Sierpień – nasze pierwsze wielkie wakacje

 Nela-czyta-sierpien

Sierpień ciągnął się nam jak długi, leniwy wąż. Wąż leżący głównie przed telewizorem albo wygrzewający się w słońcu i objadający się od rana do wieczora lodami. Cóż innego można robić, gdy temperatura na zewnątrz sięga prawie 40 stopni i nawet chodnik za domem, ukryty w cieniu, parzy w stopy?

W takich warunkach można jeszcze iść na osiedlowy plac zabaw, ale tylko po to, żeby się przekonać, że nikogo tam nie ma. W upalne dni wszyscy wylegają na podwórka dopiero późnym popołudniem, a czasami nawet dopiero wczesnym wieczorem. Mimo to tęsknota Tygrysiaków za przedszkolem i towarzystwem innych dzieci gnała nas na popołudniami na skąpany w słońcu plac zabaw, z którego uciekaliśmy na pobliski trawnik pod rozłożystymi kasztanowcami. Pod koniec miesiąca codzienne obleganie ławeczki w cieniu zbrzydło mi już do tego stopnia, że na sam widok osiedlowego placu zabaw dostawałam mdłości.

Wakacje w domu

Tegoroczny sierpień był wyjątkowy nie tylko pod względem temperatury, ale i pod względem ilości wolnych dni. Jaśniej mówiąc sierpień był pierwszym miesiącem bez przedszkola w historii naszej rodziny. Odkąd Tygrysiaki zostały przedszkolakami, czyli przez ponad trzy lata, nigdy nie zdarzyło się im tak długo przebywać z rodzicami i sobą nawzajem w domu. Smutna prawda jest taka, że Tygrysiaki to przedszkolne stworzenia, które co roku 2 maja dostają histerii, bo jak to tak: wczoraj zamknięte, bo święto, dzisiaj zamknięte, bo nie ma święta i jutro znowu zamknięte, bo święto?! Skoro robią aferę z powodu długiego weekendu, to wyobraźcie sobie jak zareagowały, gdy zostały zmuszone do przeżycia całego miesiąca bez p-kola!

Wiedząc, że przed nami trudny czas odwyku od przedszkolnego towarzystwa, starałam się jak mogłam, żeby im uatrakcyjnić ten czas. Byli więc u nas goście. Był więc basen w ogrodzie, a nawet grillowanie. Były też wycieczki na krakowski Rynek, do Myślenic, Tyńca, Szczyrzyca, Pieskowej Skały, w Gorce i na miejski basen.

Był nawet biwak na balkonie – mała namiastka spania w namiocie

Tak się złożyło, że nasze majowe wakacje w Grecji były w tym roku naszymi jedynymi wakacjami. Choć bardzo chcieliśmy pojechać na kemping, to w tym roku nie się to nie udało. Albo któreś z dzieci było chore. Albo Tata miał za dużo pracy. Albo kapała nam woda z dachu. Albo wielka ulewa zalała nam garaż. Albo jeszcze jakieś inne nieszczęście nam się przytrafiło. Tak więc…

Rozłożyłam dzieciom posłanie na balkonie i przykazałam im nie bać się ciemności, nie skakać z balkonu, nie spychać brata, nie straszyć siostry pająkami ani komarami i nie wołać mnie w środku nocy, bo i tak nie usłyszę.

Mówiąc to miałam poczucie, że zachowuję się jak matka-kwoka, ale przyznam Wam, że leżąc w nocy w łóżku żałowałam, że nie powiedziałam im jeszcze, żeby pod żadnym pozorem nie rozmawiali z nieznajomymi i żeby się nie dali porwać kosmitom.

Za spanie na balkonie, zrobienie dzieciom śmietankowego shake’a i przygotowanie na niedzielny obiad dewolaja à la mama (nie mylić z prawdziwym kotletem de volaille) zostałam okrzyknięta Super Mamą. A moje pokręcone dewolaje, które wcale nie sikały masłem jak Magda Gessler przykazała, zasłużyły w oczach moich dzieci odznaczenie „prawie jak z IKEI”. Przy takim wyróżnieniu mogą się schować wszystkie gwiazdki Michelina!

collage-sierpień

The best of Tygrysiakowy Fanpage… czyli czego Facebook Wam nie pokazał

Na koniec sierpniowych wspominków przypominam kilka naszych facebookowych postów. Pomimo prawie 6000 osób lubiących nasz fanpage zasięg niektórych postów jest tak niski, że do jego zapisania wystarczają spokojnie 3 cyfry.

Czy wiesz, jaki jest stan Twojego umysłu?

Kolejny dzień upalnych wakacji postanowiliśmy spędzić dla odmiany nie w ogródku i nie na basenie, ale w parku na placu zabaw. Gdybym wiedziała jak wielce pouczająca to będzie wyprawa, zabrałabym ze sobą notes, a najlepiej dyktafon…

Otóż roztapiam się w cieniu przy huśtawce lekko kołysząc spoconą Anielę, gdy do huśtawki obok podbiega mała dziewczynka. Na oko miała ze 2 lata, ale sądząc po stopniu zaawansowania w rozwoju mowy i umiejętności utrzymywania równowagi była pewnie z rok starsza.

Za małą pojawia się ojciec. Kulturalnie mówi mi „dzień dobry”, czym wyrywa mnie z sennego letargu. To „dzień dobry” wzbudza moją czujność. Nie znamy się, a on się wita. Albo nie jest stałym bywalcem na placu zabaw albo jest jakiś dziwny i trzeba go obserwować. Tacy jak on lubią dawać dobre rady innym rodzicom. Wiem, bo mój mąż też kiedyś taki był.

Pozornie udaję więc, że jego powitanie nie zrobiło na mnie wrażenia, ale tak naprawdę bacznie go obserwuję i słucham tego co mówi do swojego dziecka.

– Maju, ja cię posadzę na huśtawkę, ale musisz utrzymywać równowagę pupą. Pamiętaj, żeby prostować plecy.

Spoglądam z podziwem na małą, która najwyraźniej zrozumiała polecenie i siedzi tak jak jej ojciec przykazał. Huśtawka rusza. Mała jest zachwycona, ale ojciec po chwili przejawia objawy znudzenia.

– Maju, a może teraz zmienimy sprzęt na inny?

Mała mówi coś, czego nie słyszę. Słyszę za to doskonale odpowiedź jej ojca.

– Maju, „chcieć” i „musieć” to dwa różne STANY UMYSŁU. Ty nie musisz się huśtać tylko chcesz, a musisz zjeść rano śniadanie… Tylko nie wiem dlaczego nie chcesz tego zrobić – dorzuca po chwili pod nosem, trochę jakby w moim kierunku.

Po tych słowach mój umysł osiągnął stan ściętej jajecznicy. Nie mogłam (i nadal nie mogę) uwierzyć, że ktoś tak mówi do 3-letniego dziecka! Aż dziw bierze, że z takim podejściem do dzieci dali córce imię z wieczorynki, a nie jakieś bardziej wyszukane. Na przykład Hermenegilda, Gertuda albo Kasjopeja.

Wiem, że do dziecka należy mówić normalnie, a nie jak do dziecka. Myślę jednak, że ten ojciec pobił wszelkie rekordy mówiąc w taki sposób, że nawet niektórzy dorośli mogliby mieć problemy ze zrozumieniem jego wywodu.

chlopiec-zaslania-oczy-rekami

Czy cavalier to pies?

Moim marzeniem od dłuższego czasu jest drugi pies.  Najlepiej taki, który by lubił dzieci i był dla nich kompanem do zabawy, przyjacielem do przytulania i towarzyszem podczas chodzenia cała rodziną na spacery. Innymi słowy, szukamy zupełnego przeciwieństwa naszego domowego milorda, który chowa się przed dziećmi, nie umie chodzić na smyczy, na każdą próbę głaskania reaguje warczeniem i najchętniej całymi dniami rezydowałby łaskawie w swoim legowisku.

Od kilku(nastu) tygodni przeglądam namiętnie rasy psów w poszukiwaniu tej najbardziej przyjaznej dzieciom, która przy okazji podbije również serce mojego męża, który psiarzem nie jest ani trochę.

Dzisiaj na takim przeglądaniu ras przyłapała mnie Aniela. Weszła do pokoju, przyczłapała na tych swoich fafuśnych stópkach i wgramoliła mi się kolana spychając laptopa gdzieś w okolice kostek. Rozsiadła się jak najwygodniej potrafiła.

– Mama – powiedziała stanowczym tonem, co miało znaczyć mniej więcej: Kochana mamusiu, czym to się tak bardzo zajmujesz z samego rana, że nawet mnie nie zauważasz?

– Oglądam pieski. Zobacz jaki ładny piesek! – mówię do Nelci pokazując jej zdjęcie rozkosznego cavaliera.

– Au! Au! – odpowiedziała Nelcia wskazując palcem na psa gdzieś z boku strony. Mniej więcej tam, gdzie wskazuje strzałka! Wychodzi więc na to, że cavalier to nie pies, bo #NelaNiePoznaje

cavalier-pies-fragment-strony-internetowej

Umiem francuza!!!!!!

Chwalę się, bo cała pękam z dumy! Po wielu latach średnio udanych prób udało mi się opanować sztukę zaplątania dobieranego warkocza (tzw. francuza) na włosach moich dzieci. Cały sekret tkwi w tym, żeby je czymś zająć tak, żeby siedziały spokojnie i się nie wierciły. Jak widać na załączonym obrazku z przypadku Neli najlepiej sprawdza się posadzenie ją przy talerzu pełnym jedzenia. Nela-warkocz-dobierany-francuz

Wakacje nareszcie za nami!

Jak kania dżdżu wypatruję już pierwszych jesiennych liści na drzewach, ich zapachu i charakterystycznego szelestu. Szykuję worki na żołędzie i plecaki na kasztany, a idąc przez park rozglądam się w poszukiwaniu pierwszych kolczastych kulek z drzewa.

Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale po lecie trwającym od początku kwietnia do końca sierpnia marzę już o deszczowej i chłodnej jesieni.

 

Czy ten artykuł był pomocny?

Przepraszamy.

Jak możemy poprawić artykuł?

Dziękujemy za przesłanie opinii.