła nagle z sieci to nie martwcie się, to tylko Aniela skitrała gdzieś internet i jeszcze go nie odnaleźliśmy.

Prawda jest jednak taka, że postanowiłam zadbać w końcu o siebie. Po 7 latach wiecznego bycia mamą, rozwieszania mokrych pieluch o północy, wstawania o świcie, żeby zrobić dziecku kaszkę/mleko/płatki i odkładania w nieskończoność umycia własnej łepetyny powiedziałam sobie DOŚĆ!

Zamiast odkrywać i podbijać internety do późnych godzin nocnych, zaczęłam na nowo czytać książki. Dzięki temu wieczorami jestem wyciszona, a rano budzę się bardziej wypoczęta. Liczę też, że dzięki temu wróci mi lekkość i radość pisania, a wpisy na blogu będą się pojawiały tak jak kiedyś 2-3 razy w tygodniu.

marzec-tygrysiaki

Pierwszy Dzień Wiosny☀️

Mamo, w co mam się dzisiaj ubrać?!
Jak przez mgłę przypomniałam sobie, że dzieciaki miały przyjść dzisiaj do przedszkola w wiosennych strojach. A najlepiej przebrane za zwierzątka.
Ledwo żywa wysłałam więc męża na strych po strój ślimaka, w którym Mati występował 3 lata temu… Czyli w czasie, gdy nosił rozmiar 104, a nie jak teraz 128. Nagle zamarłam, bo uświadomiłam sobie, że może się nie zmieścić

Uff… jednak się zmieścił. Kamizelka z doszytą na plecach muszlą ślimaka leżała na nim jak ulał. Na szerokość.

I wiecie, to była jedna z tych chwil, kiedy dziękowałam niebiosom za to, że mój syn jest od zawsze taki chudy. Za to, że taki z niego patyczak. Za to, że musiałam mu przez kilka lat wszywać dodatkowe gumki nawet do majtek. I za to, że rośnie tylko wzdłuż, a nie wszerz.

Kiedy już odśpiewałam te wszystkie pieśni pochwalne zabrałam się za ubieranie Gaby w jej letnie stroje.

I… nie zmieściła się

Wszystko przez to przedszkole!

Serio, wszystko to wina przedszkola. Tak dobrze ich tam karmią, że moje dziecię nie chciało wczoraj wracać do domu. Pomachała mi ręką pełną chrupek i kazała na siebie czekać. Najadła się, a potem najbezczelniej w świecie urosła!

Zastanówcie się dobrze zanim zapiszecie dziecko do przedszkola. Nie dość, że każą Wam szykować zwierzęce przebranie dla dziecka, to jeszcze nakarmią je tak, że ze wszystkiego wyrośnie.

A potem, jak już kolejny raz w ciągu roku wymienicie dziecku całą garderobę i zostanie wam w portfelu tylko obciążona do granic możliwości karta kredytowa, to będzie mieli na obiad Gorące Ziemniaki.

Gorący Ziemniak dla rozluźnienia atmosfery

Pewnego popołudnia graliśmy z Matim z Gorącego Ziemniaka.

***

Dla niezorientowanych wyjaśniam zasady tej gry. Jedna osoba losuje kartę z pytaniem, na które odpowiadają na czas wszyscy gracze, podając sobie ziemniaka. Kiedy czas się skończy, runda dobiega końca, a przegrywa ją ten, kto został z ziemniakiem w ręce.

***
Wylosowałam właśnie pytanie „Wymień zawód zaczynający się od samogłoski”.

– Mati, wiesz co to są samogłoski? – pytam kontrolnie, żeby nie było potem, że „ja nie wiedziaaałem”
– Wiem – odpowiada ze stoickim spokojem mój syn.
– Super. W takim razie pytanie brzmi… – czytam na głos zadanie z kartki, ale dla pewności biorę ziemniaka do ręki i podaję pierwszą odpowiedź: Aktor

Cisza.
Czas leci, a mój syn myśli…
Czas leci, a mój syn nadal myśli…

W końcu zaczyna się denerwować. Zdenerwowanie przeradza się we frustrację. Frustracja w złość, a potem nagle wybucha histeria.
Czas się kończy.
– Mati, co jest? Nie znasz żadnego zawodu na samogłoskę?! A inżynier, elektryk???
– Co?! – pyta zszokowany Mati
– No, a jakie znasz samogłoski?
– Y

Nie wiem jak Wy, ale na Y to ja też nie znam żadnego zawodu.

Do szkoły czas już iść!

W tym roku zamiast przeżywać podekscytowanie związane z rekrutacją do przedszkola, żyjemy zapisami do szkoły podstawowej. Jesteśmy spokojni o to, że dla wszystkich wystarczy miejsc. Mamy jednak inne dylematy, związane z wyborem klasy dla naszego pierwszoklasisty. Zastanawiamy się pomiędzy klasą integracyjną i zwykłą.

Nie jestem zdecydowana na żadną z nich i ciągle mierzę się z tym dylematem. Rozmawiam z rodzicami dzieci, które chodzą już do szkoły i takich, które pójdą dopiero w tym roku. Pytałam również  znajomych, których dzieci chodzą do integracyjnego przedszkola i widzę, że oni też nie są zdecydowani czy chcą, żeby ich dzieci kontynuowały naukę w klasie integracyjnej.

Jeśli macie jakieś doświadczenia w tej kwestii, dajcie znać. Napiszcie w komentarzach co na ten temat sądzicie albo wyślijcie mi prywatną wiadomość przez formularz kontaktowy. Każdy głos w tej dyskusji będzie dla mnie cenny.

 

Czy ten artykuł był pomocny?

Przepraszamy.

Jak możemy poprawić artykuł?

Dziękujemy za przesłanie opinii.