Atrakcje w Bieszczadach dla dzieci

bieszczady-liscie

Bieszczady to najdziksze rejony Polski, które wielu kojarzą się z górskimi wyprawami i survivalem. Jednak Bieszczady śmiało można zwiedzać z małymi dziećmi. Świeże powietrze, jezioro, góry i lasy zapraszają rodziców, którzy chcą odpocząć na łonie natury.

Bieszczady to góry, w których można jeszcze poczuć smak wielkiej przygody i stanąć oko w oko z dzikiem, wilkiem czy żubrem. Niekończące się kilometry lasów i łąk porastających wzniesienia zachęcają do długich wędrówek. Na próżno jednak, wśród opisanych przeze mnie atrakcji dla rodziców z dziećmi, szukać szlaków turystycznych, bieszczadzkich schronisk i widoków na połoniny.

Choć bardzo nad tym ubolewam, podczas pobytu w Bieszczadach, ani razu nie wybraliśmy się w góry. Całą swoją uwagę poświęciłam miejscom przyjaznym małym dzieciom (2 i 5 lat), a te zawsze chodzą własnymi drogami, a nie wyznaczonymi szlakami i za nic w świecie nie pozwolą się wsadzić do turystycznego nosidła. Jeśli więc jesteś rodzicem takiego właśnie dziecka i doskonale wiesz, że na wspólne górskie wyprawy przyjdzie Wam jeszcze kilka lat zaczekać, to ten wpis jest właśnie dla Ciebie.

Bieszczady dla przedszkolaka

Tydzień spędzony w Bieszczadach obfitował w rozmaite atrakcje. Było więc muzeum i zoo. Był rejs statkiem i przejażdżka zabytkowym pociągiem. Moim głównym założeniem było wybranie, spośród setki miejsc wartych zobaczenia w Bieszczadach, atrakcji, które spodobają się zarówno małym dzieciom, jak i dorosłym.

Nie sztuką jest bowiem wybrać się na szlak, do lasu czy do muzeum, które zanudzi dzieci na śmierć. Sztuką jest dostosować plan wycieczki tak, by i duzi i mali byli zadowoleni. Myślę, że tym razem nam się to udało.

1. Zapora w Solinie

Największa w Polsce zapora w Solinie to naprawdę imponująca budowla. Betonowy kolos o długości ponad 600 metrów i wysokości 82 metrów stanowi część wybudowanej w latach 60. XX wieku elektrowni wodnej. Utworzone dzięki niej Jezioro Solińskie jest zbiornikiem retencyjnym, rezerwuarem wody pitnej oraz miejscem życia wielu gatunków ryb, które można obserwować z zapory.

Komercja w Bieszczadach

Wielki deptak na koronie zapory, którym spacerują turyści to jedyne nieskomercjalizowane miejsce, którego nie przejęli we władanie właściciele kramów. Po obu stronach brzegu Jeziora Solińskiego czuć zapach smażonego oleju i widać chińską tandetę opatrzoną napisem „Bieszczady”.

Przepraszam, nie wszystko jest chińskie: łoscypki podhalańskie nie są. Ilekroć o nich myślę, zastanawiam się czy one faktycznie są przywożone z Podhala. Dużo bardziej opłacalne byłoby przecież wyrabianie ich na miejscu z bieszczadzkiego mleka, ale jaki wtedy miałoby sens sprzedawanie ich jako podhalańskie? Nie mogę sobie darować, że nie dopytałam o to na straganie, ale na widok łopscypków podhalańskich uciekłam jak oparzona.

Teraz już rozumiem, co miała na myśli Asia z bloga W kawiarence, która napisała o Solinie:

Tak trochę komercyjnie jak na Bieszczady. Ale niektórzy innych Bieszczad nie znają. Gwar, mnóstwo kiosków, budek, kiermaszy i małych rodzinnych restauracji.

Solina to najbardziej tandetne miejsce w Bieszczadach jakie widziałam!

Nieskomercjalizowany, wolny od chińskich zabawek bieszczadzki bazar zaczyna się już za Polańczykiem, gdzie stragany wyładowane są lokalnymi serami, proziakami (miejscowe bułki) i domowymi jagodziankami z prawdziwymi jagodami, a nie dżemem. Tam nie ma zakopiańskich ciupasek, chińskich maskotek, plastikowej Maszy ani zakręconych frytek. Są za to pyszne zupy, pierogi, miód i grzyby.

Wróćmy jednak do Soliny, bo jest naprawdę piękna…

 solina-widok-z-zapory

 solina-widok-z-zapory

bieszczady-zapora-solina

Rejs statkiem po Jeziorze Solińskim

Być nad Soliną z dziećmi i nie wybrać się na wycieczkę statkiem to niemalże zbrodnia. Statków, stateczków, łódek o rowerków wodnych jest tyle, że dzieci wam nie wybaczą, jeśli będąc nad Jeziorem Solińskim nie zafundujecie im rejsu. My tym razem zdecydowaliśmy się na przejażdżkę statkiem wycieczkowym.

Jezioro Solińskie ma bardzo nieregularną linię brzegową. Cyple z łagodnymi, piaszczystymi zejściami do wody sąsiadują ze stromymi zboczami porośniętymi gęstym lasem, który kończy się w miejscu, gdzie zaczyna się tafla wody. Słynne zielone wzgórza nad Soliną, które odbijają się w jeziorze nadają wodzie intensywnie zielony kolor i tworzą niepowtarzalne tło dla białych żaglówek, których na zalewie są setki, jeśli nie tysiące.

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że Jezioro Solińskie jest aż tak piękne. Siedząc nad wodą czy spacerując wzdłuż brzegu zachwycałam się widokami na pobliską przystań, a dzieci ochoczo liczyły przepływające żaglówki. Jednak dopiero płynąc statkiem zobaczyliśmy dzikie zakątki zalewu bez turystów i wypożyczalni kajaków.

Jezioro Solińskie, choć utworzone sztucznie zaledwie pół wieku temu, doskonale wpasowało się w bieszczadzką nieokiełznaną przyrodę. Jest tak samo dzikie i nieprzewidywalne.

 bieszczady-rodzinne-wakacje

bieszczady-solina

solina-zielona-woda

To nie Photoshop. Woda w Jeziorze Solińskim w niektórych miejscach jest naprawdę TAKA zielona!

2. Bieszczadzka Kolej Leśna

Co jest największą turystyczną atrakcją Bieszczad, której żaden rodzic nie może pominąć? Kolejka wąskotorowa!

Wieść niesie, że chętnych na przejazd Bieszczadzką Koleją Leśną jest tak dużo, że zdobycie biletów graniczy z cudem. Niezrażeni tymi doniesieniami pojechaliśmy przekonać się na własnej skórze jak te tłumy bieszczadzkich turystów wyglądają. Nawet jeśli nie dostalibyśmy się na pociąg, wycieczka nie byłaby zmarnowana, bo na początkowej stacji kolejki jest co zwiedzać.

Po pierwsze jest tam mały skansen kolejowy. Co prawda nie tak duży jak w Chabówce, ale jednak zdjęcie z kolejką i wywalonym jęzorem da się zrobić ;)

 bieszczady-skansen-kolejowy

Po drugie w budynku dawnego dworca mieści się muzeum z najróżniejszymi rzeczami używanymi niegdyś na kolei. Są czapki kolejarzy, dawne zegary z peronów oraz zabytkowe tablice ostrzegawcze.

muzeum-kolejowe-czapki-kolejarzy-zegar

muzuem-kolejowe-napisy-ostrzegawcze

muzeum-bieszczadzkiej-kolejki-lesnej

Tak naprawdę nie ryzykowaliśmy więc nic poza tym, że sam przejazd kolejką może nie dojść do skutku. Na szczęście jednak załapaliśmy się na ostatni, dodatkowo zorganizowany kurs do Balnicy, położonej na polsko-słowackiej granicy. Jak widać warto się nie poddawać i nie ufać plotkom.

Wagoniki kolejki są otwarte, więc wieje i leje do środka. Widoków praktycznie nie ma żadnych , bo trasa wiedzie głównie przez pola i las. Słowem: nudno i łatwo się przeziębić. – przestrzegali nas sąsiedzi z pola namiotowego twierdząc, że nie warto tam jechać.

Czy mieli rację? I tak, i nie.

Trasa faktycznie wiedzie przez głównie las, ale nie brakuje na niej mostów, górskich potoków i pól. Krajobraz jest zdominowany przez las, ale w Bieszczadach to standard, do którego idzie się szybko przyzwyczaić. Szczególnie, jeśli w samej w nazwie kolejki pojawia słowo Leśna.

Trasa przejazdu bieszczadzką kolejką wąskotorową jest urozmaicona: są zakręty, na których widać pięknie resztę pociągu; niestrzeżone przejazdy kolejowe, przed którymi maszynista wydaje dźwięki ostrzegawcze i wreszcie mijane po drodze stare bieszczadzkie chałupy.

Największą atrakcję dla dzieci stanowi jednak sam przejazd kolejką ciągniętą przez dymiącą lokomotywę. I nawet narzekania starszych, że to nieprawdziwy parowóz, a zwykły diesel, nic tu nie zmienią. Jest dym, jest zabawa i dzieciaki są szczęśliwe. Albo przerażone hałasem jak nasza Gaba ;)

bieszczady-dla-dzieci-kolejka

 bieszczady-kolejka-lesna-dla-dzieci

 bieszczady-z-dzieckiem-postoj-kolejki

Przejazd na trasie Majdan-Balnica trwa około 2 godzin, wliczając w to półgodzinny postój na spacer po przygranicznym lesie i zakupy na lokalnych straganach oferujących miód, grzyby i jagody. Przepyszną jagodziankę, taką jak ta, którą pałaszuje Mati, kupicie na początkowej stacji kolejki – polecam!

3. Leśny Zwierzyniec

Leśny Zwierzyniec w Lisznej to kolejny obowiązkowy przystanek rodzinnych wakacji w Bieszczadach. Jak można wyczytać w przewodnikach, bieszczadzkie mini zoo jest prowadzone przez miejscowego leśniczego, który zgromadził w nim ponad 30 gatunków ssaków i ptaków.

Po takim opisie moja wyobraźnia nie dawała mi spokoju. Byłam przekonana, że jeżeli LEŚNICZY prowadzi w Bieszczadach LEŚNY zwierzyniec, to musi to być coś podobnego do leśnego pogotowia dla jeleni, saren czy dzików (coś takiego jak w Mikołowie). Widziałam tam człowieka z pasją, oddanego swojej pracy, który z radością pomaga chorym zwierzętom…

Tymczasem Leśny Zwierzyniec okazał się typowo komercyjnym przedsięwzięciem. Co prawda nie ma tam kramów z balonikami, a parking jest nadal bezpłatny, ale… leśny szpital dla zwierząt to to nie jest. Jest to najzwyklejsze w świecie mini zoo z mieszanką polskich zwierząt hodowlanych, które można spotkać również na wolności. Nie brakuje tam jednak zwierząt importowanych takich jak: muflony, egzotyczne kury, struś, szop pracz, skunks czy… surykatki! Tak, surykatki można zobaczyć również w Bieszczadach!

Pominę tutaj etyczno-moralne kontrowersje związane z trzymaniem zwierząt na wybiegach albo w klatkach, które każdy musi rozważyć sam. W moim odczuciu to miejsce pozbawione spójnej idei, jakiejś wyższej myśli przewodniej.

Oto co możecie zobaczyć w Leśnym Zwierzyńcu:

  • zwierzęta leśne i łąkowe, które możemy spotkać również na łonie natury: daniele, jelenie, bociany, jeż, lisy, bażanty, dziki (sztuk 3);
  • zwierzęta hodowlane (na futra…): nutrie, lisy;
  • zwierzęta gospodarskie: kozy, gęsi, struś, egzotyczne kury;
  • zwierzęta hodowane hobbystycznie również w domach: myszki, świnki morskie, kanarki, papużki;
  • zwierzęta sprowadzane zza granicy, nie występujące w Polsce: skunks, szop pracz, muflony, paw, harris (myszołowiec towarzyski), sowa śnieżna, surykatki.

daniele

 bieszczady-lesny-ziwerzyniec-nutrie

nutria

/Te wielkie szczury albo bobry bez ogona (jak kto woli) to nutrie./

lisy

Lisy. Wyglądają słodko, ale koszmarnie śmierdzą.

dzik

Dzik. Bardziej przypomina świnię pogrążoną w depresji niż postrach lasów. Właśnie ten widok skłonił mnie do refleksji nad słusznością prowadzenia takiego przybytku.

strus

Emu. Co struś robi w LEŚNYM Zwierzyńcu??? Wyjada karmę z kubka.

gabi-goni-gesi

koziol

gesi

Takiego nagromadzenia gatunków kompletnie się nie spodziewałam. Na próżno próbowałam odnaleźć w nim jakiś sens czy główną ideę. W końcu doszłam do wniosku, że ktoś po prostu wpadł na pomysł zrobienia interesu na znudzonych turystach i zgromadził w jednym miejscu zwierzęta, które tylko wpadły mu do głowy.

Nie spodziewałam się również tego, że za sporej wielkości kubek z paszą do karmienia zwierząt trzeba będzie dodatkowo zapłacić – w końcu w krakowskim mini zoo jedzenie dla zwierząt rozdawane jest za darmo. Rozumiem, że jest to w pewnym sensie sposób na ograniczenie dokarmiania zwierząt, ale cena mogłaby być niższa. Szczególnie jeśli przy wejściu wisi kartka, że nie ma targowania – moja mama próbowała, z panem leśniczym naprawdę nie ma targowania. Żartów też nie, chyba, że na jego poziomie.

Czy warto tam jechać?

Pomimo moich mocno mieszanych uczuć do tego miejsca, muszę przyznać, że wycieczka do Leśnego Zwierzyńca była udana. Dzieciom się podobało, dorośli mieli okazję nakarmić z ręki daniele, jelenie i kozy. Ja dotknęłam poroża jelenia, moja mama została z doszczętnie oblizaną ręką, Gabi pogoniła gęsi, a Mati na własne oczy zobaczył dzika.

Jeśli więc nie macie dylematów moralnych i lubicie oglądać zwierzęta za kratkami, to jedźcie tam śmiało. Dzieci będą zadowolone.

4. Muzeum Historii Bieszczad

Małe, prywatne Muzeum Historii Bieszczad w Czarnej Górnej znalazło się na naszej trasie zupełnie przypadkiem. Choć jest to atrakcja raczej dla dorosłych niż dla dzieci, to i maluchy znajdą w nim coś dla siebie.

Muzeum Historii Bieszczad znajduje się na kompletnym bieszczadzkim odludziu, do którego jedzie się za znakami bitą drogą. W zasadzie, w połowie drogi między chylącymi się ku ruinie chałupami, miałam już ochotę zawrócić. Wiedziona jedynie duchem przygody nalegałam, żebyśmy jechali dalej, aż w końcu ukazała się naszym oczom drewniana tabliczka z napisem Muzeum.

Kompletna cisza, w której słychać każdy szmer, sprawiła, że pozwoliłam dzieciom pozostać na zewnątrz bez opieki. W ten sposób Tygrysiaki zajęły się zabawą kamykami, a ja z moją mamą mogłyśmy w spokoju posłuchać opowieści o dawnych Bieszczadach.

Mati nie byłby oczywiście sobą, gdyby przepuścił okazję obejrzenia z bliska prawdziwego karabinu (zżartego do połowy przez rdzę). Dzieci weszły więc do środka, aby obejrzeć interesujące je eksponaty: wielkie koła od wozu, stary tornister, maszynę do szycia, wagę i oczywiście artyleryjską amunicję.

muzeum-historii-bieszczad-wielkie-kola

 muzeum-historii-bieszczad-stare-buty

 maszyna-do-szycia-muzeum-historii-bieszczad

 muzeum-historii-bieszczad-waga

bieszczady-muzeum-amunicja-artyleryjska

Muzeum Historii Bieszczad powstało z prywatnej inicjatywy Rafała i LeAnn. Właściciel muzeum pozbierał starocie z całej okolicy i zebrał je w starej szopie. Osobiście opowiada o zgromadzonych przedmiotach z zaangażowaniem i miłością do Bieszczad. Jego opowieść o przesiedleńcach, walkach UPA i żołnierzach tu walczących, po których zostało jedynie kilka nieśmiertelników i pukiel włosów ukochanej, zapadają na długo w pamięć. Ukazuje historię nie jako suche fakty, ale splecione ze sobą losy wielu, wielu ludzi zaplątanych w wydarzenia dziejów.

Jeśli macie ochotę na niezapomnianą wycieczkę w przeszłość tych tajemniczych rejonów, ale nie macie odwagi zapuszczać się z dziećmi w las na poszukiwania zapomnianych bunkrów Linii Mołotowa, to Muzeum Historii Bieszczad będzie doskonałym kompromisem.

5. Ogród Biblijny w Myczkowcach

Ostatnim punktem na naszej liście miejsc do odwiedzenia z dzieckiem w Bieszczadach był ogród biblijny w Myczkowcach.

Popularne na całym świecie ogrody biblijne od blisko dziesięciu lat powstają również w Polsce i tak się składa, że jeden z nich znajduje się w Bieszczadach, w niedalekiej odległości od zapory w Solinie. Na powierzchni 80 arów przedstawiono w nim historię zbawienia, począwszy od Starego Testamentu po Zmartwychwstanie Chrystusa.

Czym jest ogród biblijny?

Główną ideą tworzenia ogrodów biblijnych jest przybliżanie świata starożytnych Izraelitów poprzez nagromadzenie roślin wymienionych w Piśmie Świętym oraz obrazowanie scen biblijnych i ówczesnych zwyczajów. Na pozór są to zwykłe ogrody, ale tak naprawdę ogrody biblijne to miejsca, w którym religia miesza się ze sztuką, dydaktyką i odpoczynkiem.

ogrod-biblijny-dekalog

ogrod-biblijny-swiatynia-salomona

ogrod-biblijny

Ogród w Myczkowcach jest naprawdę interesujący. Pojawiające się tu i ówdzie cytaty z Biblii serwują zwiedzającym solidną katechezę, ale bez zbędnego patosu i nakazu ciszy charakterystycznego dla miejsc skupienia. Dzieci mogą więc biegać, skakać i głośno zadawać pytania.

Starsze dzieci zaciekawią z pewnością miejsca i przedmioty z Nowego Testamentu – łódź rybacka, Ogród Oliwny czy Grób Chrystusa. Interesująca dla nich może być również część ogrodu ilustrująca świat ukazany w Przypowieściach – winnicę czy stado owiec.

 ogrod-bilijny-lodz

jezus-w-ogrodzie-oliwnym

W gąszczu zakazów…

Przed wejściem do ogrodu biblijnego warto wytłumaczyć dzieciom, jak należy się zachowywać w takim miejscu:

  1. Nie zrywamy kwiatków ani liści.
  2. Chodzimy tylko wyznaczonymi ścieżkami (nie przeskakujemy za płotki itp. elementy odgradzające).
  3. Nie wrzucamy kamyków do sadzawki.

Nie pytajcie ile z tych zakazów złamały Tygrysiaki. Cudem nikt nas stamtąd nie wyrzucił, ale teraz już wiem, że na pierwszą wizytę w ogrodzie botanicznym przyjdzie nam jeszcze trochę zaczekać. Możemy zwiedzać wspólnie muzea, ogrody zoologiczne, skanseny i zamki, ale ogrody i zabytkowe kościoły powinniśmy omijać szerokim łukiem, dopóki Tygrysiaki nie zaczną się odpowiednio zachowywać.

ogrod-biblijny-sadzawka

ogrod-biblijny

 bieszczasy-ogrod-biblijny

ogrod-biblijny-bluszcz

ogrod-biblijny-cytryna

W drugiej części ośrodka Caritasu w Myczkowcach znajduje się ogród miniatur świątyń religijnych – kościołów i cerkwi. Niestety, z powodu Tygrysiaków, które marudziły i źle się zachowywały w Ogrodzie Biblijnym nie weszliśmy do środka.

Rodzinne wakacje w Bieszczadach

W Bieszczadach byłam po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Świeże powietrze, morze zieleni i spokój stwarzają tam idealne warunki do rodzinnego wypoczynku. Co najważniejsze, nawet jeśli z różnych względów nie możecie się wybrać w góry ani długie wędrówki po lesie, to i tak w Bieszczadach nie będziecie się nudzić. Tutaj po prostu nie można się nudzić!

Na koniec poruszę jeszcze kwestie podniebienia, jakże istotne przy okazji każdego wyjazdu.

Domowe jedzenie w Bieszczadach

Ileż to razy w turystycznej miejscowości czułam na kilometr vegetę w zupie, pierogi pływały w smalcu, a na deser serwowano mi ciastko ze zgagą. Takiego jedzenia nie znalazłam w Bieszczadach!

Drożdżówki kupione na przypadkowym stoisku przy stacji kolejki wąskotorowej były prawdziwymi, domowymi wypiekami z leśnymi jagodami. Zupa zjedzona w barze na kempingu okazała się najpyszniejszą ogórkową świata, którą przebiła tylko pieczarkowa sprzedawana w tym samym barze następnego dnia. Pierogi ruskie zamówione w przydrożnej budce smakowały jak pierogi robione w domu – bez zbędnych przypraw, polepszaczy i płatków ziemniaczanych zamiast ziemniaków i sera. Co ciekawe, pierogi były polane rozsądną ilością roztopionego masła, a nie utopione w śmierdzącym tłuszczu.

Pierwszy raz na wakacjach pod namiotem nie musiałam gotować. Pyszne, domowe jedzenie było wszędzie na wyciągnięcie ręki.

Świeże powietrze, pyszne jedzenie i moc rodzinnych atrakcji – czy może być lepszy powód, by wyruszyć z dzieckiem w Bieszczady?

Znasz jakieś miejsce w Bieszczadach, które warto odwiedzić z dzieckiem? Napisz o nim komentarzu!

Czy ten artykuł był pomocny?

Przepraszamy.

Jak możemy poprawić artykuł?

Dziękujemy za przesłanie opinii.