Przeprowadzka oczami dziecka

przeprowadzka-rodzina-niesie-kartony

Patrzę na świat wokół siebie. Wszystko się zmienia. Wszyscy gdzieś pędzą, przeprowadzają się, zmieniają pracę i mieszkanie. Dzisiaj wynająć mieszkanie w nowym miejscu jest łatwiej niż codziennie stać w korkach i dojeżdżać. Nie dziwię się. Nawet to pochwalam, bo przecież mniejsze korki to mniej spalin, czystsze powietrze i zdrowsi ludzie. Tyle tylko, że kiedy dorośli przenoszą się w nowe miejsce wraz z dziećmi to… zapala mi się czerwona lampka.

Półtora roku temu przeprowadziliśmy się ostatni (przynajmniej na jakiś czas) raz. Nasze nowe lokum było zaledwie 5 minut piechotą od tego starego i nie wiązało się z żadną inną zmianą. Nadal mogliśmy robić w tym samym miejscu zakupy, odwiedzać stary plac zabaw i nawet większość ludzi spotykanych na ulicy była ta sama. Mimo to Tygrysiaki bardzo to przeżyły. Codziennie było jojczenie, marudzenie i popadanie w histerię, że oni chcą wrócić do starego domku. Kiedyś wpadli nawet na pomysł związania starego domu z nowym sznurkiem i połączenia ich w jeden. Patrzyłam na ich tęsknotę za starymi kątami i czułam ból w sercu, bo doskonale wiedziałam co czują.

Przeprowadzki to moja specjalność

W dzieciństwie wiele razy się przenosiłam z miejsca na miejsce. Za każdym razem błyskawicznie zapuszczałam w nowym miejscu korzenie i nawiązywałam znajomości, przyjaźnie. Po tygodniu czułam się jakbym mieszkała tam od zawsze. A potem przychodził taki dzień, że trzeba było się spakować i przeprowadzić w nowe miejsce. Za każdym razem byłam wtedy wyrywana z korzeniami i przenoszona w nowe środowisko.

W sumie przeprowadzałam się do zupełnie nowego miasta cztery razy. Za każdym razem musiałam sobie nauczyć się nowej drogi do szkoły, polubić mój nowy pokój, na nowo ustawić ukochane zabawki i przyzwyczaić się do nowej huśtawki. Musiałam wyrobić sobie nowe nawyki, odnaleźć nowe miejsca do ulubionych zabaw i wkręcić się w nowe towarzystwo. Jedynie najbliższa rodzina pozostawała ta sama.

Z tamtego okresu życia zostało mi przekonanie, że dom to nie miejsce, ale rodzina, bliskie mi osoby i kilka ulubionych sprzętów. Dzisiaj mam 30 lat. Potrafię wyobrazić sobie siebie i mojego męża razem za 30 lat. Potrafię wyobrazić sobie nasze dorosłe już wtedy dzieci. Czasami nawet wyobrażam sobie, że będę pić kawę z tej samej filiżanki co teraz.

Za nic w świecie nie potrafię sobie jednak wyobrazić nas w tym samym miejscu.

Dom – miejsce, w którym mieszkam w tej chwili

Mam poczucie, że dom, ogród i wszystko co mnie otacza są tylko na chwilę. Nie czuję ani trochę przywiązania do miejsca, w którym mieszkamy. Lubię je, ale nie widzę tu siebie za jakieś 20-30 lat.

Nieustannie spodziewam się… przeprowadzki! Choć od prawie 20 lat mieszkam w tym samym mieście, to zdążyłam się przeprowadzić w jego graniach już trzy razy. Zdążyłam jeść codzienne śniadanie w czterech różnych kuchniach, witać co rano nowych sąsiadów, przecierać nowe ścieżki od domu do najbliższego przystanku czy sklepu.

Ciągłe zmiany otoczenia w dzieciństwie wpłynęły na to jaka jestem dzisiaj, a nieustanna potrzeba gnania w świat jest ze mną cały czas.

Mam wielką nadzieję, że zostaniemy tu już na zawsze. Ze wszystkich sił próbuję pozbyć się tego nachalnego uczucia, że to wszystko jest tylko na chwilę, że nie ma potrzeby się przywiązywać, inwestować wszystkich sił, czasu i pieniędzy w dom czy ogród. Przecież nie spakuję ich do walizki czy ciężarówki przy okazji kolejnej, dziesiątej już, przeprowadzki.

Jestem u siebie, na swoim, a jednak ciągle jakiś głos z tyłu głowy powtarza mi, że to tylko na chwilę. Stąd też mój apel.

Bycie wiecznym nomadem nie jest fajne. Nie przenoście się z miejsca na miejsce z byle powodu, bo będzie bliżej do pracy, okna będą na bardziej słoneczną stronę albo będziecie mieli większy salon. Nie róbcie tego, jeśli nie musicie. Nie róbcie tego swoim dzieciom, dla których taka zmiana będzie wyrwaniem z korzeniami.

Przeprowadzka oczami dziecka to nie krótsza droga do pracy, większy pokój czy koniec z wynoszeniem wózka po schodach na trzecie piętro. To wyrwanie ze znanego mu środowiska i zaburzenie poczucia bezpieczeństwa. To ogromny stres, który objawia się na przykład upiorami wychodzącymi z nowej szafy albo moczeniem, jąkaniem czy lękiem przed rozstaniem z mamą.

Nawet jeśli się Wam wydaje, że nowe miejsce otworzy przed nimi nowe możliwości, a dzięki przeprowadzce za granicę nauczą się nowego języka, to i tak zabieracie im coś cennego – przywiązanie do miejsca, w którym żyją. A przywiązanie do konkretnego otoczenia jest dla dziecka równie cenne jak więzy rodzinne. Miejcie tego świadomość.

Czy ten artykuł był pomocny?

Przepraszamy.

Jak możemy poprawić artykuł?

Dziękujemy za przesłanie opinii.