Zanim założyłam własnego bloga przeglądałam blogi innych. Czytałam, przeglądałam i zachwycałam się pięknymi zdjęciami. Z tego właśnie zachwytu zrodził się pomysł na Tygrysiaki – mój własny blog.
Kupiłam więc domenę, wgrałam WordPressa, obejrzałam kilka tutoriali na youtubie jak go obsługiwać, stworzyłam swój pierwszy wpis i… nagle zaczęły się problemy, bo potrzebowałam zdjęć. Ładnych zdjęć. Takich, które nadawałyby się na bloga. Nie trzeba prowadzić bloga żeby wiedzieć jak to jest gdy ma się milion zdjęć, ale żadne z nich nie jest wystarczająco dobre by pokazywać je innym. Znacie to, prawda?
Która z nas nie chciałaby mieć tysięcy perfekcyjnych zdjęć swoich dzieci na których wyglądają one na takie jakie właśnie są: słodkie, urocze, szczęśliwe i przede wszystkim śliczne!
Marzenia marzeniami, a tymczasem wychodzą nam zazwyczaj rozmyte upiorki świecące czerwonymi źrenicami i w dodatku bez cienia uśmiechu na twarzy za to z cieniami pod oczami. Nawet te zdjęcia, które miały uwiecznić ich nieruchome pozy wychodzą rozmyte… Ach, gdyby dało się tak zatrzymać czas choćby na tyle żeby zdążyć zrobić ładne zdjęcie – myślę sobie czasami ścigając Matiego z aparatem w ręku.
Co z tego, że robię setki zdjęć skoro nawet po najbardziej pobłażliwej selekcji do zostawienia nadaje się ledwo, ledwo kilka z nich?
Spis treści
Co robię źle?
Mam zły aparat? Tak, to na pewno wina aparatu! No, ale na ten numer mój szanowny małżonek się więcej nie nabierze. Już raz szarpnęliśmy się na aparat, ale jak widać wiele to nie dało skoro zdjęcia nadal do bani.
Może mam złe dzieci? Mati z całą pewnością biega szybko. Szybciej niż jego rówieśnicy. I do tego nie chce pozować tylko robi jakieś głupie miny, mruży oczy i ciągle się wierci!
Gaba wcale nie lepiej, bo zamiast nastawić buzię do aparatu, to spuszcza głowę, dłubie w piachu i ma mnie i moje artystyczne zacięcie w nosie.
Co robić? Co robić?
Przecież nie oddam ich do domu dziecka i nie zamienię na takie bardziej fotogeniczne. No way – kocham moje dzieci i nie wymieniłabym ich nawet gdyby już nigdy nie pozwoliły zrobić sobie żadnego zdjęcia!
W rozpaczy poszłam tam, gdzie chodzę zwykle gdy inne sposoby poprawiania humoru nie działają czyli do księgarni. Poszperałam i znalazłam poradnik napisany z myślą o matkach-paparazzi czyli o takich co to tak jak ja polują na własne dzieci z aparatem w ręku – toż to cała ja! Wypisz-wymaluj ja sama!
Mamarazzi. Fotografowanie dzieci.
Poradnik Mamarazzi to świetnie napisany poradnik do nauki fotografii dziecięcej przeznaczony dla mam.
Książka jest skierowana do matek czyli osób nie mających czasu na studiowanie robienia dobrych zdjęć w teorii. Nie znajdziecie w niej żadnych przydługich czy nużących wykładów na temat obiektywów, kadrowania i innych technicznych aspektów. Znajdziecie je w skróconej formie i to w dodatku w formie całkowicie przyswajalnej dla matczynej mózgownicy pochłoniętej odmierzaniem w myślch kolejnej porcji kaszki.
Jedyny problem w tym, że aby znaleźć konkretne informacje będzie musiały wziąć zakreślacz albo notatnik i czytając będziecie musiały to wszystko wynotować. Dlaczego? Bo choć książka jest bardzo ładnie wydana i zawiera mnóstwo praktycznych informacji, to są one rozstrzelone i ciągle gdzieś trzeba iść za jakimś odsyłaczem, a potem jeszcze naszukać się w tekście.
O ile oczywiście interesuje Was jakie parametry powinien mieć dobry aparat i co to jest uniwersalny obiektyw… Jeśli Was to nie interesuje, a wolicie skupić się na czysto praktycznych problemach typu w co ubrać dziecko do sesji albo jak okiełznać czterolatka i „zmusić” go do pozowania, to możecie czytać bez zakreślania. Osobiście wchłonęłam ten poradnik w dwa dni i czytam go w kółko zagłębiając się w niego coraz bardziej i bardziej…
Wiem co myślicie, ale te czysto matczyne dylematy z serii jak mam ubrać dziecko do zdjęcia tylko z pozoru brzmią głupio i banalnie. Dopóki nie przeczytałam o odbijaniu światła podczas fotografowania nie miałam pojęcia dlaczego na jednych zdjęciach Gaba wygląda blado, a na innych tak jakby miała żółtaczkę. Teraz już wiem nie tylko dlaczego tak jest, ale i jak sobie z tym radzić. Poza ratowaniem się z photoshopem oczywiście ;)
A propos obróbki graficznej zdjęć. W poradniku znajdziecie również porady odnośnie fotograficznego afterparty czyli poprawiania zdjęć. Szkoda, że autorka nie zdecydowała się podsumować treści w kilku punktach, bo wskazówki odnośnie obróbki są naprawdę pomocne, ale niestety trzeba je znowu wyławiać z tekstu :(
Współpraca z dziećmi
W poradniku Mamarazzi oprócz ściągi z parametrów technicznych aparatu, tego jak czytać histogram, podstawowych zasad kadrowania i robienia zdjęć znajdziecie coś jeszcze. Coś, co zdecydowanie wyróżnia ten poradnik od innych: złote rady na okiełznanie dzieci podczas fotografowania.
Jak dotąd zastosowanie zaledwie kilku trików z książki znacznie poprawiło atmosferę w naszej rodzinie i dzieciaki po raz chyba pierwszy w życiu zaczęły ze mną-fotografem współpracować.
Mati nagle przestał uciekać przede mną i zaczął się domagać robienia mu zdjęć. Nic dziwnego, bo dzięki radom z książki przestałam się stresować i oboje mieliśmy świetną zabawę, a zdjęcia zrobione podczas spaceru wyszły nam bajecznie.
Gaba z kolei była tak pochłonięta zabawą w zakrywanie i odkrywanie twarzy, że nawet nie zauważyłam kiedy zrobiłyśmy ponad setkę zdjęć rechocząc przy tym ze śmiechu!
Ponadto w poradniku ujęte zostały pomysły na sesje fotograficzne na każdym etapie rozwoju rodziny – od sesji ciążowych przez ważne momenty w rozwoju niemowlęcia aż do nastolatka. Jak w interesujący sposób sfotografować pełzającego brzdąca? Jak utrwalić niezapomniane chwile ze wspólnych wakacji nad morzem? I… level masterchef fotografii dziecięcej: jak uchwycić na jednym zdjęciu dziecko i kota tak, aby wszyscy w tym przede wszystkim mama-fotograf byli zadowoleni?
Spokojnie, poczytacie, zastosujecie rady w praktyce i zobaczycie, że się da;)
A jeśli nie wierzycie we własne możliwości i z desperacji chcecie zatrudnić fotografa do zrobienia Wam rodzinnej sesji, to w tej książce znajdziecie również rozdział na temat tego na co zwrócić uwagę wybierając profesjonalistę – szkoda, że nie przeczytaliśmy go przed swoim weselem.
Jeżeli ciągle tylko marzycie o pięknych zdjęciach waszych dzieci, to nie musicie fundować sobie sesji fotograficznej. Wystarczy, że zafundujecie sobie Mamarazzi ;)
PS. Mamarazzi. Fotografowanie dzieci możecie kupić w księgarni internetowej matras – nigdzie taniej nie udało mi się znaleźć ;)
Spodobała Ci się nasza recenzja? Oceń ją!
Przy okazji możesz ocenić również Tygrysiaki – spójrz w prawo, tam czeka na Ciebie nasza sonda ;)
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.