Od kilku lat w sezonie wakacyjnym media donoszą nam o paragonach grozy. Kto nie przeżył takiego paragonu, ten z całą pewnością o nich słyszał. Myślę sobie, że podobnie jest ze stoperami. Tymi wkładanymi do uszu przez rodziców płaczących głośno dzieci. Wielu o nich słyszało albo czytało, ale czy ktoś po nie sięgnął? Ja nie. Ale za to dane mi było zobaczyć stopery grozy na wakacjach.
Rodzinne wakacje nie należą do łatwych. Konflikty wybuchają co chwilę. Ktoś ma focha o coś. Komuś chce się pić, a komuś innego sikać. Ktoś chce loda, a ktoś inny frytki. Teraz. Już. Radzimy sobie jak umiemy. Staramy się robić to bez przemocy, z uwzględnieniem potrzeb, emocji i całej reszty. Wychodzi różnie. Czasem jest sukces, a czasem tragedia w 5 aktach.
Spis treści
Jak wychowują dzieci inne nacje?
Podsłuchuję i podpatruję trochę jak radzą sobie z tymi konfliktami inni rodzice. Szczególnie ci z innych krajów. To prawdziwa kopalnia pomysłów na wychowanie. Anglicy, na przykład, dają dzieciom luz, o jakim ja sama mogę tylko pomarzyć. Kąpiel w lodowatej wodzie w basenie? Proszę bardzo! Pływanie w deszczu? A jakże! Wożenie noworodka w spacerówce typu parasolka? To są jeszcze jakieś inne wózki???
W tym roku nie widziałam na wakacjach Anglików. Miałam obok siebie głównie Niemców, trochę Włochów, Holendrów, Słoweńców i Czechów. Czesi i Słoweńcy to prawie jak Polacy. Nic ciekawego: dużo gadają, ciągle upominają dzieci i strofują je, żeby się zachowywały przyzwoicie.
Moją uwagę przykuli głównie nadzwyczaj spokojni Niemcy.
Na kempingu łatwo ich poznać: mają porządek wokół namiotu/kampera/przyczepy. Dzieci są grzeczne, nie marudzą, sprzątają po sobie zabawki i nie zostawiają resztek pasty na umywalce. Nie krzyczą nawet podczas kąpieli. Chodzące oazy spokoju, nie to co moje rozbrykane Tygrysiaki.
Szokujący sposób na wybuch złości kilkulatka
Kiedy więc zobaczyłam kilkulatka z sąsiedniego namiotu w trakcie gigantycznego wybuchu wściekłości, to zapuściłam dyskretnego żurawia nad książki. Mama chłopca na pierwszy rzut oka wydawała się zadziwiająco spokojna. Mały wrzeszczał jak obdzierany ze skóry, a ta stała dwa metry od niego pokazywała mu coś ręką. Coś jakby niżej…
Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, co widzę.
Ona miała stopery w uszach. STOPERY, które wyjmowała, żeby sprawdzić czy jej syn jeszcze krzyczy. Następnie wkładała je w powrotem, a jemu pokazywała ręką, żeby był ciszej. Tym samym gestem, którym moja mama 30 lat temu prosiła o ściszenie telewizora.
Pierwsza reakcja
Szok. Niedowierzanie. Oburzenie. Chęć przywołania tego nieczułego babola do porządku, bo krzyczące, wyjące dziecko to nie telewizor do ściszenia gestem ręki. To mały człowiek zagubiony w swoich emocjach, potrzebach.
Druga reakcja
A może ta kobieta ma nadwrażliwość słuchową? Może to jej ustalona ze specjalistą self-regowa strategia dbania o nich oboje, unikania własnego wybuchu? Nie wiem, ale oceniam. Nie znam sytuacji, ale zakładam, że ona się nie zna na wychowaniu dzieci, że nie wie jak pomóc dziecku i samej sobie.
Dlaczego zakładam z góry, że to zła matka? Dlaczego mam ochotę ją pouczać? Wtrącać się? Przecież sama niedawno pisałam tutaj o mom-shamingu. Uderzyłam się dyskretnie w pierś na znak przyznania do winy i poszłam zająć się moimi rozwrzeszczanymi dziećmi.
Stopery to nie sposób na krzyczące dziecko
Używaliście kiedyś stoperów podczas wybuchu waszych dzieci? Ja do tej pory znałam takie sposoby tylko z memów i żartów rodziców. Nawet by mi nie przyszło do głowy, że ktoś naprawdę tego używa.
Jedyna sytuacja, w której znajduję zastosowanie dla stoperów, to tulenie niemowlęcia wyjącego z powodu kolki. Wtedy faktycznie mogą się przydać, żeby nie ogłuchnąć podczas tulenia, noszenia na rękach i masowania brzuszka. Zatyczki w uszach pomogą znieść ten krzyk i lepiej zaopiekować się maluszkiem.
Zatykanie uszu, żeby nie słyszeć płaczu dziecka, które przeżywa silne emocje, nie ma żadnego usprawiedliwienia.
To bezwzględne, przemocowe zachowanie.
To komunikowanie dziecku tego, że jego uczucia się nie liczą, że musi sobie samo z nimi radzić i że nie interesują nas jego przeżycia.
To, w końcu, zostawianie dziecka samego sobie, do czasu aż się nie dostosuje albo nie znajdzie samo sposobu na wyciszenie swoich emocji.
Nie sięgajcie po stopery, jeśli naprawdę nie musicie. A nawet jeśli musicie, to upewnijcie się, że obok jest ktoś, kto zaopiekuje się dzieckiem i pomoże mu się uspokoić. W przeciwnym razie za kilka lat dziecko wystawi wam paragon grozy w postaci problemów emocjonalnych. Chyba tego nie chcecie?
Przepraszamy.
Jak możemy poprawić artykuł?
Dziękujemy za przesłanie opinii.