Londyn – zwiedzanie

Jak już wcześniej wspomniałam, nasz weekendowy wyjazd był pierwszą wizytą mojego męża w Londynie. Z tego powodu zdecydowaliśmy się na poświęcenie naszego mocno ograniczonego czasu na zobaczenie tylko najważniejszych zabytków. Wśród nich nie mogło oczywiście zabraknąć symboli angielskiej stolicy: pałacu Buckingham, Big Bena i Tower Bridge.

 

Zwiedzanie rozpoczęliśmy wyruszając z dworca autobusowego Victoria położonego niedaleko Buckingham Road – ulicy prowadzącej do pałacu królowej. Idąc strasznie ruchliwą i hałaśliwą ulicą mijaliśmy nastrojowe kawiarnie i sklepiki z pamiątkami. Na ostatnim skrzyżowaniu naszą uwagę przykuł wysoki mur zakończony drutem kolczastym. Więzienie? Koszary wojskowe? Nie. Rzut okiem na mapę i zagadka rozwiązana. To ogrody pałacu Buckingham. Prawdziwy tajemniczy ogród w samym sercu Londynu.

Wejście do pałacu Buckingham w Londynie

 

Pałac Buckingham

Mokry od deszczu niczym nie przypomina tej olśniewająco białej, imponującej budowli znanej z telewizji. Poszarzały, nasiąknięty wilgocią wyglądał jeszcze bardziej smutno niż go zapamiętałam z mojego pobytu tam x lat temu.

Nawet St. James Park, który przyciąga latem bujną zielenią teraz raczej straszył gołymi konarami drzew. Stety-niestety nie mieliśmy wielkiego wyboru i skręciliśmy w alejkę prowadzącą do niego. A tam niespodzianka!

Mewy, kaczki i łabędzie w St. James parku w LondynieSzara wiewiórka w londyńskim parku

Kaczki, mewy, łabędzie białe, łabędzie czarne i najróżniejsze ptactwo wodne jakiego nigdy w życiu nie widzieliśmy na oczy. A do tego wszystkiego chętnie pozujące do zdjęć wiewiórki i policjant na koniu. Zwierzyniec, jakich mało.

Westminster Abbey

Po sesji w parku poszliśmy w kierunku najbardziej znanej dzwonnicy świata – Big Bena. Zamiar obejrzenia opactwa Westminster w środku pozostał tylko zamiarem z uwagi na ceny biletów. Nie przypominam sobie, aby oglądanie jego wnętrza czy tablic nagrobkowych angielskich królów zrobiło na mnie ogromne wrażenie. A przynajmniej nie na tyle wielkie, żebym była skłonna podziwiać je jeszcze raz.W dodatku przy cenie biletu 20 GBP (20*5,5=110 PLN) za osobę! Takich jak my było całkiem sporo, bo kolejka była naprawdę niewielka, a i to chyba tylko z powodu grupy wycieczkowej, która wchodziła do środka.

Na pocieszenie dodam, że znajdujący się obok kościół św. Małgorzaty jest również baaardzo ładny, a wstęp do niego darmowy;)

Big Ben i diabelskie koło w Londynie

Big Ben

Chyba nie przesadzę pisząc, że jest to niekwestionowany symbol Londynu. W rzeczywistości sam wygląda trochę mniej imponująco niż można by to sobie wyobrażać. Ot, taki przycupnięty z boku, tuż przy ulicy. Patrząc na niego z mostu na Tamizie, w połączeniu z przylegającym do niego ogromnym budynkiem parlamentu, sprawia wrażenie małej, trochę jakby zabłąkanej wieżyczki, która przechodząc obok ulicą przytuliła się do innej wielkiej budowli.

Gorąco polecam wybrać się w te okolice po zmierzchu. Oświetlony budynek parlamentu swoją wielkością i rozmachem zapiera nocą dech w piersiach.

Trafalgar Square i okolice

Czym dla krakowian jest Rynek Główny z pomnikiem Adama Mickiewicza, tym dla londyńczyków jest Trafalgar Square z kolumną Nelsona i fontanną.

Będąc w okolicy postanowiłam pokazać K to, co mnie się najbardziej podoba w Londynie: dworzec Charing Cross i targ na Covent Garden.

Dworzec Charing Cross w Londynie

 

Co mnie urzeka na dworcu Charing Cross? Dach, przestrzeń i dworcowy zegar. To miejsce, które miałam zawsze przed oczami czytając Harry’ego Pottera. Scena gdy Harry wraz z przyjaciółmi wsiadają do pociągu odjeżdżającego do Hogwartu w mojej wyobraźni rozgrywała się zawsze pod tym dachem.

Covent Garden

Idąc kawałek dalej tą samą ulicą, doszliśmy do uliczki prowadzącej do mojego kolejnego magicznego miejsca w Londynie – „hali targowej” Covent Garden. Sama hala wyglądem nieco przypomina mi galerię Vittoria Emanuelle z Mediolanu. Co prawda, nie jest ani trochę tak bardzo imponująca. Zbudowano ją bardziej w angielskim stylu, jest więc bardziej swojska, ale to ani trochę nie umniejsza jej urody. Przezroczysty dach, stylowe lampy i dekoracje dodają uroku prześlicznym sklepikom z uroczymi pamiątkami.

Covent Garden w Londynie

Jest tu między innymi sklepik sprzedający rozpuszczalną czekoladę w proszku. Na niezdecydowanych klientów czeka mała niespodzianka: degustacja produktów. Mnie zdecydowanie najbardziej smakowała biała herbata o smaku czekolady z dodatkiem ekstraktu z kakaowca. Taka gorąca czekolada w wersji fit ;)
Chłopakom znudzonym oglądaniem wystaw i robieniem zakupów uliczni artyści-komicy dostarczą z pewnością wiele śmiechu. A przy okazji będą mogli poćwiczyć rozumienie angielskiego ze słuchu :)

Jubilee Market Hall w Londynie

W sąsiednim budynku Jubilee Market nie brakuje stoisk z pamiątkami i rękodziełem. Można tutaj kupić ręcznie dekorowane podkoszulki w niepowtarzalne wzory, śliczne ręcznie robione świece czy niepowtarzalną pamiątkę dla małej dziewczynki – szmacianą lalkę wraz z nosidełkiem.

Tower of London

Podczas naszego błyskawicznego zwiedzania Londynu nie mogło zabraknąć czasu na zobaczenie drugiego (po Big Benie) najbardziej imponującego zabytku: londyńskiej twierdzy Tower. Pierwszego dnia mieliśmy niestety za mało czasu i sił żeby tam dotrzeć, dlatego zostawiliśmy ją sobie na ostatnie chwile przed wylotem.

mury londyńskiej twierdzy

Tower of London - sepia

Zawsze gdy patrzę na tą średniowieczną twierdzę, zastanawiam się jak to możliwe, że ta piękna budowla była więzieniem z którego nie było ucieczki. Patrzę, podziwiam wieżyczki, mury… i zaraz potem wyobrażam sobie lochy pełne skazańców skutych grubymi łańcuchami. Zawsze chciałam mieć na ścianie wielką, najlepiej czarno-biała fotografię Tower of London. Jednak im dłużej się nad tym zastanawiam, tym straszniejsze mi się to wydaje.

Tower Bridge

Na zakończenie naszego pobytu wybraliśmy się na most przy twierdzy Tower. Pomimo całego mojego zachwytu twierdzą, nie może ona konkurować z tym imponującym mostem.

Tower Bridge - sepia

Nie dość, że Tower Bridge sam w sobie stanowi piękną ozdobę dla miasta, to jeszcze rozpościerające się z niego widoki na brzegi Tamizy są zachwycające. Nagle ma się wrażenie, że to wcale nie rzeka, a kanał; że to nie Londyn, a Wenecja. Urzekające kamieniczki przycupnięte na samym brzegu (a może już w wodzie?) w których okna uderzają fale rzeki kojarzą się bardziej z miastem budowanym na kanałach, a nie nad rzeką. A jednak to właśnie stojąc na Tower Bridge można zauważyć taką scenę.

Butlers Wharf z drugiego brzegu rzeki

Tower Bridge jest mostem zwodzonym, którego część jest podnoszona do góry gdy przepływa pod nim większy statek. Choć trudno mi w to uwierzyć, bo zwodzone mosty kojarzą mi się raczej ze średniowieczem niż z XXI wiekiem, to naprawdę tak jest – widziałam na własne oczy!

 

What’s next?

Z powodu ograniczonego czasu nie udało nam się zobaczyć kilku miejsc, które postaramy się odwiedzić następnym razem. Na pewno na naszej liście nie zabraknie Muzeum Historii Naturalnej, Muzeum Nauki (na pewno wybierzemy się tam na wspólne zwiedzanie jak Tygrysiaki jeszcze trochę podrosną) oraz Muzeum Sherlocka Holmesa na Baker Street. Przy okazji zwiedzania Londynu z Tygrysiakami postaramy się też wybrać do londyńskiego zoo. Myślę, że dzieciaki będą zachwycone!

Zobacz też:

Londyn - karta oyster do metra

Czy ten artykuł był pomocny?

Przepraszamy.

Jak możemy poprawić artykuł?

Dziękujemy za przesłanie opinii.