Moja mama w tym roku obchodziła okrągłe „osiemnaste” urodziny, które postanowiliśmy uświetnić jakimś odlotowym prezentem. Długo myśleliśmy nad prezentem, ale nic wyjątkowego, na miarę wspaniałości mojej mamy nie wpadało nam do głowy. Odpaliłam więc neta, wpisałam prezent dla mamy i znalazłam… loty widokowe nad Tatrami. Idealny prezent dla mojej mamy!
Co mogłoby przebić przelot wokół Tatr?! Chyba tylko lot widokowy wokół Himalajów, ale to moja mama ma już za sobą. Niewiele myśląc wykupiliśmy voucher na lot, a mamie daliśmy wcześniej znać co ją czeka – na wypadek jakby przyszło jej do głowy wyrzucić bilet razem z całą tą śmieciową pocztą, która zapycha nam skrzynki.
Pewnej pięknej soboty udałyśmy się więc z mama i jej znajomą z pracy do Nowego Targu. Pogoda była piękna, świeciło słońce, ale widoczność chwilami pozostawiała cokolwiek do życzenia. Cóż, nie był to jeden z tych dni, kiedy widoczność sprawia, że można podziwiać Tatry stojąc na Wawelu, ale widoki i tak były wspaniałe. Przerażone (każda z nas przezywała to po cichu żeby nie siać paniki) wsiadłyśmy do samolotu i się zaczęło! Skręty, nawroty i lekkie turbulencje przyprawiające o mdłości czyli wszystko to czego najbardziej nie lubię w lataniu samolotem.
Podhale z lotu ptaka
Podziwianie Podhala, Tatr i Pienin z lotu ptaka przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Jak okiem sięgnąć ciągnęły się zielone lasy poprzecinane wstęgami pól i rzeką. Tu sznur samochodów na Zakopiance, tam traktor koszący pole na wzór ślimaczej skorupy, a ponad tym wszystkim my – w samolocie rzucającym cień niczym jaskółka w locie.
Po kilku minutach od startu już byliśmy nad Gubałówką, a zaraz potem nad Kościeliskiem. Nie minęło kilka chwil, a my już wypatrywałyśmy krzyża na Giewoncie. Góry były tuż, tuż… Zaledwie na wyciągnięcie ręki. Choć byliśmy wysoko w górze, na wysokości ich szczytów, to ani trochę nie utraciły nic ze swego majestatu.
Wystarczyło spojrzeć w dół, by ujrzeć drzewa powalone przez wiatr. Potężne i silne drzewa leżące jak rozrzucone zapałki przypadkiem wyrzucone z pudełka. Budziły respekt wobec niszczycielskiej siły górskiego wiatru. Przez chwilę, gdy wiatr szarpał naszym samolotem, a my lecieliśmy nad tymi „zapałkami” miałam obawy, że skończymy pośród nich. Szczególnie w chwili gdy pilot wykonywał manewr zawracania i samolot nieprzyjemnie przechylił się na bok. Uch, działo się!
Trzy Korony i jeden zamek
Po chwili szybko oddaliliśmy się w kierunku Bukowiny i Białki Tatrzańskiej, które nietrudno rozpoznać po kompleksie hotelowym i piaszczystym wspomnieniu narciarskiego przybytku – słynnego wyciągu. Poza tym nic tylko pola, pola i kilka domów w dolinie.
Przez moment miałam wrażenie, że wstęgi pól ciągną się bez końca, aż tu nagle pojawił się obraz przywodzący mi na myśl filmy przyrodnicze o Wodospadach Wiktorii czyli Zalew w Czorsztynie.
Turkusowa woda oprawiona w piaskowy brzeg i ciemnozielone lasy, a do tego biała stateczki przypominające małe, dziecięce łódeczki z papieru puszczone na wodę. Zaskoczył mnie taki obraz Zalewu Czorsztyńskiego. Całkowicie zaskoczył i swoją wielkością, i kształtem, i ta urzekającą oprawą. Sztuczne jezioro, stworzone przez człowieka w konkretnym praktycznym celu, a tu proszę: taka poezja! I to nawet z zamkiem!
Wracając powolutku w kierunku Nowego Targu rzuciliśmy jeszcze okiem na Trzy Korony oraz Dunajec wijący się pośród zielonych gór, a już po kilku minutach zniżaliśmy się do lądowania ponad dachami bloków.
40 minut lotu minęło błyskawicznie, a ja dowiedziałam się przy okazji, że w ciągu 40 minut jestem w stanie napstrykać ponad 400 zdjęć.
Co moja mama powiedziała po wyjściu z samolotu?
Fajnie było, ale nie róbcie mi więcej takich prezentów.
Nie ma sprawy mamusiu, ale co powiesz na lot balonem? ;)
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.