Wiele mówi się i pisze o tym, że mama też człowiek i potrzebuje chwili wytchnienia od rodziny i domowych obowiązków. Zwykle temat ten jest poruszany w kontekście wizyty w SPA albo sabatu czarownic czyli wypadu z przyjaciółkami na zwykłe babskie ploteczki. Tym razem Mama na Gigancie Was zaskoczy… pieszą wędrówką na Babią Górę.
Spis treści
Kilka słów o Babiej Górze
Babia Góra istnieje w świadomości każdego Polaka jako jeden z najwyższych szczytów zaraz obok Rysów, Śnieżki i Giewontu. Tak, wiem wymieszałam te szczyty jak tylko się dało, ale przeciętny Polak i tak tego nie zauważy ponieważ geografia w szkole była wieki świetlne temu i nikt już nie pamięta gdzie leży jaki szczyt. Ani tym bardziej jaką ma wysokość. Z tego powodu postanowiłam napisać kilka słów tytułem wprowadzenia to tematu wycieczki.
Babia Góra to najwyższy masyw górski Beskidu Żywieckiego, wokół którego został utworzony Babiogórski Park Narodowy. Choć sam szczyt zwany Diablakiem lub Babią Górą (1725 n.p.m) położony jest po stronie polskiej, to cały masyw leży na granicy Polski i Słowacji. Wchodząc na jego szczyt mijamy więc po drodze słupki graniczne, co stwarza niepowtarzalną okazję do zrobienia sobie zdjęcia jedną nogą w Polsce, a drugą za granicą.
Nazwa Babia Góra nie ma wbrew pozorom nic wspólnego z babą ani żadną kobietą, czarownicą czy jędzą – oznacza górę gór (baba oznaczała dawniej półokrągłą górę, a więc Babia Góra znaczy mniej więcej Góra Góra), a wszystkie legendy o czarownicach i wielkich babach usypujących górę, to tylko owoce wybujałej ludzkiej fantazji.
Na szczyt Babiej Góry wiedzie kilka szlaków:
Z polskiej strony najpopularniejszy jest szlak zaczynający się z Zawoi, z przełęczy Krowiarki, który wiedzie przez Sokolicę i Kopę na szczyt.
Drugi, mniej popularny, bo trudniejszy szlak z Markowych Szczawin przez Akademicką Perć jest aktualnie (do września 2015) w remoncie.
Na Babia Górę od polskiej strony można również wyjść szlakiem wychodzącym z Lipnicy Wielkiej, ale pomimo kilku prób nigdy mi się to nie udało z uwagi na złe oznaczenie szlaku (być może coś się w tym zakresie zmieniło). Na pamiątkę prób zastała nam jedynie pieczątka ze Schroniska w Przywarówce.
Od strony słowackiej szlak na Babią Górę jest znacznie mniej uczęszczany, co nie znaczy, że mniej zadbany. O ile sam dojazd do szlaku może stanowić pewien problem, to sam szlak jest oznaczony wspaniale i wiedzie łagodną drogą na której są liczne zadaszone miejsca postojowe.
Moja wędrówka i wspomnienia
Pierwszy raz na Babiej Górze była w wieku 10 lat i muszę przyznać, że moje wspomnienia z pierwszej wyprawy nie odbiegają prawie wcale od moich ostatnich doświadczeń.
Wychodząc z Krowiarek idzie się drogą zbudowaną ze stopni, która wiedzie przez gęsty las. Duża różnica wysokości i specyficzny mikroklimat sprawiają, że ten odcinek szlaku, który kończy się wejściem na Sokolicę (pierwszy punkt widokowy) jest najtrudniejszy do pokonania. Co prawda, nie ma już chmar much, które zapamiętałam na całe życie z pierwszej wycieczki, ale i tak idzie się źle.
Po minięciu Sokolicy wspinamy się na szczyt przez coraz rzadszy las, który z czasem przeradza się w kosodrzewinę, a potem już tylko gołą skałę. Ta część szlaku, choć również trudna, to dzięki wspaniałym widokom na Beskidy oraz Jezioro Orawskie i oddalone Tatry rekompensuje cały trud wspinaczki. Pamietam, że jako 10-latka podziwiałam widoki i przystawałam co chwilę, a nawet schodziłam ze szlaku głucha na upomnienia mojej mamy. Tym razem oprócz widoków widziałam jeszcze jedno – skały zakończone skarpą, które, choć kusiły widokami i świetnymi ujęciami, to budziły we mnie grozę. Doprawdy nie rozumiem jak to możliwe, że ludzie chodzą tym samym szlakiem z małymi, kilkuletnimi dziećmi prowadzonymi za rękę!
Tłumy turystów
W letnie sobotnie dni, kiedy słońce świeci jak na zamówienie, a na niebie nie ma ani jednej chmurki szczyt Babiej Góry wygląda tak, jakby cały ruch z Krupówek przeniósł się na Diablak. Zrobienie chocby jednego zdjęcia bez wysokogórskiego plażowicza (turysty z gołą klatą opalającego się i pozującego do zdjęć mimo lodowatego wiatru) graniczy niemalże z cudem. Idąc szlakiem odnosi się wrażenie, że to nie górska wycieczka, a pielgrzymka na Jasną Górę.
W taki dzień można się przekonać, że mityczny strażnik Parku Narodowego krążący po szlaku i pilnujący porządku nie jest wcale legendą. Wystarczy, by któryś z turystów wyciągnął papierosa, a zaraz zostaje upomniany – w Parku Narodowym nie można palić! Cóż, spotkanie górskiego strażnika to chyba jedyny plus wędrówki w dzikim tłumie turystów.
Czy może być coś bardziej samolubnego i zarazem odprężającego niż sobotnia ucieczka od męża i dzieci w góry?
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.