Dzielenie dwóch komputerów na czworo. Głos nauczycielki słyszany nawet przez sen. Ciągłe spoglądanie na zegarek, żeby nie przegapić końca przerwy, którego nie zasygnalizuje przecież dzwonek. No i ta przygnębiająca świadomość z tyłu głowy, że trzeba się stale pilnować, bo nie wiadomo kiedy dziecię włączy mikrofon, a to, co było przeznaczone do uszu domownika trafi do całej klasy. I ich rodzin.
Tak w ogólnym zarysie wygląda codzienność e-lekcji czyli zdalnej edukacji w naszym domu. A oto, co się dzieje poza tym…
Spis treści
Do której macie przerwę?
– Ja do 8:55.
– A ja do za dwanaście czwarta – odpowiada z przekonaniem Gabi.
– Nie ma takiej godziny.
– Jak to?
– Jest taka godzina, ale nie masz jej w planie lekcji.
– Aha. Czyli znowu nie słuchałam – stwierdza tak po prostu Gaba.
Tęsknię za dzwonkami. Bardzo tęsknię.
Czujne oko Wielkiego Brata
Wchodzę do pokoju, gdzie Gaba ma zdalne lekcje. Siedzi przy biurku i coś pisze. Obok niej stoi na wpół przymknięty laptop, z którego słychać głos nauczycielki.
Co jest, u licha? Miała dość lekcji i przymknęła klapę, żeby nie widzieć co się dzieje? ♀️ Mogła wyłączyć kamerkę i pospacerować po pokoju (jak Mati ) – myślę sobie w duchu.
Nagle z laptopa odzywa się głos:
– Emilko, dlaczego piszesz z nosem w zeszycie? Maciuś, popraw kamerę, bo nie widzę twojej kartki…
Aha! Spuszczenie klapy do połowy ma służyć temu, żeby pani miała podgląd na kartkę.
Wychowawczyni Gabi nieustannie mnie zaskakuje. Wiekiem przynależy do grupy nauczycieli, którzy „mają prawo nie ogarniać nowych technologii” (choć to bardzo krzywdzący stereotyp). W wykorzystywaniu nowoczesnych pomocy dydaktycznych radzi sobie jednak o wiele lepiej niż młodsze od niej nauczycielki. Gdy ona prowadzi lekcje, nie muszę nic robić.
No dobra, prawie nic.
Moje dziecię potrafi o 8:03 oświadczyć mi, że potrzebuje zdjęć rodzinnych na już i ja półprzytomna szukam po domu albumów z chrzcin, urodzin i wesel. Kto ma dzieci w wieku szkolnym, ten wie, że takie akcje stawiają na nogi lepiej niż mocna kawa.
Zdalne wagary
Gaba znowu postanowiła dać nogę ze znienawidzonego angola… Od etapu „Nie będę uprawiać tego angielskiego! Wypisz mnie z niego” przeszła do zdalnych wagarów. Siedzi cicho jak trusia przy biurku i pilnie odrabia zadania domowe. Pisze, rysuje, klei, wycina.
– Gaba, o której masz angielski?
– Angielski??? Nie wiem. Nic nie wiem o żadnym angielskim.
Pani od angielskiego dużo mniej ich pilnuje, a moja uparta (czyli o silnej osobowości) córka to wykorzystuje. Czasem tak bardzo, że nawet nie zaszczyci nauczycielki swoją obecnością. Ta sztuczka udała się jej już dwa razy.
To dlatego mam w telefonie ustawione powiadomienia o zbliżającej się lekcji angielskiego.
W trzeciej klasie wcale nie jest lepiej
– Słyszałeś, że masz jutro sprawdzian?
– Nie. A z czego?
– Z matematyki.
– Skąd wiesz?
– Usłyszałam jak ci przyniosłam czyste pranie do pokoju. Wcale się nie dziwię, że nic nie wiesz, bo jak pani o tym mówiła to nie słuchałeś tylko spacerowałeś.
– Słuchałem. Poza tym było już po lekcji.
3 godziny później:
– A słyszałaś co mam powtórzyć na ten sprawdzian???
Trening cierpliwości
8:12. Wchodzę do pokoju Matiego, a ten leży na podłodze. Ktoś tam na Teamsach duka czytankę.
– Masz lekcję leżenia?
– Nie. Coś mi spadło pod biurko, ale nie chciało mi się wstać.
– Aha.
8:17. Wchodzę skontrolować czy młodemu znowu coś nie spadło. Tym razem siedzi przy biurku. Na Teamsach trwa krzyżowy ogień pytań:
– Proszę pani, a co trzeba wpisać w drugim punkcie?
– Proszę pani, a ja mogę czwarty?
– Poczekaj jeszcze, może ktoś inny chce go przeczytać.
– Proszę pani, a co było w trzecim?
– PROSZĘ PANI, bo ja nie mogę znaleźć pióra!
Przysięgam, że jakby mi w tej chwili coś spadło, to też bym się położyła na podłodze i nie miała siły wstać.
Awaria internetu
Odcięło nas kompletnie od świata. Dzieci biegną do matki na skargę, matka leci do ojca, ojciec dzwoni na infolinię. Pan z infolinii pyta jakie procedury resetowania połączenia, routera i komputera zastosowaliśmy, po czym stwierdza, że to i tak bez znaczenia, bo on właśnie widzi, że to przerwa techniczna. Trwają prace konserwatorskie.
– Dajcie mi chwilę. Napiszę do waszych nauczycieli, że dzisiaj nie mamy neta i was nie będzie – mówię sięgając po komórkę.
– Nie musisz. Ja już napisałem do pani na czacie – oświadcza Najstarszy.
– Jak nie ma neta, to nie mogłeś nic wysłać, bo czat nie działa, Sheldonku – odpowiedziałam używając imienia jego ulubionego bohatera jako przezwiska, dla osłodzenia komunikatu.
Nie zrozumiał. Po godzinie zapytał mnie co oznacza czerwony napis po angielsku, że coś-tam-coś-tam failed i dlaczego nikt mu nie odpisał.
Weekend zaczyna się w piątek o 10
– A ty nie masz lekcji?
– Mam. Plastykę i muzykę. Piosenkę już zaśpiewałem i wysłałaś nagranie. Orła z waty będę wyklejał offline.
Przyjmuję do wiadomości, że nie ma sensu zużywać transferu na równoczesne wyklejanie godła przez wszystkich. Jednak ani trochę nie podoba mi się to, że moje dziecko zaczyna weekend w piątek o 10. A potem w niedzielę o 21:55 w oparach histerii wykleja orła, rysuje portret patrona szkoły albo warstwy lasu.
Dajcie znać, jak zdalna edukacja wygląda u Was.
ciąg dalszy nastąpi
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.