Pamiętacie moją ostatnią recenzję poradnika Mamarazzi? Dziś postanowiłam zaprezentować Wam to, czego się z niej nauczyłam czyli jak robić lepsze zdjęcia i żyć przy tym w zgodzie z rodziną.
Pewnego popołudnia siedząc w fotelu i czytając o tym jak ważne jest dobre oświetlenie podczas fotografowania zapragnęłam nagle wykorzystać nowo zdobytą wiedzę w praktyce. Zabrałam rodzinę na spacer i przystąpiłam do ataku, który o dziwo zakończył się SUKCESEM, a nie tak jak zawsze UCIECZKĄ…
Złote rady z poradnika:
– zachęcić dziecko do zabawy (my bawiliśmy się dmuchawcami)
– zadbać o dobrą atmosferę bawiąc się przez kilka minut razem z nim
– ukradkiem wyjąć aparat z torebki (z torebki łatwiej się go wyjmuje – sprawdziłam, rzeczywiście z torebką jest mniej zachodu niż z profesjonalnym pokrowcem)
– przygotować aparat (ustawiłam ręcznie czułość i migawkę, ale nie pytajcie jak, zrobiłam to na czuja tak żeby zdjęcia wyszły jasne i nie rozmazane)
– zniżyć się do poziomu dziecka
– pstrykać, pstrykać i jeszcze raz pstrykać
– nie ustawiać dziecka i nie mówić mu jak ma się ustawić
Zastosowałam je wszystkie. Zamiast strofować, pokazywałam mu jedynie gdzie rosną ładne dmuchawce do zerwania. Zapomniałam o tym, że może się zbrudzić. Zapomniałam o tym, że chcę zrobić ładne zdjęcia. Zapomniała o wszystkim.
Efekt? Widoczny na zdjęciach :)
Ze swojej strony dodam tylko, że pierwszy raz odkąd sięgam pamięcią udało mi się zrobić tak dobre zdjęcia bez nerwów, krzyków i obrażania się. Bez płaczu, że Mati chciał się pobawić i nie chce żadnych zdjęć. Tym razem sam pozował i wołał: „Patrz, patrz! Teraz mi zrób!”.
Jak Wam się podoba?
Już nie mogę się doczekać wypróbowania innych pomysłów na sesje z dziećmi. Od dziś uwielbiam fotografować!
PS. W pierwszym zdjęciu zmieniłam tylko kolory na czarno-białe, reszta zdjęć nie była poprawiana w żaden sposób. Sama natura. 100% #nofilter ;)
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.