Każdy z nas ma jakieś marzenie. Marzenie, które czeka na spełnienie. Marzenie, którego realizacja jedynie w minimalnym stopniu zależy od nas samych. Czekamy, marzymy, wyobrażamy sobie jakby to było, ale los płata nam figla i okazuje się, że jeszcze sobie poczekamy…
Gdy dowiedziałam się 5 lat temu, że jestem w ciąży przed oczami stanęła mi moja kruszynka, która miała się dopiero narodzić. Wpatrywałam się w migający na ekranie punkcik, patrzyłam na zaczątki serduszka mojej ukochanej dzieciny i w swojej wyobraźni miałam jeden obraz – białą pelerynkę.
Pelerynkę, którą chciałam założyć mojej córeczce.
Pelerynkę, którą nosiłam ja, a przede mną również inne dzieci w rodzinie.
Pelerynkę, którą moja mama uwieczniła na zdjęciu, gdy jako dwulatka szłam z koszyczkiem do święcenia.
Pelerynkę, którą przez wiele lat pod czujnym okiem babci („Uważaj, żebyś nie zniszczyła!”) zakładałam swojej ukochanej lalce.
Pelerynkę, o której moja babcia zawsze mówiła, że czeka na moją córeczkę.
Moja ukochana dziecina okazała się wtedy chłopcem. Najukochańszym na świecie, ale jednak chłopcem. Pelerynka została więc w szafie i czekała dalej na swoją nową właścicielkę.
Dwa lata później, czekając na święcenie pokarmów pod tym samym kościołem, który mam za sobą na zdjęciu w białej pelerynie, uświadomiłam sobie, że jestem w ciąży. I znów pojawiło się marzenie o córeczce.
Może tym razem? Może będzie dziewczynka? Może pelerynka nie będzie musiała czekać na moją wnuczkę?
Może…???
Mała fasolka jednak okazała się uparta, złączyła nóżki i trzymała mnie i moją pelerynkę w niepewności.
Prałam więc rzeczy dla noworodka i zastanawiałam się czy wreszcie pojawi się na tym świecie ten ktoś, na kogo czeka moja biała pelerynka.
Pelerynka, którą Gabrysia ma na sobie, jest uosobieniem moich dziecięcych marzeń o własnej córeczce. Jest w mojej świadomości symbolem, pamiątką z dzieciństwa. Czekała na Gabrysię zanim jeszcze się urodziła. Zanim ktokolwiek pomyślał, że Gabrysia będzie właśnie Gabrysią. Jest nicią łączącą mnie sprzed ćwierć wieku z moją ukochaną córeczką.
Patrzę na te zdjęcia, widzę jakie jesteśmy do siebie podobne i wiem, że już zawsze będziemy sobie bliskie.
Moje marzenie się spełniło.
Biała pelerynka – szafa prababci ;)
Niebieski sweterek – dzieło babci B
Spódniczka – mmdadak
Rajstopy – no name
Buty – Kornecki
Piękna ta pelerynka i śliczna modeleczka. Ja cieszyłam się strasznie gdy mojego wymarzonego syna kładłam do mojego łóżeczka na mojej poduszeczce :)
Następnym razem pomyślę nad podusią – w końcu poduszki są unisex;)
Dziękujemy za komplementy!
Bardzo mi się podobają rzeczy które przechodzą z pokolenia na pokolenie, mają dużą wartość sentymentalną i dzięki nim pamiętamy o innych. Córcia przecudowna.
Też lubię takie rzeczy i zastanawiam się ile jeszcze pokoleń zaliczy ta pelerynka.
Piękna pelerynka piękne marzenie i piękna Gabrysia!
Piękna. Uwielbiam takie przedmioty z duszą. :)
A Ty masz coś schowane dla Olusia?
Niestety moja matka oddawała nasze zabawki i ubranka zanim z nich wyrośliśmy. :/
Nawet żadnej książeczki nie masz?
Świetna tradycja „białej pelerynki” :)) miło słyszeć, że spełniło się Twoje marzenie! :)
Jednak marzenia się spełniają:) Fajnie to napisałaś :)
U mnie było podobnie (chociaż zawsze mówiłam, że nie urodzę tylko zaadoptuję:)) i czekałam na swoją pociechę z…kamizelką skórzaną:)
Kamizelka skórzana… ale taka z ćwiekami? ;)