Na początku nie czułam się mamą

stopy-najpopularniejszy-temat-parentingowy

Wbrew temu, co sądzi większość kobiet oczekujących pierwszego dziecka, bycie mamą to nie coś, co dzieje z automatu. Do bycia mamą dorasta się tygodniami i miesiącami. A nawet latami.

Pierwsze chwile po porodzie, na które czeka miesiącami każda oczekująca dziecka kobieta, bywają jednym wielkim rozczarowaniem. Radość tulenia upragnionego dziecka miesza się z nadludzkim zmęczeniem, tęsknotą za normalnym życiem i niepewnością w opiece nad dzieckiem. Chwytające za serce obrazki uśmiechniętego dzidziusia i jeszcze bardziej uśmiechniętej mamy to kit, który wciskają nam spece od reklamy pieluch dla dzieci. Niestety, ciągle jeszcze wierzy w niego wiele przyszłych matek. Nikt im nie powiedział, że te chwile to najwyżej 2% macierzyństwa – słodka wisienka na wielosmakowym torcie.

Trudne początki macierzyństwa

Połóg to coś, czego nienawidzę z całego serca: niby-miesiączka trwająca kilka tygodni, huśtawka nastrojów, ból występujący w co najmniej trzech odmianach (bóle rany po porodzie, obkurczającej się macicy i piersi podczas karmienia) oraz chroniczne zmęczenie. Wszystko dopadło mnie za pierwszym razem z zaskoczenia i okazało się być bardzo niemiłą niespodzianką. Wyobraźnia pod koniec ciąży podsuwała mi sielskie obrazki, na których występowałam w roli szczęśliwej mamy, a moje radosne dziecko spało, jadło i rosło szczęśliwie. Wszystko to nijak się miało do tego, co przeżywałam po porodzie.

W domu, pierwszy raz odkąd sięgam pamięcią, panował nieopisany chaos. W łazience piętrzyło się pranie, które nie mieściło się w koszu na brudną bieliznę, ani nawet w misce. Brudy leżały w wannie i na podłodze. Pralka pracowała kilka razy dziennie, a suszarka z rozwieszonym mokrym praniem była rozstawiona dzień i noc. Kłęby kurzu fruwały po podłodze.

Żywiliśmy się tym, co przyniosła albo ugotowała nam moja mama. Wysłanie męża po zakupy skończyło się tym, że (chcąc poprawić mi nastrój) kupił pączki i truskawki. Na widok takich zakupów miałam ochotę udusić go gołymi rękami i zaraz po tym popełnić samobójstwo z rozpaczy, że nie mogę tego wszystkiego zjeść. Co z tego, że on, jako świeżo upieczony ojciec, nie wiedział, że tak naprawdę kupił kolkogenne pączki i wysypkotwórcze truskawki.

Nasz ukochany synek miał kolki, nie przybierał na wadze i ciągle płakał. Płakałam razem z nim. Z bezsilności i wyrzutów sumienia, że znowu zjadłam coś, czego nie powinnam była jeść. Mleko lało się ze mnie strumieniami i wkrótce dopadło mnie zapalenie piersi. Obu naraz. Brrr…straszne to były czasy.

Urodziłam, ale czy naprawdę jestem mamą?

Najgorsze jednak było to, że choć teraz napisałam „nasz ukochany synek” to wtedy wcale tak tego nie czułam. Urodziłam dziecko, ale nie byłam jeszcze mamą. Nie czułam się nią. Byłam wykończona, zmęczona i zagubiona. Patrzyłam na swoje dziecko i zastanawiałam się, co czuję. Zmęczenie? Smutek? Obojętność? A gdzie w tym wszystkim jest miłość?

Gdy płakał, płakałam razem z nim. Chciałam, żeby przestał, a ja nie wiedziałam dlaczego. Paradoksalnie, nie myślałam o tym, że nie umiem mu pomóc, ale o tym, że znowu zrobiłam coś źle i płacze z mojego powodu. Ta świadomość dobijała mnie psychicznie za każdym razem, gdy synek zaczynał płakać.

Jestem mamą!

Doskonale pamiętam ten dzień, gdy pierwszy raz poczułam się mamą. Poczułam, że jestem odpowiedzialna za moje dziecko i „mam tę moc”. Znalazłam w sobie siłę, by ze wszystkich sił walczyć o moje dziecko, gdy jest chore. Odszukałam cierpliwość, która nie opuszczała mnie nawet wtedy, gdy cały dzień marudziło i miałam wszystkiego dość.

Tego dnia przypadkiem trafiłam na swoje lustrzane odbicie i zobaczyłam w nim nie kobietę z dzieckiem, ale mamę. Niepostrzeżenie, z zagubionej dziewczyny z niemowlakiem w wózku, stałam się mamą – superwoman, która rozpoznaje sto dwa rodzaje płaczu niemowlaka, na kilometr wyczuwa nosem kupę w pieluszce i bystrym okiem lokalizuje wszystkie zagrożenia czyhające na jej dziecko.

Najważniejsze jest to, że w tej przemianie nie pomogły mi żadne opasłe księgi dla młodych rodziców, fora, grupy czy nawet blogi. Wystarczyło wsłuchać się we własną intuicję i zwracać baczną uwagę na potrzeby dziecka. Tylko tyle i aż tyle.

Mamą nie stajesz się w chwili porodu, ani nawet wtedy, gdy karmisz dziecko mlekiem z piersi.

Mamą stajesz się opiekując się swoim dzieckiem i każdego dnia przesuwając dalej granice swojej matczynej miłości oraz poświęcenia.

Czy ten artykuł był pomocny?

Przepraszamy.

Jak możemy poprawić artykuł?

Dziękujemy za przesłanie opinii.